czwartek, 28 grudnia 2017

S & D & RR. cd. 19. ZAKOŃCZENIE.

 Wyszłam spod prysznica owinięta w sam szlafrok. Ściągnęłam go przed wejściem do łóżka, bo chciałam się przytulić do gorącego, nagiego Pawła.
             - Nie chciałaś zoperować plastycznie tej blizny?
             - Nie. To pamiątka. Wspomnienie. Tak jak nie znikną ślady po dawnym ćpaniu. To część mojego życia.
            - Tak tylko pytam. Nawet dzisiaj wygląda, że bolało.
            - Wtedy tego nie czułam. Adrenalina. Wtedy najważniejsze było uratować jak najwięcej z naszych.
           - Kurde. Jestem policjantem już tak długo ale tego co ty doświadczyłaś jeszcze nie poznałem.
           - To się ciesz. To nic fajnego. Zostaje w tobie na zawsze.
Przytuliłam się do niego. Fajnie jest leżeć obok dobrego, gorącego, inteligentnego faceta. Czuć obok siebie to męskie, mocne ciało. Mieć się do kogo przytulić.
           - Ilu ludzi zabiłaś?
           - Wiesz, nie liczyłam. Nie ilość była istotna, tylko fakt, że wyeliminowało się kolejnego terrorystę. Że o jednego mniej.
           - Aga... Stary mówił, że miałaś trudny powrót do kraju i trudne pół roku. Rozwiniesz temat?
           - Rozwinę. Nie lubię niedopowiedzeń. Pytaj o co chcesz. Odpowiem na wszystkie pytania. Nie  wszystkie moje wspomnienia są fajne ale ich nie cofnę. Jest to część mojego życia. Bardzo chcę, żebyś mi ufał.
           - Gdybym ci nie ufał, to nie poszedłbym na tyły domu w tej akcji. Wiedziałem, że wiesz co robisz, choć bardzo się bałem o ciebie.
Pocałował mnie w czubek głowy. Jego pierś, na której miałam opartą głowę, uniosła się podczas westchnienia. Jego ramiona, którymi byłam otoczona, zacisnęły się jeszcze mocniej.
            - Facet był nie do uratowania. Ważniejsza była dziewczynka. Należało wyeliminować zagrożenie. Do końca miałam nadzieję, ze nie będzie to potrzebne.
             - Masz bardzo celną rękę. I pewną.
             - No fakt. Pomimo długoletniego ćpania.
             - Dlaczego zaczęłaś brać? Wiesz jaki to był dla mnie szok, jak zobaczyłem ślady na twoich rękach, ewidentnie od dragów. Taka fajna laska! Ja nienawidzę  ćpunów, handlarzy. Dlatego poszedłem do tej roboty.
             - A ja nie miałam nad sobą niczyjej pieczy. Nikt mnie przed tym nie ustrzegł a ponad to miałam wyrzuty sumienia, że to przeze mnie zginęli moi rodzice. Dziś już wiem, że to nie była moja wina ale zanim to do mnie dotarło, to już byłam na równi pochyłej. W ostatniej chwili uratował mnie Stary. Dlatego jestem mu wierna jak pies i on może w każdej chwili wejść i "na wszelki wypadek" zrobić mi test. Moje życie naprawdę nie było łatwe ale fajnie jest żyć i tego się teraz trzymam. Kiedy zginęli moi rodzice, to ja byłam wtedy z nimi w samochodzie. Jak umierała babcia, to byłam w robocie. Łukasz zginął na moich oczach. Teraz trafiłam na trudnego szefa...
Poczułam, jak Paweł nabrał powietrza, żeby coś powiedzieć.
            - Bardzo mi zależało, żeby dokonać swojej zemsty na tamtym dilerze. - Kontynuowałam. - Nawet kosztem własnego zdrowia. Miałam nadzieję, że Stary nadal mi ufa. W końcu to on znów wciągnął mnie do firmy. Niestety nie mogłam mu powiedzieć jaki mam plan. Potem trafiła nam się tamta akcja. Nie wiedziałam czy żyjesz ale bardzo chciałam cię uratować. Zasłużyć na twoje zaufanie, zwłaszcza po tym niecodziennym spotkaniu w szatni i tym, co nastąpiło potem. To jakieś niewytłumaczalne przyciąganie.
            - Ja też je czuję. Niezwykłe, niespotykane, rzadkie. Nie mogłem się tobie oprzeć i dlatego tak mnie bolało, bo wydawało mi się, że oszukujesz i nadal bierzesz.
           - Ja zapewniam, że jestem w sprawie dragów czysta jak łza. To trudne zwłaszcza jak zamknę oczy i widzę te wszystkie twarze...
           - Zabitych? - Paweł przytulił mnie jeszcze mocniej.
          - Wyeliminowanych. Naprawdę tak jest łatwiej to tłumaczyć. Sam fakt strzelenia komuś między przysłowiowe oczy jest trudny. Zwłaszcza, jak się ma po drugiej stronie celownika trzyletnią piękną dziewczynkę, która cała jest bombą. Albo tak jak dziś, kiedy od twojej pewnej ręki zależy życie zakładnika. Musisz wyeliminować emocje. Albo jak widzisz, że ciało twojego narzeczonego jest rozerwane na kilkanaście kawałków. A ty musisz, choć chce ci się wyć, zaszyć swoja ranę, rozerwaną przez kawałek karoserii a potem ratować resztę załogi, żeby miał kto wrócić z tej misji. A potem organizujesz pogrzeb najważniejszego człowieka, z którym miałaś wspólnie iść przez życie po zakończeniu misji. I to wszystko trzeba przepracować na trzeźwo. Bo wiesz, że nic na ten ból nie pomoże - ani dragi, ani wóda. Jak nie masz tej siły w sobie, to nic ci nie pomoże. Każdego ranka musisz wstać i spojrzeć sobie w twarz w lustrze i zaakceptować to, co widzisz. Bo ja nie potrafię robić nic innego. W biurze bym umarła.
              - Jesteś bohaterem. - Wyszeptał Paweł.
              - Nie jestem żadnym bohaterem. Jestem normalnym człowiekiem, który ma specyficzną przeszłość i niełatwą robotę.
              - Jak mogę ci pomóc? - Wyczułam w głosie Pawła, że się wzruszył.
             - Bądź ze mną, ufaj mi, kochaj mnie i kochaj się ze mną. Tylko tyle.
             - Faktycznie - niedużo. - Usłyszałam w głosie Pawła przymrużenie oka. - Jedno z tego mogę zrobić już teraz.
Chwycił mnie pod brodę. Poczułam na swoich ustach jego ciepłe wargi. Uniósł się na łokciu a mnie położył na plecy. Wszedł swoimi nogami między moje. Poczułam jego twarde przyrodzenie. Gorące, twarde i gotowe. W usta wtargnął niecierpliwy język. Jęknęłam. Lubię się z nim całować. Paweł złączył nasze dłonie. Zaczął całować moją szyję. Dołek obojczyka.  Podrażniał językiem sutki aż sterczały jak małe żołnierzyki. Doszedł do blizny przecinającej mój brzuch na pół. Syknęłam.
               - Ciiii mała... - Wyszeptał. Poczułam na brzuchu jego ciepły oddech. - Będę delikatny.
Obcałował całą bliznę. Każdy jej najmniejszy skrawek. Gdy doszedł do podbrzusza mój oddech był już bardzo krótki, bardzo urywany. Cały brzuch falował, czekając na rozkosz. Poczułam, że moja cipka zrobiła się już wilgotna, gorąca i chętna na przyjęcie jego kutasa. Zawinęłam nogi i próbowałam podciągnąć Pawła pupę tak, żeby wreszcie we mnie wszedł.
                - Chcesz tego mała? - Usłyszałam w swoim uchu szept.
                - Niczego bardziej nie pragnę... - Wyjęczałam...

Nawet nie muszę Wam opisywać ciągu dalszego. Nasze złączenie było absolutne. Porozumienie. Byliśmy na tę chwilę jednością. Niesamowite...

A co najważniejsze - bardzo dobrze nam się razem pracowało.

Koniec!

Zapraszam na kolejne opowieści. Mam nadzieję, że się spodobają. Proszę rozpowszechniać ;-)

niedziela, 10 grudnia 2017

Współlokator. 1.

Odwiedziłam dom rodziny.

Nie z własnej woli.

Poprosiła mnie o to moja siostra, która miała nadzieję, że to w ten weekend będzie WIELKI DZIEŃ. Zanosiło się na niespodziankę. Przy okazji była to 25 rocznica ślubu naszych rodziców. Nie lubiłam tam wracać. Nie było mnie w rodzinnym domu już chyba trzy lata. Wymawiałam się pracą, zdrowiem... Jakoś mi się udawało. Aż do teraz, bo moja siostra pofatygowała się mnie odwiedzić, choć mieszka w sąsiednim mieście, i poprosić o to, żebym w tym dniu była razem ze wszystkimi. Naprawdę obawiałam się tych odwiedzin...

Ja jestem tym dzieckiem, przez które  rodzice musieli się pożenić, bo byłam już w drodze. Oczywiście, że to nie moja wina ale tak najłatwiej usprawiedliwić siebie. Rodzice zawsze mieli mi to za złe. Co gorsze, to urodziłam się jak oni jeszcze nie mieli ślubu kościelnego, więc jestem dzieckiem nieślubnym w ich rozumieniu. Jak na złość, jak miałam pół roku, ojca zabrali do wojska (wtedy jeszcze było przymusowe), więc ślub kościelny się oddalił. Potem były nauki przedślubne, jakieś załatwianie brakujących bierzmowań i wreszcie nadszedł ten dzień. Po równo dziewięciu miesiącach pojawiła się na świecie ONA - Maria, moja młodsza siostra. Kocham swoja siostrę. To nie jest tak, że nie ale zawsze czułam się mniej kochana. Maria po prostu była ideałem: grzeczna, śliczna, ułożona, dobrze się uczyła, nie interesowała facetami. Ja sobie żyłam w tej rodzinie kochana ale bez przesady.

Żebyście dobrze zrozumieli - nie jestem jakimś brzydactwem. Jestem ładna, zgrabna, mam dobrą pracę, na zainteresowanie płci przeciwnej nie narzekam. Ale to ja byłam tą pierwszą, która uprawiała seks przedmałżeński, która nie wiedziała jak się dobrze zabezpieczać, przez co był strach czy nie jestem w ciąży, to ja jedyna używałam środków antykoncepcyjnych zakazanych przez kościół. O wagarach i używaniu alkoholu nie wspomnę. No cóż - nie jestem takim ideałem jakby chcieli moi rodzice.

Ale ja się lubię! I lubię swoje życie. Poza tym jednak ich kocham, kocham tez swoja młodszą siostrę i postanowiłam, że jestem gotowa na te odwiedziny zwłaszcza, że ona tak prosiła. To musi być rzeczywiście wielki dla niej dzień... Ciekawe...

Wysiadłam z taksówki. Ten dom nie zmienił się od piętnastu lat. No, może trawnik jest bardziej perfekcyjnie przycięty no i kwiaty bardziej dorodne... Dobra, niech każdy żyje tak jak chce... Byle by był szczęśliwy... Westchnęłam ciężko. To będą trudne trzy dni. Cały weekend...

W drzwiach stanęła mama. Perfekcyjna fryzura, perfekcyjny strój. Spódnica w ogóle nie była wymięta. Ona chyba nigdy nie siada. W każdym razie ja  nie potrafię siedzieć i nie wygnieść całego stroju. Właśnie! Teraz też wyglądam jak z krowiego pyska, cała wymięta. Mama otworzyła ramiona szeroko. Na twarzy pojawił się uśmiech numer trzy...
 - Witaj Agnieszko!
 - Dzień dobry mamo.
 - Och! Mogłabyś zainwestować w lepsze ubrania. Cała jesteś wymięta!
 - Ja też się cieszę, że cię widzę, mamo!
 - Wejdźmy. Ojciec czeka.
W domu panował półmrok. Drzewa okalające dom tak wyrosły, że zasłaniały cały widok i nie wpuszczały światła. A rodzice, pro - ekologiczni, nie zapalali świateł, gdy latarnie na ulicach jeszce się nie świeciły. W tym półmroku wydawało mi się, że ojciec zmarniał.
 - Witaj tato.
 - Dzień dobry. Ręce myłaś?
Urocza rodzinka. Na wejściu przypomnieli mi, dlaczego tak rzadko ich odwiedzam!
 - Aga! Witaj wnusiu!
Babcia zawsze mnie kochała. To ona dawała mi najwięcej uczucia i czasu mi najwięcej poświęcała.
 - Cześć babciu! Dobrze wyglądasz!
 - To z miłości... Ale sza! Nikomu ani słowa!
Położyła palec na moje usta. To oczywiste, że nie zdradzę jej tajemnicy. Zwłaszcza rodzicom.
Rozejrzałam się. Nic się nie zmieniło. Meble jak ustawił projektant, tak stoją do dziś. Nawet nie ruszyły się na milimetr. Wszystko perfekcyjne, pod linijkę. Nawet zakładki na zasłonach były równiusieńkie. Dobrze, że mama mnie nie odwiedza... Od razu zaczęła by u mnie sprzątać, układać itd. itp. A jeszcze gdyby się dowiedziała, ze ja nie mieszkam sama... Oj!
 - Agnieszko1 A gdzie twój....narzeczony?
 - Brak mamo takowego na horyzoncie. Jakoś mi się nie....
 - No tak. - Przerwała. - Jakbyś się szanowała, to znalazł by się jakiś porządny mężczyzna. Ale jak ktoś szaleje tak jak ty, to trudno się dziwić. - Kochana ta moja mamusia... Aż mi chrupnęło w szczęce, tak mocno ją zacisnęłam, żeby jej nie odpowiedzieć niegrzecznie. Bo postanowiłam być grzeczna i miła w ten weekend. Gdyby wiedziała...
 - Tak mamo. Pewno masz rację, jak zwykle.
 - Oczywiście, że mam.
 - Mama ma rację. - Dodał tato. Babcia westchnęła.  - Jesteś wnusiu szczęśliwa? - Objęła mnie w pół i przytuliła. - Tak, babciu. Jak na razie dobrze mi. Kiedyś się ustatkuję, jeszcze nie teraz.
 - Pójdź na górę do siebie. Przebierz się. Niedługo przyjeżdża twoja siostra. Nie możesz tak wyglądać.
 - Oczywiście mamo. Już idę.

No wkurwiają mnie. To oczywiste. Te ich skostnienie. Zasady. Jakby byli kukłami. To nie życie. Ale może są szczęśliwi. Wytrwam w swoim postanowieniu. Wytrwam. Będę miła. Małomówna. Grzeczna. I wkrótce wyjadę, i będę znów miała spokój na lata...

Mój panieński ( kurde ja nadal jestem panną hehehe) - licealny - pokój nic się nie zmienił. Narzuta na łóżko, zasłony, biurko. Lustro a za jego ramką te same obrazki. Dobrze, że nie ma na nim kredek... Jesu! Pewno będę musiała iść z nimi w niedzielę do kościoła, żeby mogli się pochwalić córkami przed sąsiadami. Dobrze, ze jest tu jeszcze babcia. Mam nadzieję, że nadal robi te swoje nalewki.

Z zamyślenia wyrwał mnie klakson samochodu. To pewnie taksówka, która przywiozła moją siostrę.  - Agnieszko zejdź na dół. Twoja siostra przyjechała.
 - Już schodzę!
Zeszłam na dół. Podeszłam do rodziców, którzy stali w drzwiach na powitanie gościa. Babcia została w salonie. Na dworze panował półmrok. Latarnie na ulicy były rozmieszczone dość rzadko a reflektory taksówki oświetlały niewielki skrawek jezdni. Kilka osób kręciło się przy bagażniku, wyciągając toboły. I toboły. I jeszcze więcej tobołów! Nieodrodna córka swej matki przyjechała...
 - Witaj rodzinko!
Nawet w tym półmroku zauważyłam, że przytyła od czasu, jak się widziałyśmy ostatnio półtora miesiąca temu. Moja siostra zawsze lubiła jeść, choć czasem potrafiła trzymać figurę na wodzy. To był jedyny jej mankament...

Mama otworzyła ramiona i zeszła dwa schody.
 - Witaj kochanie! Czekaliśmy tak długo na ciebie!
 - Witajcie! Niespodzianka! Przyprowadziłam wam niespodziewanego gościa!
Faktycznie. Z tobołami zbliżał się do nas jakiś facet, sądząc po sylwetce.
 - Mamo, tato, Agnieszko! Przedstawiam wam mojego bliskiego znajomego Jakuba.
 - Miło poznać! - Rozległ się dwugłos rodziców. Lampka nad drzwiami wejściowymi (oszczędnościowa oczywiście) zaczęła oświetlać naszego gościa. Rodzice podali mu swoje dłonie na przywitanie. Ja też swoją wyciągnęłam, jako grzeczna córka, i zamarłam.
 - Kuba! Miło mi... - Głos uwiązł mi w gardle. Kurwa mać! Ja pierdolę! To był Kuba, mój współlokator! Współlokator to mało powiedziane! To był facet, z którym mieszkaliśmy we wspólnie wynajmowanym mieszkaniu. Razem gotowaliśmy, razem sprzątaliśmy, razem do kurwy nędzy uprawialiśmy seks (i to jaki i gdzie), jak nie było nikogo innego na horyzoncie! A nawet jak ktoś był, to uprawialiśmy go razem, w różnych konfiguracjach płciowych! Ja pierdolę! A teraz moja młodsza, święta siostra przedstawia mi tego niewyżytego ogiera jako swojego potencjalnego, tak wynikało z naszej rozmowy, narzeczonego! Ja nie mogę! Z trudem przełknęłam ślinę.
 - Dobry wieczór... - Starałam się, żeby nie było po mnie widać, że się znamy. Już ja go dorwę, żeby pogadać! Jaja mu urwę. Czy ten perwers chce się zabawić z moją siostrą? Po moim trupie!
 - Zapraszam na kolację! - Mama zaczęła wszystkich wpychać do domu. - Bo komary nalecą. Zamykamy. Do stołu, zapraszam! - Wydaje mi się, że nikt nie zauważył...