sobota, 14 lutego 2015

Facet mojego życia, miłość i zakazana namiętność. Odcinek 25.

- No cześć! Jestem jak obiecałam! - Przyszłam jednak do niego. W moich planach była tylko zupa. Zrobię mu zupę i pójdę - tak sobie wymyśliłam.

- Cześć Joanno! Stęskniłem się! Stęskniłem się za twoimi sprawnymi rączkami, które zrobiły mi taką pyszną zupkę... Już nie mogę patrzeć na pizzę i pierogi ze sklepu. Uratowałaś mi życie ponownie. - Kurde tyle kitu na raz jeszcze nikomu nie nawciskałem. Ale...może efekt będzie taki jak zamierzam!

No i co? Makaron na uszy mi ponawijał a ja głupia uwierzyłam... Na co mi magisterium z psychologii, jak sama nie potrafię w prywatnych kontaktach rozgryźć człowieka. Poszłam robić zupę z mocnym postanowieniem wyjścia, jak tylko ją skończę! A atmosfera między nami gęstniała...

Przez całe pół godziny jak się gotowała zupa, rozmawialiśmy na tematy neutralne. Jak tam moja noga, jak tam panie w polityce, pogoda dobra - niedobra. Psy, koty i inne głupoty. O seksie ani razu a u mnie się kotłowało jak ją zaciągnąć do pokoju obok... Nic mi chyba nie pomoże, tylko zrobić z siebie nadal ciężko chorego i poczekać do skończenia zupy i pochwalić, że rączki całuję doskonałej pani kucharce!

- Bułkę do zupy posmarować ci masłem czy zrobić jak grzankę na patelni z serem żółtym? Jak wolisz? - Kończyłam zupę i zaraz będę się zbierać do wyjścia. Musze stąd uciec, bo coś zaczyna wyraźnie krążyć w powietrzu... Fluidy, feromony...kto wie co?

- Poproszę z masłem. - Aha Aśka kończy zupę. Pora brać się do dzieła. Napięcie w pokoju urosło już chyba do granic możliwości. Gęsta atmosfera jest wyraźnie wyczuwalna.
Podszedłem do niej od tyłu. Stała przy płycie kuchennej. Chwyciłem ją oburącz w pasie, żeby mi nie uciekła.
- Joanno! - Wyszeptałem wprost do jej ucha, starając się dmuchnąć we wrażliwy płatek ucha gorącym oddechem. - Nawet nie wiesz jak mi ciebie brakowało. - Mój głos był niski, stęskniony.
- Twojego głosu, obecności. Kojącej wszelki ból obecności. - Makaron na uszy nawijam ale to był tez fakt - w jakiś sposób jej obecność mnie koiła.
Aśka zaczęła ciężej oddychać. Chyba moje słowa, oddech i tak bliska obecność zaczęły ją podniecać! Jupi! Idzie to w dobrym kierunku. Teraz jej nie spłoszyć i będzie bzykanko.

Stałam przy tej kuchni całkiem bezwolna, słuchając jego czarującego głosu. Jego dotyk był przyjemny, ciepły.
Moje wytęsknione męskiego dotyku ciało zaczęło reagować podnieceniem, wcale mnie nie słuchając.
Chciałam wyjść...ale nie potrafiłam.
Pragnęłam go! Tak! Pragnęłam go jak jeszcze nigdy nikogo!

Moje ręce powoli zaczęły sunąć w górę Aśki ciała. Chciałem dotknąć jej piersi, tak starannie skrytych pod grubym golfem.

Ulegnę mu... Nie potrafię się mu oprzeć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz