niedziela, 28 maja 2017

S & D & RR. cd. 7.

Zaczęliśmy się zbierać. Sebastian jeszcze nie skończył się zastanawiać.
- Kurde chłopaki ale jeszcze nigdy w życiu nikogo nie zastrzeliłem. Aga jak to jest? - No to mój kolega strzelił jak kulą w płot. Pytanie co najmniej nie na miejscu. Skrzywiłam się.
- Snajper nie zabija. Snajper likwiduje zagrożenie. Tak to jest nazywane, żeby nie zwariować. A i tak jesteśmy pod szczególnym obstrzałem psychologa. - Jak to wytłumaczyć komuś, kto nigdy nie był na wojnie, choć wykonuje podobny zawód.
Paweł się nie odzywał. Ponurym wzrokiem patrzył raz na jednego, raz na drugiego.
- Seba no co ty! - Adrian chyba jakoś chciał spróbować oczyścić przyciężką atmosferę. - Przecież to terroryści. Ich trzeba likwidować i z tego powodu to łatwe. Wróg, to wróg. - Powiedział co wiedział, pomyślałam.
Chwyciłam za klamkę, żeby opuścić pokój. Odwróciłam się jednak do chłopaków i powiedziałam. - Zabijanie innego człowieka nigdy nie jest łatwe. Terrorysta to terrorysta, to fakt. Tylko, że czasem ten terrorysta ma niewiele więcej, niż trzy lata i piękne, czarne oczy, między które musisz trafić. - Wyszłam...

Pojechaliśmy z Pawłem, w absolutnym milczeniu, na zatrzymanie jakiegoś dilera. O dziwnej porze, przecież było jeszcze dość wczesne rano, ale Stary przekazał, że teraz jest on osiągalny. Ok. Nie skupiałam się na drodze. Próbowałam w ogóle nie myśleć o niczym, zwłaszcza o temacie porannej rozmowy. Nie wspominać. Nagle Paweł zatrzymał samochód na środku drogi i mówi.
- Zaparkuj gdzieś, włącz koguty i czekaj na mnie, zaraz przyjdę. - Rzucił w moją stronę. Ocknęłam się. Drzwi kierowcy trzasnęły. Wysiadłam i wtedy do mnie dotarło gdzie jesteśmy. To tu handluje dragami Bolo. To jego jechaliśmy zatrzymać? No kurde no! Bolo jest niebezpieczny! Nieobliczalny! Jest zasada, ze na zatrzymanie idzie się we dwoje. Kurde Paweł no! Na dodatek miejsca parkingowe były zajęte, nawet igły nie wciśniesz. Dość długą chwilę zajęło mi manewrowanie samochodem. Zostawiłam go na bombach i ani przez myśl mi nie przeszło czekać na Pawła. Poszłam. Przecież jesteśmy teamem. Partnerami czy tego chce, czy nie! Nie odeszłam daleko od samochodu, gdy usłyszałam coś... Coś jakby strzał? No jasne, że strzał. Ktoś strzelał i to nie był pojedynczy dźwięk ale kilka różnych! Wa mać! Wróciłam do samochodu. Aga myśl! Co tu zrobić? Jeżeli strzelał Paweł, to za chwilę pewno wyjdzie. Może Bolo jest postrzelony. Ale jednak jak to Pawła Bolo postrzelił, to jak ja wejdę z bronią do środka, to wtedy Bolo wymierzy gnata w Pawła i będzie sytuacja patowa. Poddam się, żeby ratować partnera i z zatrzymania nici i jeszcze Bolo ucieknie i się schowa na amen. Wymyśliłam coś innego, pomyślałam, że pójdę va banqe i może się uda. Schowałam broń, odznakę do torebki, wczułam się w rolę (jak ja nie lubię do tego wracać), odczekałam chwilę, wzięłam głęboki oddech i poszłam.

- Cześć! - Rzuciłam we wnętrze wypożyczalni kaset video, bo taką przykrywkę wymyślił sobie swego czasu Bolo. Jego nie zauważyłam.
- Cześć! - Wyłonił się wychodząc z zaplecza. Nie chciałam się zbytnio rozglądać ale Pawła nie zauważyłam.
- Bolo! Kopę lat! Miałam nadzieję, ze jeszcze tu jesteś. - Uśmiechnęłam się najbardziej naiwnie jak umiałam.
- No sie ma! - Miałam wrażenie, ze on ma nerwy ze stali. Nawet mu tzw. powieka nie drgnęła. Podszedł do mnie, objął i poczułam, ze odruchowo obmacuje, szukając czegoś podejrzanego, np. gnata.
- Masz coś? - Rzuciłam od razu, żeby przejść do tematu, żeby aby się nie domyślił co ja tu robię. Trzymałam nerwy na wodzy, starałam się mieć głos spokojny, wręcz flegmatyczny.
- Czego ci potrzeba? - Bolo zajarzył temat. Idę w to, może się uda!
- Czegoś lajtowego, czego nie wykryje się na testach. - Zobaczymy przy okazji co nowego oferuje rynek.
- Bratek mam. - Jesu to jeszcze krąży po rynku, pomyślałam?
- No co ty! Bratek to dla szczyli, gimbazy. Coś mocniejszego ale nie do wykrycia. Ja muszę jeszcze dziś wrócić do roboty! - Ile je jeszcze będę udawać narkomana co?
- Kwokę ci mogę dać. Tylko to mam. - Powiedział Bolo. Byłam ciekawa czy mówi prawdę, czy mnie sprawdza.
- Kwokę można wykryć. - No przynajmniej tak było, z tego co pamiętam.
- Ale nie nową Kwokę. Udoskonalona. Żadnym testem nie wykryjesz po trzech godzinach od zażycia. Gwarantowane. No chyba, że wcześniej używałaś czystej koki, no to się nałoży. Ale jak nie, to spoko. - Cały czas utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Ja też cały czas nasłuchiwałam czy gdzieś nie słychać aby odgłosu życia Pawła.
- Daj cokolwiek, bo już nie daję rady w tej robocie a ile można jechać na kawie. - Zamówiłam i co dalej?
- A na weekend czasem nie chcesz czegoś mocniejszego? - W Bolu obudziła się żyłka handlowca. Chwycił klienta na głodzie i idzie na całość.
- No nie wiem... - Zaczęłam się wahać. Żeby się nie domyślił po co tu jestem i żeby poudawać naiwną blondynkę. Blondynkę w ciągu.
- Masz wolne? Masz ciężką robotę? No to weekend dobry czas, żeby się zrelaksować. - Ciągnął sprzedaż. - Dam ci nowość. Odlot bez skutków ubocznych. - O mało co nie parsknęłam mu śmiechem w te parszywe oczka. Nie ma prochów bez skutków ubocznych. Stary tekst dilerów, żeby uzależnić swojego klienta.
- Kurde wyczułeś mnie. - Powiedziałam, żeby uśpić jego czujność. - Dawaj. Ale, żeby było dobre! Żadne kręcone śmieci. - No już wierzę, że będzie uczciwy! Pęknę ze śmiechu!
- No jasne, żadnych śmieci. Bierz i dobrze schowaj. - Podał mi dwa zawiniątka. - Tylko nie pomyl. - Bolo raczej mi uwierzył, że naprawdę potrzebuję dragów. To chyba tylko dlatego, że mnie znał, jako ostrą zawodniczkę i że starał się zachowywać, jakby naprawdę były mi one potrzebne. Rozbiegany wzrok, uciekający, drżenie rąk, które starałam się "nieporadnie" powstrzymywać, szybki oddech itp.
- Ile kasy ci wiszę? - Zapytałam. Sięgnęłam do torebki, że niby chcę wyciągnąć kasę.
- No jak dla ciebie... - Bolo taksował mnie wzrokiem. Ten facet naprawdę nie ma nerw. Co z Pawłem?! - Jak dla ciebie to 60 zyla i jeden szybki numerek. - To było coś w rodzaju komplementu. Bóg mi świadkiem - nawet w najcięższych czasach nie dawałam dupy za dragi! Tu cię mam! Zemsta jest słodka! Sięgnęłam do torebki.
- Kurwa no co ty! Popierdoliło cię suko?! - Pistolet wymierzony między oczy zawsze działał na przeciwnika.
- Tak! Wiesz przecież, ze ja zawsze byłam nieobliczalna. - Powiedziałam powoli, patrząc mu prosto w oczy i odbezpieczając broń. - Na ziemię! Kurwa już! - Podniosłam głos.
Bolo grzecznie się położył na środku wypożyczalni.
- Nogi szeroko, ręce na głowę. - Stałam cały czas w niego celując. Teraz mogłam się dokładniej rozglądnąć. Pawła na pewno nie było. Zaplecze!
- Grzecznie. Ręce. - Wiedział co robić. Skułam go. Pochyliłam się nad nim. Wyciągnęłam blachę. - Witam! Gdzie mój partner? Gadaj, bo cię zastrzelę podczas próby ucieczki. - Postraszyłam, bo napięcie i niepokój zaczęły u mnie wzrastać.
- Policyjna sucz, ja pierdolę. - Bolo pluł se w brodę, ze dał się podejść.
- Grzeczniej proszę. Gdzie? - Krzyknęłam i nadepnęłam go na nerki. Obcasem.
- Tam. - Warknął.
- Leżysz. Grzecznie! - Rzuciłam w jego kierunku.
Pobiegłam gdzie wskazał, czyli na zaplecze.
- Jesu Paweł! - Znalazłam go. Zakrwawiony leżał na zapleczu. Ręce skute. Pod okiem siniak. Dotknęłam jego szyi. Puls...

środa, 24 maja 2017

S & D & RR. cd. 6.

Tak koszmarnego dnia to już od dawna nie miałam...

Poszłam do roboty niewyspana. Przez całą noc śnili mi się raz Łukasz, raz Paweł... Naprawdę mam niefarta do tego faceta. Powoli zaczynam żałować, że wróciłam do firmy. Może powinnam się przenieść ale szkoda mi tego miejsca, bo i pozostałe towarzystwo jest super, i mam niedaleko do domu.  Z jednej strony mam uczucie, ze Paweł mnie nie cierpi ale za to z drugiej coś mnie do niego ciągnie. Nie wiem czy jego do mnie też, oprócz tego jednego razu. Tamtego wieczoru, który nie powinien się stać. Mam nadzieję, ze nie zapłacę za tamten błąd. Choć muszę przyznać, że to mi uświadomiło jak bardzo brakuje mi seksu. Że powoli zaczynam wracać do życia, zaczynają się budzić we mnie instynkty. Że samotność zaczyna mi dokuczać...

Weszłam do pokoju w którym mieliśmy ekspres do kawy. Oczywiście, jak zwykle, nikt nie zrobił kawy, każdy czekał na pierwszego jelenia, któremu zechce się nastawić ja dla wszystkich. Jak zwykle to ja miałam to szczęście, że nie mogłam bez kawy żyć i to ja ja szykowałam dla wszystkich. Chłopaki już siedzieli. Cały poranek był jakiś taki niemrawy...
- Cześć chłopaki. - Powiedziałam półgębkiem.
- Cześć... - Niemrawo odpowiedzieli Paweł i Sebastian. Adika, mojego partnera, na razie nie było.
Nastawiłam cały ekspres kawy i niecierpliwością czekałam aż kawa się przesączy. Nalałam sobie do kubka. Piłam na stojąco, nie chciało mi się na razie siadać.
- Cześć wiara! - Adik wpadł spóźniony.
- Cześć... - Odpowiedział mu niemrawy trójgłos.
- Aga! Masz pozdrowienia! - Poweekendowy Adi miał jednak więcej energii niż pozostali.
- Dziękuję! - Odpowiedziałam. - Od kogo?
- A mamy wspólnych znajomych, się okazało. - Rozgadał się zwykle milczący i małomówny Adi. - Pozdrawia cię Wojtek... Wojtek... Szczęch? - Adi najwyraźniej zapomniał nazwiska. Ja natomiast skojarzyłam z tym tylko jedno nazwisko.
- Wojtek Szczęsny? Wrócił? Cały i zdrowy? - Ucieszyłabym się, gdyby to był on. Że udało mu się wrócić w całości. Fajny był gość i kolega z Wojtka.
- Tak! Szczęsny, jak ten znany! - Ucieszył się Adi. - Cały i zdrowy.
- To jak go znów zobaczysz, to też go pozdrów. - Ucieszyłam się.
- Chłopaki ale wiecie co? Ten Wojtek mi powiedział, że. - Adi odwrócił się do mnie. - Dlaczego nie powiedziałaś, ze byłaś w wojsku i wyjechałaś na misję pokojową? - Zapytał mnie Adi.
- No jakoś się nie zgadało. - Odpowiedziałam, bo nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.
- W wojsku? - Nie dowierzał  Sebastian. - Kim tam mogłaś być? Sanitariuszką? - Zażartował nasz prześmiewca Sebastian.
- Nie, chłopaki! - Zaprotestował Adi. - Aga była snajperem! - Te słowa Adika wywołały poruszenie. - Wojtek mówił, że Aga uratowała pół oddziału a jak dostała w brzuch i rozpłatało ją na pół, to najpierw się zszyła, potem oddała swoje opatrunki chłopakom a potem ich ratowała. - No to wypalił z grubej rury. Musiał ten Adi być na tym spotkaniu, ze tak powiem, z lekka nietrzeźwy, sooro tak zapamiętał tę opowieść. Na słowa o rozpłatanym brzuchu wreszcie głowę podniósł Paweł i spojrzał wymownie na mnie.
- No coś chyba ktoś przekoloryzował. - Zaśmiałam się. - To było trochę inaczej.
- Ale snajperem byłaś? - Dopytywał Sebastian.
- No tak. Takie było moje zadanie. Wtedy snajper miał ochraniać konwoje z pomocą pokojową i to właśnie robiłam. A wtedy co opowiadał Wojtek, to właśnie wracaliśmy w dwa wozy do bazy. No i pierwszy z nich najechał na minę.
- Naprawdę sama się zszyłaś? - Dopytywał Sebastian. - Naprawdę masz szramę na brzuchu co się sama zszyłaś czy to bujda? - Dociekał Seba.
- Ma. Widziałem. - Odezwał się Paweł. Chłopaki spojrzeli na niego. Raczej nie wiedzieli skąd on o niej wie.
- To nie było zszywanie. - Odpowiedziałam szybko, żeby odwrócić ich uwagę. Ich głowy latały jak na meczu tenisa. - Mieliśmy na wyposażeniu takie coś jak taker tapicerski. Takie zszywki, którymi się łapało brzegi ramy i zszywało. Była zasada, że najpierw się ratuje siebie, żeby potem móc ratować innych. Bo jak siebie nie uratujesz, to już nikt tych innych nie uratuje. I to właśnie zrobiłam. I tyle.
- Wojtek jeszcze mówił, że to wtedy zginął twój... - Jednak doszliśmy do momentu, który nadal bolał... Urwałam szybko tę opowieść Adika.
- Tak. Wtedy zginął Łukasz. I kropka. - Spojrzałam na niego mrożącym spojrzeniem, żeby zrozumiał, że nie ma kontynuować tego tematu. Na szczęście w tym właśnie momencie wszedł Stary.
- No! Tuście się ukryli! A ja was szukam po całym wydziale. Do roboty! Dzisiaj zamieniacie się parami. Adi i Seba idą razem a Aga idzie z Pawłem. No już! Do roboty! - Pogonił nas Stary.

Ale ten fatalny dzień się jeszcze nie skończył...

wtorek, 23 maja 2017

S & D & RR. cd. 5.

Ciepła woda lała się z deszczownicy na moją twarz. Ekstatyczne uczucie. Jakby ciepły deszcz, tyle że ucywilizowany. Powoli namydlałam swoje ciało czekoladowym żelem pod prysznic. Jesu jak on pachnie!
Bardziej niż usłyszałam, to wyczułam jak ktoś wchodzi do łazienki. Drzwi prysznica się otworzyły i zamknęły. Wiedziałam kto to. Poczułam na karku jego delikatny dotyk. Palce miał długie, mocne ale jednocześnie delikatne. Zaczął wodzić nimi wzdłuż mojego kręgosłupa. Powoli, delikatnie.  Zabrał ode mnie gąbkę i kontynuował rozpoczęte przeze mnie namydlanie. Kolistymi ruchami Zaczął myć najpierw mój kark. Oddałam się pieszczocie jego delikatnego dotyku. Pochyliłam głowę na bok, żeby się wsłuchać w jego ledwo słyszalny oddech... Jego ruchy były powolne. Miałam wrażenie, że jestem w SPA i mojego nagiego ciała dotyka dobry masażysta. Dotyk przeniósł się na plecy. Nie potrafiłam się ruszyć. Było mi tak dobrze! Ciepło, zapach czekolady i ON... Poczułam mrowienie w dole brzucha. Podniecenie, zakochanie...Odłożył gąbkę. Sięgnął na półkę po mydło, namydlił ręce. Jego ręce powędrowały na mój brzuch. Ruchy miał powolne, stanowcze. Jego ręce powoli przesuwały się w górę. Mój oddech stał się urywany. Przysunął się do mnie. Oparłam się plecami o jego nagi tors. Głowę położyłam na jego ramieniu. Przymknęłam oczy. Ciepła woda powoli opływała moje krągłości. Spod przymkniętych powiek zauważyłam, że moje sutki sterczą... Podniecenie i przyjemność... Jego ręce dotarły do moich piersi. Objęły je od dołu i zaczęły myć. Piana spływała z nich poprzez brzuch, na moje podniecone łono. Jednocześnie chciałam, żeby ta chwila trwała, i żeby się skończyła spełnieniem w łóżku. Poczułam jego ręce na swoim brzuchu. Wywołało to ogromną falę podniecenia. Motyle w brzuchu, ciepło, fale podniecenia. Spłycenie oddechu. Masaż był delikatny ale stanowczy. Dłonie zataczały koła, co raz mniejsze. Posuwały się w dół, do środka. Po chwili jedna powędrowała do moich ust. Pochylił się nad moją szyją i poczułam pocałunki. Moje usta ssały jeden z jego palców. Między nogami poczułam mocną dłoń. Wsunęła się między moje uda. Weszła między wargi sromowe. Wzięłam głębszy oddech. Syknęłam z podniecenia. W pochwie poczułam place. Długie, mocne, sprawne. Pocierały ścianki pochwy, szukając punktu G. Równocześnie dłoń ocierała się o nadwrażliwą z podniecenia łechtaczkę. Mój oddech stał się szybki, co raz szybszy, urywany. Obróciłam głowę w jego kierunku, żeby pocałować mojego narzeczonego - Łukasza. Ten specyficzny dotyk rozpoznałabym na końcu świata! Jesu jak ja go kocham. Jak ja kocham jego dotyk. Jak kocham się z nim kochać. Jesteśmy tak doskonale do siebie dopasowani...

Otworzyłam oczy... Zobaczyłam Pawła. To był PAWEŁ!!!

Hyyyyyyyyyyy............

Obudził mnie mój własny krzyk. Byłam zlana potem. Dopiero po krótkiej chwili do mnie dotarło co się stało...

Śniłam o Łukaszu. Wyraźnie czułam na sobie jego dotyk. W sobie czułam jego dotyk. Jego specyficzny dotyk. Obudziłam się. I nagle do mnie dotarło, że Łukasza już nie ma! Już nigdy go nie zobaczę i już nigdy mnie nie dotknie. A ten, o którym śniłam, to był Paweł... Dlaczego ten facet tak mi zapadł w pamięć, głowę?

Jesu jak się pokręciło...

wtorek, 2 maja 2017

S & D & RR. cd. 4.

- Rozkuj ją Paweł. - Głos Stefana był bardzo, bardzo stanowczy.
- Za boga chińskiego! Nie, Stary! Jest zatrzymana na gorącym uczynku a tego się nie wybacza w tej firmie dopóki ja tu jestem! - Paweł protestował.
- Kurde daj kluczyki do kajdanek. To nasz człowiek! - Irytacja Starego zaczęła sięgać zenitu.
Stary - chyba każdy go zna. Człowiek, któremu zawdzięczam, nie omieszkam się to przypomnieć, swoje życie. Człowiek, który mi ufa, że jestem czysta ale pomimo tego nadal mnie sprawdza. Człowiek, który pozwolił mi wykonać tę akcję ze złapaniem Ryżego Wieśka ale który nie wiedział jak jest niebezpieczna dla mnie i jak może się potoczyć. Uśpiłam jego czujność. Gdybym go w to wtajemniczyła, to pewno nigdy by na to nie pozwolił, chciałby to zrobić legalnie a wtedy z akcji nici...
Mój nowy szef, jak się okazało wkrótce - Paweł, rzucił w stronę Starego kluczyki tak, że prawie spadły z biurka. Stary mnie rozkuł i już wiedziałam, że z całą pewnością zauważył ślad po wkłuciu na mojej ręce.
Ja tymczasem zaczynałam trzeźwieć. Już nie miałam zwidów, że jestem na wakacjach na Krecie, tylko dotarło do mnie, że aresztowali mnie czarni razem z Ryżym Wiesiem. Fakt - nie wszystko poszło zgodnie z moim planem. Akcja miała wyglądać inaczej. Czarni się spóźnili, dlatego musiałam dalej grać przed Wieśkiem i pozwoliłam sobie dać w żyłę. I wtedy wpadli oni. Jak się okazało razem z nimi był mój nowy szef - Paweł. Człowiek, który był w 250% oddany swojej pracy. Człowiek, który nie znosił narkotyków i narkomanów. Zwalczał i dilerów, i ćpunów. Nie wiedział o całej akcji, bo prosiłam Starego, żeby nikogo nie wtajemniczał w szczegóły, bo wtedy Ryży Wiesiek się nam wywinie. I właśnie dlatego miałam u niego przerąbane. Teraz to już mi nigdy nie uwierzy, że ja od dziesięciu lat jestem czysta, że już nie biorę... Fak!!!A może Stary mu wytłumaczy... A może nasza współpraca się jednak ułoży... (tylko kto w to uwierzy)...
Stary mnie rozkuł. Rozmasowałam nadgarstki. Kurde byłam w kajdankach drugi raz w życiu. Boli.  Nie podnosiłam głowy z obawy, że mnie zjedzie jak rudą sukę za nieudaną po części akcję. Poza tym oczy mnie szczypały, światło raziło. Wyczułam jednak, że jest jakieś napięcie.
- Aga! - Zawołał Stary. 
Pokręciłam głową.
- Aga spójrz na mnie! - Stary nie dawał za wygraną. Chciał sprawdzić i wiedziałam że to, co zobaczy mu się nie spodoba. Kurwa jak z tego wybrnąć?!
- Agnieszka! - Stary podniósł głos. Zastosował też słowo - znak, na który musiałam zareagować. Taka była między nami umowa.
Spojrzałam na niego. I od razu spuściłam oczy - światło naprawdę mnie raziło.
Stary zaczął rzucać najgorszymi przekleństwami, nie do zacytowania. Paweł obserwował nas zza biurka.
- Wykorzystałaś sytuację Aga! Jak mogłaś. - Wysyczał do mnie wkur........ y Stefan.
Zerwałam się z krzesła. - To nie tak, Stefan! - Chwyciłam go za rękaw. Wyrwał się.
- Oszukałaś mnie... - Wzrok, jaki mi rzucił Stefan, mówił wiele. Był wściekły, zaskoczony, zawiedziony.
Odetchnęłam głęboko...
- To nie tak, Stefan. - Powiedziałam spokojnie. Stanowczo. - Daj sobie wytłumaczyć.
- Nie! - Nasze spojrzenia wrzały, latały między mani błyskawice wściekłości. - Czytałem skrócony opis akcji. Na ręce masz ślad. Co tu wyjaśniać. - Wypluł z siebie słowa z szybkością karabinu Stefan.
- To pozwól sobie chociaż opowiedzieć jak to wyglądało z mojej strony. - Musiałam ratować to coś, co nas ze sobą łączyło. Nasze porozumienie i zaufanie.
- No ciekawe co wymyślisz. - Z przekąsem wydukał Stefan.
- Szykując całą akcję rozpatrywałam wszystkie możliwe scenariusze. Jednym z nich był też taki, że czarni nie zdążą. I co wtedy. A zależało mi, żeby złapać Wieśka na dilerce, na gorącym uczynku. Żeby się już nie wywinął. No i właśnie ten scenariusz się ziścił, nie wiem czy doczytałeś, ale czarni  się spóźnili. Prozaicznie korek w mieście ich zatrzymał. Wcześniej, w związku z planowaniem akcji skonsultowałam się z Asią. Nie chciałam żeby mi się coś stało. Wolałam wszystko przewidzieć. Asia dała mi antidotum - substancję która niweluje skutki zażywania narkotyków. Otumaniają ale tylko na chwilę. Co chyba jeszcze nadal widać, sądząc po twojej reakcji. - Jakoś tak podczas naszej rozmowy oboje pomijaliśmy Pawła. Jakby w ogóle go nie było w pokoju. On też się nie wtrącał, słuchał. - Psychicznie jestem już trzeźwa. Za boga chińskiego nie wzięłabym już dragów. Przecież wiesz. Ale tym razem musiałam zaryzykować, bo złapanie Ryżego Wieśka było ważniejsze. - Opowiedziałam w skrócie całą akcję.
- Ważniejsze od czego? Od własnego zdrowia i życia? - Zapytał Stary.
- Ważniejsze, bo teraz go wsadzę na długie lata i już nikomu nie sprzeda więcej towaru. Już nikogo nie zatruje KRAK-iem. - Wysyczałam, bo właśnie o to mi chodziło.
Stary chyba zrozumiał, bo pokiwał głową. Myślę, że między nami znowu będzie komitywa, ale że znowu będzie mnie sprawdzał (teraz wiecie dlaczego przyszedł tego wieczora kiedy to ja z Pawłem...ten teges... z odc. 3.).
Drzwi się uchyliły i pojawiła się w nich głowa jakiegoś młodego. - Szefie doprowadzono drugiego zatrzymanego.
- Dziękuję. - Odrzekł Paweł.
Stary podał mi rękę na zgodę. - Dzięki Stefan. - Wyszeptałam.
- Moja blacha. - Warknęłam w stronę Pawła. Wiedziałam, że to on ją zabrał, bo jak mnie czarni powalili a mundurowi poznali, że ja z firmy, to on ją zabrał i przeglądał. Byłam otumaniona dragami ale nie na tyle, żeby tego faktu nie skojarzyć.
Wyciągnęłam rękę w jego kierunku ale nawet na niego nie spojrzałam. Jakoś go nie polubiłam dlatego nic nie tłumaczy odc. 3.
- Masz, kurwa! - Paweł rzucił w moim kierunku moją odznaką.
Sięgnęłam po nią na biurko, założyłam na szyję i poszłam do drugiego pokoju przesłuchań. Wychodząc usłyszałam. - Wyjaśni mi to ktoś wreszcie, bo ja nic nie kumam do kurwy nędzy. - Rzucił Paweł. Potem się okazało, że wyjaśniali sobie to potem, bo teraz poszli za mną.
Weszłam do pokoju gdzie dostarczyli Ryżego Wieśka. Diler. Diler, u którego nie raz kupowałam dragi. Który najpierw z nami ćpał a potem się ocknął i doszedł do wniosku, że zrobi lepiej, gdy będzie na nas zarabiał, niż sam sobie marnował życie i zdrowie. Ja niestety wtedy nie byłam taka mądra...
- Witaj Wiesiu! - Odezwałam się i usiadłam po drugiej stronie.
- Kurwa wróciłaś do psiarni... - Wiesiek obrzucił mnie niezbyt przychylnym spojrzeniem.
- Tak, wróciłam. I wreszcie cię dopadłam! Teraz się nie wywiniesz! - Rzuciłam mu w twarz.
- Przecież to TY przyszłaś do mnie zaćpać. Jak się z tego wywiniesz? - Próbował mnie wybić Wiesiek.
- Już ty się o to nie martw. Ja sobie dam radę. Za to ty pójdziesz siedzieć na długie lata. Teraz bekniesz. - Tak się siłowaliśmy na słowa.
- Ja beknę? Ja? Gdyby nie ja, ćpunie, to być już dawno zdechła. To ja ci uratowałem życie. - Wypomniał Wiesiek. Fakt, miał rację.
- Właśnie dlatego już dwa razy pozwoliłam ci się wywinąć. Ale teraz przegiąłeś pałę. To przez ciebie Zośka umarła. - Wreszcie wyrzuciłam z siebie powód mojej zemsty na Wieśku. Tak, tym samym Wieśku, który wtedy podrzucił mnie na Izbę Przyjęć do szpitala, gdzie szczęśliwie znalazł mnie Stary (było o tym we wcześniejszej opowieści z mojego życia).
- Ha! Złoty strzał Zosi. Tak, to ja! - Wiesiek zdawał się pęcznieć z dumy! Drań!
- Mogłeś jej dać złoty strzał ale nie KRAK-a! Cokolwiek innego ale nie tę truciznę! Czytałam jej akta - od tego umarła. Po tylu latach mogłeś jej dać coś innego. Wiedziałeś, że po tym się umiera w cierpieniach. - Zosia - moja "siostra" od ćpania. Niejedną igłę zużyłyśmy razem. Dzieliłyśmy się każdą działką jak było krucho z kasą. Niejedną imprę i wieczór przegadałyśmy, nawet razem z Wiesiem. A teraz on ją zabił tym świństwem. Gdybym była w kraju, kupiłabym jej, jak kocham, najlepszy, najczystszy towar.
- Ćpun, to ćpun. Kasa, to kasa. I nic innego się nie liczy. Nie ma, kotuś, sentymentów w tej branży.- Jakby go to nie obeszło. Dobrze, że pójdzie siedzieć.
- Dobra. To tyle chciałam ci powiedzieć. Jesteśmy kwita! - Wstałam i wyszłam bez oglądania się. W pokoju za szybą był Stary, Paweł i Gniewomir. Cieszyłam się, że to on poprowadzi tę sprawę.
- Aga. To naprawdę wtedy był Wiesiek? - Zapytał Stefan. Nigdy mu nie powiedziałam kto mi wtedy pomógł.
- Tak, Stefan, to był on. - Z trudem przełknęłam ślinę.
Stary mnie przytulił. - Rozumiem Aga, dlaczego tak głęboko w to zabrnęłaś, dlaczego tak ci zależało. Dlaczego byłaś w stanie tak zaryzykować. - Ucałował mnie swoim zwyczajem w czoło.
- Gniewomir - teraz jest twój.  Wyszłam.
- Kurde wyjaśni mi to ktoś wreszcie? - Paweł nadal był skołowany. - Ćpun zamyka dilera pomimo tego, że on uratował jej życie? O co kaman? - Dopytywał Paweł.
- Aga to nie ćpun. Już nie. - Odpowiedział tylko tyle Stefan.
- Ta! Już ja w to uwierzę! - Odparł Paweł. - Owinęła cię wokół palca!
- Stefan ma rację. Jakby Aga miała na nowo ćpać, to zrobiłaby to już pół roku temu. - Odparł Pawłowi Gniewomir i wszedł, żeby zaprotokołować przesłuchanie Wiesia.

Ale Paweł swoim policyjnym nosem nie uwierzył i zaczął szperać...

Dlatego tamta noc chyba nie ma sensu?!