wtorek, 2 sierpnia 2016

To był tylko sex.5.

Dobrze całował, muszę to stwierdzić...

Nasze usta trwały w pocałunku od samych drzwi, do samej sypialni... Prezes całował jak marzenie.

Jak udało nam się nie przerywając całowania rozbierać się wzajemnie? Nasze ubrania wyznaczały szlak naszej namiętności. W samym łóżku pozbyliśmy się bielizny. Nawet nie pamiętam czy to my sami ją z siebie ściągaliśmy, czy z siebie nawzajem.

Całując się i rozbierając dotarliśmy do łóżka. Miałam ochotę na pozycję na jeźdźca, więc tak manewrowałam, żeby prezes się położył. Siadłam na nim okrakiem i nie pozwoliłam mu zmienić pozycji. Penetrowałam jego ciepłe, wilgotne usta swoim językiem. Prezes odwzajemnił się tym samym. Chwycił moją głowę w swoje ciepłe, wielkie ale delikatne dłonie i nie puszczał przez dłuższą chwilę. Moje włosy rozsypały się dookoła. Na poduszkę. Poczułam, jak jedna z jego rąk powędrowała na moją pupę. Prezes zanurzył palec w mojej cipce. Sprawdzał czy jest dostatecznie wilgotna. Cały czas czułam na sobie jego napalonego penisa. Wielki i gorący. Ciekawe czy jest równie dobry w posuwaniu, jak w całowaniu...
Oderwałam głowę od ust prezesa, żeby zaczerpnąć powietrza a on się pode mną poruszył. Poczułam, jak jego obie dłonie chwytają mnie za pupę, lekko ją unosząc. Mężczyzna poruszył się pode mną i nagle.....................

Uuuuuuuuuuuuuuuuu!

Jego wielki kutas wtargnął do mojego ciepłego, wilgotnego wnętrza. Moja cipka zawyła z rozkoszy! O tak! O tak!!! Tego było mi trzeba. Jęknęłam... Wyprostowałam się, żeby się lepiej na niego spasować. Usadowiłam się wygodnie i zaczęłam poruszać. Powoli, powoli... W przód i w tył. W górę i w dół...
Oparłam ręce na klacie prezesa, żeby zwiększyć tempo. On się podniósł i wziął do ust moją lewą pierś. Jak zaczął delikatnie ale stanowczo ssać mój sutek, poczułam dreszcz rozkoszy aż w mojej szparce. Westchnęłam. Było to silniejsze ode mnie. Prezes chwycił moją głowę, przyciągając do swoich ust i znów wsadził mi w nie zwinny jęzor. Tym razem obie penetracje były dogłębne - i ta w cipce, i ta w ustach. Tak dobrze i tak głęboko wsadzonych obu instrumentów nie miałam chyba jeszcze nigdy. Druga ręka prezesa podtrzymywała mnie za biodra, żebym zbyt wysoko się nie unosiła. Cipka kląskała - wilgotna była na maksa, tak mi było dobrze. Rozkoszne dźwięki! Puścił moją głowę. Wyprostowałam się, żeby uderzenia penisa były jeszcze głębsze. Oj, lubię to! Unosiłam się i opadałam rytmicznie a w ten rytm jego biodra uderzały w górę, co potęgowało doznania! Kurde trzeba przyznać, że ma facet kondycję!
Wpadliśmy we wspólny rytm. Ja w górę, on w dół. Ja w dół, on w górę i uderzenie! Wyciekające z cipki bardzo obfite soki dodawały tylko swoim dźwiękiem namiętności, dodatkowo rozpalały. Słychać było tylko to i nasze oddechy. Sapania. Jęki.
Poczułam na moim guziczku, mojej łechtaczce, długi palec prezesa. Kurwa w takim momencie! Przecież ja zaraz eksploduję!!! Jeszcze trzy, dwa, raz... Aaaaaaaaaaaaaaaaa!!!
Jęknęłam tak, jak jeszcze nigdy dotychczas... Moje unoszenia się zwolniły. Jeszcze prezes dobijał kutasem moją cipkę. Jeszcze jeden, jeszcze raz... Jęknął i on..
Przez moje ciało od góry w dół i od dołu w górę przelewała się gigantyczna fala rozkoszy. Nie potrafiłam złapać oddechu... Zwaliłam się obok prezesa i zaległam na plecach. Uwielbiam ten poziom rozkoszy, kiedy nie potrafię mówić, oddychać, poruszać ręką ani nogą... Z oczu pociekły mi dwie łzy. Działo się to tylko wtedy, kiedy moja rozkosz sięgała zenitu, sięgała swoich granic. Kurwa ale mi dobrze... Ja pitolę jak dawno mi tak nie było i od jak dawna było mi to potrzebne. Facet, który tak doskonale grzmoci. Potrafił się ze mną zgrać, przyznaję.
Rozumiem, że faceci, zabiegani, przychodzą do burdelu. Oni mają w swych codziennych zajęciach tylko małą lukę a właśnie mają ochotę na seks. Wchodzą, płacą i od razu mają chętną dziewuchę na bzykanko. Rozładują się i są szczęśliwi i spokojni. Myślałam kiedyś, że gdyby burdele z facetami były tak dostępne jak z paniami, to chyba bym była tam częstą klientką. Ale z drugiej strony jak lubię to sucze polowanie na faceta, na najlepszy obiekt seksualny na sali...
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam... Obudziło mnie uwieranie w pupę. Jednocześnie poczułam coś w cipce...

Kurde dlaczego ten telefon dzwoni właśnie wtedy, kiedy ja jadę przez najgorsze ze skrzyżowań, robię lewoskręt, niezbyt przepisowo a on leży gdzieś w torbie na siedzeniu pasażera i przypomina, że nie włączyłam głośnomówiącego... Cholera jego mać!!! Dzwoni i dzwoni! Skręciłam i wsadziłam rękę do torby. Przepastnego torbiszcza, w którym na "trzeźwo" trudno było cokolwiek znaleźć a co dopiero z jedną ręką na kierownicy. Dzwoni i dzwoni... Wyrwałam go z przepastnej paszczy.
- Słucham! - Warknęłam może niezbyt grzecznie.
- Witam! Tu ja! - Usłyszałam w odpowiedzi wesoły głos.
Ja pitolę... Prezes! Jurek! Jerzy West. Facet od obłędnego jednego, potrójnego numerku, telefonuje do mnie z głosem jakby nigdy nic...
- Tak słucham! Miło mi... - O mało co a powiedziałabym to z przekąsem.
- Kiedy się spotkamy? - Co proszę? Przez moją głowę przeleciało milion myśli...
- Co znaczy kiedy? - Odpowiedziałam. Nie planowałam spotkać się z nim ponownie, choć przyznaję, seks był nieziemski... Oprócz męża tej tam...nie spotykałam się z żadnym facetem na ponowny numerek. To nie było w moim zwyczaju. A poza tym skąd on ma mój numer fona?!
- No jak to? Obiecałaś mi rozmowę, nie pamiętasz? - Wesołość w jego głosie była wyraźna. Bawił się ze mną?
- Rozmowę? Nie przypominam sobie. - Stanęłam samochodem na poboczu.
- Miałaś mi wyjaśnić plotki na swój temat. - Spoważniał.
- No nie wiem... - Nie miałam ochoty na rozmowę na ten temat. I, szczerze mówiąc, obawiałam się, że jeżeli zobaczę go ponownie, usłyszę jego głos na żywo, przypomni mi się tamta noc, to znów nie zapanuję nad sobą i pójdę z nim do łóżka. Skomplikowałoby to całe moje życie. A ja jak zwykle byłam seksualnie niedorobiona...
- Obiecałaś, wiec nie masz wyjścia. Zresztą nie po to zdobyłem twój numer, żebyś się nie spotkała ze mną na małej kawie. - Kawa? Kawa chyba może być... Umówię się w jakimś takim czasie, kiedy będę go miała strasznie mało, to mnie nie skusi na niego... Na prezesa...
- Dobra, ok! Gdzie proponujesz i kiedy. - Odparłam, żeby mieć to już za sobą. Chyba boję się sama siebie...
- Proponuję jak najszybciej. Najlepiej już teraz. - Wypalił prezes...
Pomyślałam. Spojrzałam na zegarek. Za godzinę muszę się spotkać z klientem. Jeżeli teraz podjadę do centrum, to będziemy mieli pół godziny, nawet nie, na pogadanie. Centrum, w biały dzień, w środku tygodnia, człowieki zapracowane, mało czasu. Powinno byc ok.
- Dobra, za dziesięć minut w Hali Lustrzanej. Tam jest Kawiarnia Pod Różą. Pogadamy, niech ja to mam wreszcie za sobą. - Wypaliłam w telefon.
- Dobrze, za dziesięć minut. Znajdę. Ale myślałem, że się ucieszysz.- Posmutniał. Palant.
- Na razie. - Rozłączyłam się, nawet nie próbując go pocieszyć. Ta rozmowa może być trudniejsza, niż niektóre negocjacje z klientami. Ale niech ja to mam już za sobą.

O spotkaniu i o tym co się zdarzyło po nim w następnym...