sobota, 3 września 2022

Nieznajomy i niebezpieczny. 6.

 - Paweł! - Zawołałam chłopaka, który był zajęty naprawianiem płotu. Podszedł do mnie. Oparł się o palik.

- No co? - Zapytał z uśmiechem. Odwzajemniłam. Ale zaraz spoważniałam.

- Musimy w końcu doprowadzić twoją sprawę do końca. Termin twojej rozprawy się zbliża i warto żeby zjawił się na niej główny świadek.- Od kilku dni obmyślałam jak przeprowadzić "akcję" oczyszczania Pawła a raczej jego dobrego imienia. Marnuje się chłopak u nas na wsi...

- Ale ja nie wiem co robić. - Patrzył tymi swoimi pięknymi oczyskami, które teraz były bardzo smutne.

- Ja przemyślałam całość. Wiem co robić. Tylko musimy do niej pojechać. - Starałam się mieć pokerową twarz. Wiedziałam w głębi duszy, że może być różnie. Z ćpunami nigdy nie wiadomo. Starałam się jednak nie denerwować Pawła. Zależało mu wyraźnie na oczyszczeniu swojego wizerunku. Chciałam załatwić sprawę Pawła jak najwcześniej, dopóki jeszcze mogłam zostawiać ojca na te parę godzin samego. Zdawałam sobie sprawę z tego, że prędzej czy później go stracę.

Minęło parę dni i stanęliśmy z Pawłem pod obskurnymi drzwiami w jakiejś, czy ja wiem, chyba kamienicy. Paweł stanął na wprost drzwi, ja po jego prawej, oparta o mur obok drzwi, za plecami miałam schody na wyższe piętro.

- Dzwoń. - Paweł nacisnął przełącznik dzwonka. Przez dłuższą chwilę nikt nam nie otwierał. Po kilku minutach i kilku dzwonkach usłyszeliśmy szuranie za drzwiami.

- Kto tam? - Zaspany głos cicho zapytał.

- Kamil! Otwórz! To ja. - Dało się usłyszeć w głosie mojego partnera wesołe tony. Podejrzewałam, że to zmyłka. Nie myliłam się, gdy zobaczyłam jego oczy. Był wkurzony na maksa.

- To przez niego. - Szeptem stwierdziłam a Paweł potaknął. Nasłuchiwaliśmy. Drzwi się uchyliły delikatnie. Mnie to jednak wystarczyło. Wsunęłam ukradkiem stopę w szparę, żeby nie można było ich zamknąć.

- Czego chcesz. - Warknął na Pawła młody chłopak ale było wyraźnie widać, że dużo ćpa.

- Szukam Ewki. Ma coś mojego.

- Nie ma jej. 

- Gdzie jest. 

- Nie wiem. Nie pilnuję jej. Łazi swoimi drogami. - Chłopak chciał zamknąć nam drzwi przed nosem. Nie udało się. A my usłyszeliśmy z głębi mieszkania jakiś chałas. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.

- A to? - Zapytał Paweł zaczepnie.

- To? To kot... - Usłyszeliśmy niepewną odpowiedź. To mi wystarczyło. Pchnęłam ramieniem drzwi. Paweł wszedł do środka, za nim ja. 

- Pilnuj go. Tam. - Rozkazałam Pawłowi, ręką wskazując pokój po lewej, sama za to weszłam do tego po prawej. Za stołem siedziała w nim dziewczyna. Rozejrzałam się szybko. Nie zauważyłam żadnego zagrożenia. Drzwi miały zamek a w nim klucz. Przekręciłam go. Usiadłam za stołem, naprzeciw dziewczyny.

- Cześć Ewka. - Spojrzałam jej prosto w oczy. Mętne. Zaczyna wychodzić z naćpania, zauważyłam.

- Ktoś ty? - O! Zajarzyła, że ktoś wszedł i gada.

- Nikt. - Nic by nie dało przedstawianie się sobie. Zresztą nie była mi miła obecność w jej towarzystwie. Chciałam załatwić sprawę jak najszybciej.

- To wypierdalaj. - Uniosła prawą rękę, wskazała na drzwi. Chwyciłam za tę rękę. Mocno.

- Ewka no co ty. Tak się gości nie traktuje. - Powiedziałam to śmiertelnie poważnie, lodowatym głosem. Dłoń Ewy mocno ściskałam w swojej.

- Au! - Spróbowała się wyrwać Ewa. Nie ze mną te numery. Ból to najszybsze wydobycie tego, na czym mi zależało. - Puść! - Zaśmiałam się.

- Puszczę. Puszczę, jak powiesz i komu zależało na tym, żeby wrobić Pawła w doping. - Próbowała wyrwać dłoń. Nie puszczałam.

- Puść. Boli! 

- Będzie jeszcze bardziej bolało jak mi nie powiesz. - Mój głos stwardniał. Zależy mi na czasie więc... Złapałam za środkowy palec. Zaczęłam go wyginać do góry.

- Au! - Zawyła Ewa.

- Aga co jest? - Zaniepokojony Paweł podszedł do drzwi. Szarpnął za klamkę. Ale drzwi pozostały zamknięte na klucz. Nie chciałam, żeby widział co będę z Ewką robić. Podejrzewałam, że może zareagować w sposób, w który bym nie chciała, żeby zareagował. Szczęście, że drzwi miały zamek na klucz.

- Nic się nie dzieje. - Zawołałam uspokajającym głosem. - Rozmawiamy sobie z Ewką. 

- Au! - Wyła, bo wyginałam palec co raz bardziej.

- Przestań wyć i gadaj. Kto - Wiedziałam jak to boli. Miałam nadzieję, że to wystarczy. Palec chrupnął.

- Au! - Zawyła ostatni raz i osunęła się pod stół. Zrobił się rumor, bo przewrócił się stół i oba krzesła.

- Aga? 

- Nic, nic. Krzesło się wywróciło. - Zaśmiałam się. Jednak moje oczy ciskały błyskawice. Ewka musiała już wytrzeźwieć i to zauważyć. Leżała na podłodze. Stół i krzesła obok. W jej oczach widać było strach. Stanęłam na jej prawej ręce. Wyjęłam schowaną z tyłu broń. Paweł chyba nawet nie zauważył, że ją zabrałam. Przeładowałam.

- Wiesz.... - Kucnęłam przy niej. Gestykulowałam ręką, w której trzymałam broń. - Byłam na wojnie. To odciska na człowieku piętno. W głowie się miesza. Za to dostaje się papiery z wariatkowa. Wtedy wszystko wolno. Jest się niepoczytalnym, więc żaden sąd nie jest mi groźny. - Zaśmiałam się. Zauważyłam, że jej oczy napełniły się strachem. Uwierzyła mi. Dotarło do niej, że to jest na prawdę.

- Powiem! Powiem kto to był! Tylko mnie wypuść! - Prawie mnie błagała. Z jej oczy wypłynęły łzy.

- Powiesz to w sądzie. Pod przysięgą. 

-Powiem! Powiem! - Rozpłakała się na dobre.

- Aga! Co tam się dzieje? - Głos Pawła wykazywał zaniepokojenie. Myślę, że bardziej obawiał się o Ewę, niż o mnie. No cóż... Zabezpieczyłam broń, schowałam ją za pasek spodni pod kurtkę. Wstałam. Podeszłam do drzwi. Otworzyłam je z klucza. Wróciłam do Ewy. Wyciągnęłam w jej stronę rękę, chcąc pomóc wstać. Odepchnęła ją. Wszedł Paweł.

- Co tu się stało? - Zaniepokoił się widokiem pokoju.

- Nic, Zupełnie nic. Rozmowy przebiegały trochę burzliwie ale doszłyśmy do kompromisu. - Uśmiechnęłam się zimno do Ewy. Chciałam, żeby nadal się mnie bała, żeby miała do mnie respekt. Paweł spojrzał uważnie na mnie, na Ewę. Znów na mnie.

- I?

- I widzimy się w sądzie na twojej rozprawie prawda? - Skierowałam swoje słowa do Ewki, uśmiechając się półgębkiem.

- Tak. - Burknęła.

- Zatem żegnam. Do zobaczenia. - Wyciągnęłam do niej rękę na pożegnanie. Odepchnęła. Zaśmiałam się.

- Daj, nastawię ci ten palec. Znam się na tym. Jestem lekarzem.- Teraz zaśmiałam  się w głos, bo spodobała mi się jej zaskoczona mina. Nastawiłam jej ten palec.

- Au! - Oesu zaś wrzasnęła. Zaniepokoiła Pawła. 

- Nic ci nie będzie. Okładaj lodem przez godzinę. Jutro opuchlizna zejdzie. I pamiętaj - widzimy się w sądzie. Ja też tam będę. - Ostatnie słowa wyszeptałam, zbliżając się do jej ucha. Uśmiechnęłam się, wzięłam Pawła pod rękę i wyszliśmy.

- Co tam się stało? - Zapytał gdy tylko wyszliśmy na świeże powietrze.

- Nic takiego. Użyłam siły argumentów czy argumentów siły. Gubię się w tym. - Zaśmiałam się. Szczęśliwa, że mam to już za sobą. Nigdy nie lubiłam robić ludziom krzywdy. Czasem jednak nie ma wyjścia...

- A dokładnie? - Dociekliwy no no...

- Zastosowałam delikatną perswazję. Uwierz mi, że delikatną. Znam tortury. To był najdelikatniejszy poziom. Na szczęście wystarczył. - Wzruszyłam ramionami i skierowałam się do samochodu, zostawiając osłupiałego Pawła na chodniku. Dogonił mnie w parę chwil.

- Tortury? - Usłyszałam, że głośno przełknął ślinę. On, zawodnik MMA, robiący zawodowo krzywdę drugiemu człowiekowi, zmieszał się na myśl o torturowaniu drugiego człowieka. Hmmm... To naprawdę było mniej bolesne niż jego walki. Rzeczywiście wiem coś o tym. Otrząsnęłam się od wspomnień. Włożyłam klucz do stacyjki. Po chwili odjechaliśmy do domu....