czwartek, 19 grudnia 2019

Wojna damsko - męska. 12.

Witaliśmy babcinych gości w drzwiach pałacu. Przyszła śmietanka Mei, same najważniejsze osoby. My musieliśmy wszystkich przywitać, podając rękę. To znaczy ja, bo Paweł mi tylko towarzyszył jako ozdobnik. Byli już prawie wszyscy. Spojrzałam na salę - stoły pełne, kelnerzy się kręcili, muzyka grała, większość gości tańczyła. Babcia kręciła się między wszystkimi z kieliszkiem szampana w ręku, jak prawdziwa królowa, zamieniając kilka słów z każdym. Przyszedł jeszcze ktoś. Spojrzałam w prawo i zamarłam. Cofnęłam się krok w tył, prawie zadeptując Pawła.
         - Witam państwa! - Powitałam wchodzących, nie wyciągając tym razem ręki.
         - Ach witaj, córeczko!!! - Moja mama jak zwykle nie miała poczucia przyzwoitości.Podeszła do mnie, chwyciła za ramiona i ucałowała soczyście w oba policzki.
         - Dobry wieczór mamo. Dobry wieczór generale. - Odsunęłam się od niej, gdy zwolniła swój uścisk.
         - Generale proszę poznać - moja córka! Piękna nieprawdaż? Tak jak mówiłam. - Wdzięczyła się do tego starego pryka ponad przyzwoitość...
          - Miło mi. Jaworski. Generał w stanie spoczynku. - Szarmancko, starodawnie stuknął obcasami i pocałował moją dłoń.
           - A któż to? Przedstaw mi swojego towarzysza, córko. - Mama zmierzyła Pawła od stóp do głów w ten charakterystyczny sposób...
           - Mamo, generale proszę poznać - Paweł - mój... znajomy? - No jak go miałam przedstawić? Mój kochanek? Mój chłopak? I tak źle, i tak niedobrze...
           Generał się ukłonił, Paweł też a mama podała mu dłoń do ucałowania i tak długo nie puszczała tego uścisku.....Jesu jak ona mnie wkurza... Zacisnęłam zęby. Poszliśmy zjeść i potańczyć. Powoli zaczynałam się dobrze bawić, bo starałam się unikać matki.

           - Odbijany! - Za plecami usłyszałam głos mamy. Zamarłam. Spojrzałam z przerażeniem w oczy Pawła. Ten starał się być uprzejmy, uśmiechnął się. Zamieniliśmy się - mnie do tańca wziął generał, mama poszła tańczyć z Pawłem.
          - Piękna suknia! Jakże pani w niej pięknie! - Starał się mnie komplementować, choć mnie to wcale nie obchodziło. - Gdyby chciała pani kiedyś zobaczyć moją posiadłość, to zapraszam. Mój kucharz przygotuje kolację. Śniadanie też będzie przygotowane. - Stary pryk puścił do mnie oko. Wiem! Matka chciała mnie z nim poznać, żeby mnie z nim wyswatać! Ja pitolę!
         - Panie generale przepraszam, ale jestem już zmęczona. Pójdę się napić i coś zjeść. Proszę pójść do solenizantki - czekała na pana. - Musiałam coś wymyślić, żeby się odczepił. To był najlepszy sposób. Podeszłam do stołu z przekąskami.
         - Poproszę kieliszek wina. - Powiedziałam do kelnera, jednocześnie nakładając tartinki na talerz.
         - Agila nie pij tyle. - Ute ujawnił się za moimi plecami.
         - Ute odpuść!  Witałeś się już z babcią? - Odwróciłam się od stołu, żeby spojrzeć na salę i zobaczyć jak się bawi babcia. I zobaczyłam... Zobaczyłam jak moja mama bierze Pawła pod ramię i idzie z nim w kierunku schodów na górę. Schodów, które prowadziły do sypialni...
         - Ja pierdolę! - Zaklęłam wkurzona na maksa.
         - Agila! Tobie nie wypada znać takich słów! - Odezwał się kurde. Jaki ten Ute czasem wkurzający.
          - Może i nie wypada ale popatrz co ona robi!
          - Może chce Pawłowi pokazać pałac. Dzieła sztuki... - Ute chyba sam nie wierzył w to co mówi. Spojrzałam na niego z politowaniem.
           - Weź no! - Zadzwonił telefon. Ute odebrał.
           - Tak. Ok. Proszę poczekać. - Odpowiedział do słuchawki. - Agila nie rób głupot. To na pewno da się jakoś wytłumaczyć. - Powrócił do rozmowy w telefonie. Ja wzięłam od kelnera kieliszek i butelkę wina i wyszłam na dwór. Minęłam taras i poszłam nad wodę, na huśtawkę. Usiadłam.
            - Agila nie pij tyle. - Nawet na niego nie spojrzałam, żeby nie widział moich łez.
            - Powtarzasz się. Ute wmawiasz mi, że jestem alkoholiczką czy co? Ja od czterech lat nie miałam kropli alkoholu w ustach!  Daj mi spokój. - Wkurzyłam się.
            - Ja się tylko martwię o ciebie. Wtedy, przed wyjazdem, też dużo piłaś.
            - Też byś dużo pił gdybyś widział to co ja. A teraz jeszcze Paweł.
            - Co Paweł?
            - Czy ona musi się zawsze brać za moich chłopaków? Nie ma facetów w jej wieku?! Wtedy Jerzy, teraz Paweł...
           - Ale co? Kurde Agila ja muszę lecieć do szpitala.
           - Leć. Matka i tak się nie zmieni. Zawsze będzie podrywać i uwodzić moich facetów a mnie swatać ze starymi prykami.
           - Ty podejrzewasz, że to ona uwiodła twojego narzeczonego?
           - Ja to wiem, Ute. Wiem, że to z nią zdradził mnie mój narzeczony.
           - Skąd możesz wiedzieć? Przyznał się? - Odwróciłam głowę w jego kierunku. - Nie musiał się przyznawać. Ja ich nakryłam w jej sypialni. On leżał nagi na łóżku a ona go ujeżdżała Ute! Tak było.
           - Kurwa Agila! Dlaczego powiedziałaś dopiero teraz? Przecież nie pozwoliłbym ci wyjechać!
           - Trudno. Stało się. Nie chcę jej znać... - Odezwał się telefon Utego. - Tak. Już jadę. Będę za 10 minut. - Agila ja muszę wracać. Dasz se radę? Nie zrobisz żadnej głupoty? - Spoko Ute. Jestem już dużą dziewczynką. - Pocałował mnie w czoło. - Idę! Nie pij tyle... - Uśmiechnął się i pomachał do mnie. Rozumiem go. Praca jest dla niego bardzo ważna a przede wszystkim jego powołaniem jest pomagać ludziom. Pomachałam mu na pożegnanie. Miałam zamiar się upić tą butelką wina.
             - Załapię się na kieliszek? - Usłyszałam głos Pawła dochodzący zza moich pleców.
             - Załapiesz się. Jest cała butelka. - Usiadł obok mnie. Patrzyliśmy w ciemność tafli jeziora.
             - To dobrze. Nie możesz tyle pić... - W jego głosie było słychać żart, przymrużenie oka.
             - Ile słyszałeś? - Domyśliłam się, że od dłuższego czasu stał gdzieś tam i wszystko słyszał.
              - Prawie wszystko. Wyszedłem zaraz za wami. Jak tylko zorientowałem się do czego prowadzi to zwiedzanie...
              - Czyli miałam rację. Dobrze się zatem domyśliłam. Chciała cię uwieść... - Spojrzałam na niego. On na mnie. W nikłym świetle zauważyłam, że się uśmiecha.
              - Chciała ale się nie dałem. Gdy tylko otworzyła drzwi do pierwszego pomieszczenia, które mieliśmy zwiedzać, a była to jej sypialnia, i przykleiła się do mnie, pod byle pretekstem uciekłem do ciebie. - Dotknął mojego policzka. - Bo właśnie wtedy sobie uświadomiłem, że.....
            - Że co? - Wyszeptałam.
            - Że cię kocham, Agila.... - Chwycił mnie pod brodę i pocałował.W tej chwili byłam najszczęśliwszą kobietą w całym wszechświecie...
              - Chciała. Ale się jej nie udało.
          

niedziela, 3 listopada 2019

Wojna damsko - męska. 11.

        Odstawiliśmy Mateusza z jego ciężarną podwójnie żoną do hotelu. Hotel znajdował się obok szpitala, żeby po prostu pacjentom było wygodnie. W ogóle cała planeta nastawiona była na to, żeby ludziom żyło się wygodnie i żeby wszyscy byli wobec siebie życzliwi. I dobrzy. I raczej nam się to udawało. W hotelu obsługa nie chciała opłaty za noclegi - powiedziano, że są to moi goście, więc jest to dla nich zaszczyt, że mogą pomóc.    
         Postanowiłam, że jak brat Pawła ochłonie, to porozmawiam z nim co planuje po porodzie. Jak długo chce zostać, co z ewentualnymi wydatkami. Ale na to przyjdzie jeszcze czas.
        - Zostawimy was teraz, żebyście odpoczęli po przeżyciach dzisiejszego dnia - był dość intensywny.Gdybyście czegoś potrzebowali, to telefonujcie albo pójdźcie do obsługi, to wam pomogą. Załatwioną macie kolację albo do pokoju, albo pójdziecie do restauracji. To jak wolicie. Plaża jest naprzeciw. Są tam ławki i leżaki, parasole, więc gdybyście poszli, będzie wygodnie. My musimy już jechać też się ulokować w naszych kwaterach.
         Wyszliśmy. Na schodach wejściowych do hotelu Paweł chwycił mnie za ramię i zatrzymał.
         - Aga jutro są urodziny twojej babci, jak zrozumiałem?
         - Tak a co?
         - Czy.... Bo ja nie wiem....
         - No słucham?
         - Bo.....
         - Wykrztuś z siebie.
         - My jutro.....
         - A chodzi ci o to czy mu będziemy na tych urodzinach? No raczej byłoby miło. jak już tu jesteśmy. Ojca nie ma, nie wiem co z..... A Ute zwykle nie ma czasu, jest w szpitalu. Wypada dotrzymać babci towarzystwa skoro i tak wszyscy już wiedzą, że jestem. To mała planeta, wiadomości szybko się rozchodzą a nie było mnie tu cztery lata.
        - Sęk w tym, że ja nie przewidziałem takiej okoliczności i nie mam nic do ubrania.
        - Dobrze, że o tym pomyślałeś. Ja pewno w domu bym coś znalazła ale wolę kupic coś nowego. Pojedziemy poszukać też czegoś dla ciebie.
         Jak ustaliliśmy, tak zrobiliśmy. Ja sukienkę znalazłam bez trudu. Garnituru dla Pawła poszliśmy poszukać u pana Stanisława. To krawiec, u którego moja rodzina szyła garnitury od lat. Chcieliśmy kupić coś gotowego ale pan Stanisław powiedział, że to dla niego zaszczyt uszyć coś dla mego gościa. Zdjął miarę i polecił swoim pracownikom rozpocząć krojenie garnituru a gdy chciałam wpłacić zaliczkę powiedział, żebym mu pozwoliła doświadczyć zaszczytu zrobienia gestu wdzięczności dla mojej rodziny i nie brać opłaty za szycie. Zatem nie wypadało mi płacić. Wróciliśmy do pałacu. Na kolecję zakończoną obłędnym seksem.

         Wyszłam spod prysznica. Uśmiechnęłam się do leżącego nadal na łóżku Pawła.
         - Chodź tu piękna. - Wyciągnął do mnie rękę. Usiadłam na łóżku.
         - Powinnam chyba wrócić do swojego pokoju.
         - Zostań, proszę...
         - Dobra, zostanę. Posuń się.
         Zasnęliśmy jak dzieci prawie od razu. Lubiłam się kłaść do łóżka z Pawłem. Był taki ciepły. I piękny, umięśniony. Męski.
         Za oknem było jeszcze ciemno, gdy poczułam słodki pocałunek za swoim uchem. Jak miło było się tak budzić. Na swoim biodrze poczułam ciepłą dłoń Pawła. Zaczął masować moje podbrzusze. Jęknęłam cichutko. Całował mnie i dotykał. Przeniósł dotyk na pośladki. Ugniatał je i masował. Wsunął rękę pomiędzy moje uda. Jego niecierpliwe palce szukały mojej ciepłej dziurki. Aż znalazły. Potrafiłam tylko cichutko jęczeć. Z rozkoszy. Wiedziałam do czego to mogło nas zaprowadzić. I z niecierpliwością tego oczekiwałam. Paweł był naprawdę dobry w te klocki... Masował moje wnętrze. Pocierał i robił kółka. Czułam, że robię się tak mokra... Chciałam się odwrócić w jego kierunku, żeby go pocałować ale zablokował mnie swoim ciałem. Czyżby chciał mi zrobić palcówkę, pomyślałam? Paweł przeniósł swoją rękę znów do przodu. Wilgotnymi od soków z cipki palcami znalazł łechtaczkę. Wiedział jak ją pobudzić. Moim ciałem zaczęły szarpać niekontrolowane spazmy nadchodzącej rozkoszy. Poczułam, że kolano Pawła wchodzi między moje uda. Na pupie poczułam ciepłego twardego kutasa. Podciągnął mnie, żeby zmienić kąt ułożenia mojej pupy i do mokrego wnętrza wtargnął jego gorący instrument. Ręka Pawła nadal pieściła moją łechtaczkę, jednocześnie mnie przytrzymując, żeby mnie wygodnie posuwać. Penetracja była płytka, więc pocieranie mojej łechtaczki robiło dobrą robotę. Nie byłam w stanie się ruszyć. Seks z Pawłem był tak dobry, tak zniewalający... Pojękiwałam z cicha, zagryzając jednocześnie zęby na swoim przedramieniu, żeby nie być zbyt głośno. Świt się budził i ktoś mógł nas usłyszeć. Wczoraj mi to nie przeszkadzało ale dziś... Doszliśmy wspólnie. Razem. Jednocześnie. Ja o dwie sekundy wcześniej niż Paweł. Jęknął z rozkoszy w mój kark, przygryzając potem płatek mojego ucha. Znów moje wilgotne wnętrze wypełniła jego sperma. To mi przypomniało, że nadchodzi czas wymiany implantu, który mnie chronił przed niechcianą ciążą. Życie...
          Wzięliśmy prysznic. Potem było śniadanie i wybraliśmy się do miasta do fryzjera, kosmetyczki i po odbiór garnituru. W międzyczasie odwiedziliśmy Mateusza z żoną i spędziliśmy z nimi parę godzin.
          Wieczorem, odpicowani jak mrówki na wiadomo co, witaliśmy babcinych gości w drzwiach pałacu. Trzeba przyznać, że przyszła śmietanka Mei...

CDN...

sobota, 2 listopada 2019

Wojna damsko - męska. 10.

    - Co to jest, do kurwy nędzy!!! Co ty odwalasz?! Najpierw nie mówisz mi, że zmieniłaś bez mojej wiedzy dostęp do stref na chipa a teraz to?! Za kogo ty mnie masz! Ale dałem się wkręcić!!! Wydymałaś mnie na cacy! Kurwa!!!! Ja pierdolę!!!
   Wkurwił się na maksa i nie można mu się dziwić...
    - Nie krzycz Paweł. Nie krzycz. Proszę cię. - Jak ja mam mu o wytłumaczyć?
    - Dobra! Dobra. Ale nic z tego nie rozumiem. Jestem skołowany i wkurwiony. Wytłumaczysz mi tę sytuację? - Wysiadłam z auta. Musiałam zmierzyć się z tą sytuacją, choć nie będzie to łatwe. Musze mu to wytłumaczyć, żeby nie stracić jego zaufania. - Co to było? - Wskazał ręką na dom. - Ten... pałac! Co to jest? Twój dom rodzinny?
    - Tak. To mój dom rodzinny. Pochodzę z tej planety. Nie mówiłam ci w obawie, że byś się nie zgodził na ten lot. A mnie zależało, żeby im pomóc.
    - Zaryzykowałaś lot o tej porze roku tylko dlatego, żeby przylecieć do domu?
    - Nie. Lot nie był ryzykiem. Latałam tu tysiące godzin różnymi pojazdami i o różnych porach roku. Nigdy nie miałam wypadków, najwyżej małe otarcia. Poleciałabym gdziekolwiek, na jakąkolwiek planetę. Uwielbiam latać a nie robiłam tego bardzo długo.
    - Powiedzmy, że ci wierzę. - Nadal nie spojrzał w moją stronę. Wkurzył się...
    - Dostęp do stref powiększyłam, żeby kupić dla nas lepsze produkty. Nie chciałam, żebyś pomyślał, że chcę uciec. Zależy mi na twoim zaufaniu. - Próbowałam nawiązać z nim kontakt wzrokowy. - Jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłeś. Zaryzykowałeś kupę kasy i swój honor, żeby mnie wyciągnąć z koloni karnej. Doceniam to. Nie zniszczę twojej kariery tylko dlatego, żebym mogła zobaczyć swoich bliskich. Musisz mi uwierzyć!
    - Agila to twoje prawdziwe imię? - Odwrócił się do mnie. Pięści trzymał zaciśnięte. W oczach było widać ogień - smutek i złość.
    - Tak. Nazywam się Agila. Na Ziemi łatwiej używać ziemskiego odpowiednika - Aga, Agnieszka. Ale po urodzeniu babcia nazwała mnie Agila. Z akcentem na pierwsze a.
    - A ten... Ute? To kto dla ciebie?
Uśmiechnęłam się w duchu. Fakt, że z Ute przywitałam się bardzo wylewnie, rzucając się mu na szyję i całując. Czyżby Paweł był zazdrosny? Wszystko na to wskazuje. To wzburzenie...
    - Ute... Ute to mój brat. Rodzony. Starszy brat. - Zdziwienie u niedowierzanie zobaczyłam w oczach Pawła. - Na prawdę. Jest ordynatorem oddziału położnictwa, tego najlepszego w całym kosmosie i jednocześnie jest królem na tej planecie. To wszystko.
    - Jak to królem? Serio? Nie wiedziałam, że jeszcze gdzieś są królowie.
    - Tak. Nasz ojciec abdykował na jego rzecz. I wyjechał, nie wiadomo dokąd. Ale to tylko tytuł.
    - Miałaś rację. Gdybym wiedział to wszystko wcześniej to nie wiem czy byśmy wyjechali.
    - Ale już tu jesteśmy. I nie zmienimy faktu, że stąd pochodzę. Wrócę z tobą na Ziemię, jak obiecałam. Daję ci na to moje słowo!!! - Paweł zaczął się zbliżać. Jego bliskość była tak kojąca. Nie chciałam, żeby stracił do mnie zaufanie. Poczułam na swoich wargach dotyk jego ust. Ciepły oddech. Nasze usta się złączyły. Miło było się z nim całować. Uwielbiałam to. Ten jego chwyt mojej głowy, żebym mu nie uciekła. Taki mocny i delikatny jednocześnie. Ciepły. Jednak musieliśmy zaczekać z naszą namiętnością do wieczora. Teraz najważniejsze byo odstawić jego rodzinę do hotelu, żeby wypoczęli.

Cdn...

Wojna damsko - męska. 9.

Jak powiedział, tak zrobił. Załatwił Omegę A4. Wylecieliśmy...

Lot był czysty, bez kłopotów. Jak się zbliżyliśmy do Mei, to planeta pokazała, jak potrafi być niedostępna. Ale, żeby moi pasażerowie się nie wystraszyli, kazałam im iść do kabin i poddałam ich procedurze zasypiania na czas lądowania.
    - Kurde co to jest? - Paweł chyba nie dowierzał  własnym oczom. Fakt - o tej porze roku ilość odłamków krążących wokół Mei była bardzo, bardzo duża. Trzeba było wiedzieć jak i gdzie zacząć się przebijać, żeby dolecieć w całości. Ja latałam tam tyle razy, że znałam każdy kamyczek. Każdą dziurę. Musiałam tylko znaleźć odpowiednie miejsce.
    - Damy radę. Spokojnie.
    Rozpoczęliśmy procedurę lądowania. Raz prawe skrzydło, raz lewe. Dziób w górę, ogon w dól, w prawo, lewo. I tak po kawałku, dopasowując się do tych niewielkich dziur, udało nam się wlecieć wreszcie na wolną przestrzeń i spokojnie wylądować. Obudziłam pasażerów.
    - Paweł ty wyciągnij z Mateuszem bagaże a ja pójdę załatwić jakiś pojazd.

    - Dzień dobry. Mogę wypożyczyć jakiś kabriolet? - Zapytałam na lotnisku. Na szczęście nie wymagano ode mnie odprawy.
    - Oczywiście wasza... - Przerwałam mojej rozmówczyni.
    - Dobra, dziękuję! - Podjechałam po moich pasażerów. Najpierw do szpitala na badania, bo lot mógł coś przyspieszyć albo co a potem do hotelu. Taki miałam plan!
    - Dzień dobry mam dla was pacjentów. - Uśmiechnęłam się do rejestratorki, żeby też powstrzymać niewygodne dla mnie przywitanie. Przywołałam Pawła z jego żoną. Jako, że byli oni zapisani, nie powinno to trwać długo.
    - Agila? Agila! To ty! Ja pierdolę! - Usłyszałam zza placów znajomy głos. Odwróciłam się. Przystojny jak zwykle ordynator położnictwa stał w połowie korytarza z wyciągniętymi w geście przywitania rękoma.
    - Ute! - Uśmiechnęłam się i poszłam się przywitać.
    - Przyjechałaś na urodziny babci?
    - Właściwie to nie. Przywiozłam tylko pacjentkę. Kiedy te urodziny?
    - Jutro. - Jesu kompletnie zapomniałam o jutrzejszej dacie. Moja babcia miała 80 urodziny właśnie jutro. Chyba jednak zmienię nasze plany...
    - Ona będzie? - Chodziło mi o kobietę, przez którą pokręciło mi się całe moje dotychczasowe życie.
    - Nie wiem. Naprawdę. Nie mam z nią kontaktu. - Ute się chyba zmartwił.
    - Pomyślę.
    - Dobra. Spadam do mojej pacjentki. - Ute podszedł do Pawła i jego żony.
    - Paweł! - Zawołałam. - Spotykamy się tutaj, w tym miejscu za godzinę. Jakby jeszcze nas nie było, to poczekajcie! - W mgnieniu oka zmieniłam swoje i równocześnie nasze, plany. Wsiedliśmy z Pawłem do auta i pojechaliśmy. Powinno mnie zaniepokoić milczenie Pawła. Ale ja chciałam być jak najszybciej na miejscu. Dojazd na miejsce zajął nam około 20 minut. w tym czasie Paweł odezwał się tylko raz.
    - Dokąd jedziemy?
    - Jedziemy zostawić nasze torby tam, gdzie będziemy nocować. - Musiałam, po prostu musiałam skorzystać z takiej okazji! Podjechaliśmy pod bramę a potem pod dom. Zatrzymałam samochód, wyskoczyłam z niego. Jak tu pięknie!
    - Panienka! Och! Jaka niespodzianka! - Genowefa zawsze nas kochała. Podbiegłam się przywitać.
    - Witaj! Babcia w domu?
    - Tak. W ogrodzie. Zbiera kwiaty. - Puściłam Genowefę i poszłam przywitać się z babcią, która właśnie ukazała się na szczycie schodów.
    - Babciu... - Nie potrafiłam powiedzieć nic więcej. Cztery długie lata jej nie widziałam. Tak ją kocham! I tak mi jej brakowało. Brakowało tego miejsca...
    - Agila wróciłaś.... Nareszcie...
    - Przywiozłam pacjentkę dla Ute. Muszę teraz wrócić, żeby ją z mężem ulokować w hotelu ale wrócę. Wniesiemy tylko nasze bagaże. Mój pokój nadal wolny?
    - Nie musi panienka wnosić. Jeremi już wniósł. Pokój oczywiście, że wolny. Dla panicza naszykujemy gościnny. - Informację o pokoju gościnnym przyjęłam z przekąsem ale cóż...
    - Babciu przepraszam ale zapomniałam przedstawić - to Paweł. Mój.... znajomy.
    - Paweł miło mi. - Wiedział jak się zachować, choć pewno był zdziwiony sytuacją. Nie dziwię się mu.
    - Dobra. Teraz naprawdę musimy się spieszyć. Wsiadaj Paweł, ruszamy do twojego brata. - Wsiadł bez słowa. Ruszyliśmy.  Nie odjechaliśmy jednak daleko i.........

    - Zatrzymaj auto! Zatrzymaj mówię do ciebie! - Krzyczał Paweł.

piątek, 11 października 2019

Wojna damsko - męska. 8.

Wiedziałam, że wcześniej czy później zachce się nam obojgu seksu. Ani ja, ani Paweł, jak już zaczęliśmy "to" razem robić, to nie wytrzymywaliśmy bez seksu więcej jak parę dni. Najwięcej chyba trzy.

- Jesu jak mi się chce. Ale nie mam odwagi.. - Usłyszałam szept Pawła podczas kolacji. Wiedziałam, że chodzi mu o seks. Odwróciłam się do niego, spojrzałam w oczy i powiedziałam.
- Już ja coś na to poradzę. - I oblizałam usta.
- To my już pójdziemy spać, bo padam z nóg. Intensywny był ten dzień.
- Tak wnusiu, idź. Idźcie. Dobranoc.
- Dobranoc! - Odpowiedzieliśmy chórem.

- Paweł... Nie masz może w swojej torbie mojego dresu? - Zapytałam, otwierając drzwi pod byle pretekstem i wchodząc do jego sypialni. Paweł w sekundzie był przy drzwiach. Zamknął je i przycisnął mnie swoim mocnym ciałem do nich. Pocałował. Jego ręka powędrowała między moje nogi, podciągając moją sukienkę do góry. Uwielbiam jego dotyk. Mocny, stanowczy, zdecydowany. Ciepłe, duże dłonie. Od razu poczułam ciepło przeszywające całe ciało. Paweł podciągnął moją sukienkę do pasa i ściągnął moje majtki. Nasze języki splatały się co raz mocniej i intensywniej. Oddechy mieliśmy urywane. Zachłystywaliśmy się sobą. Nawet nie zauważyłam kiedy Paweł ściągnął swoje dolne ubranie. Tak bardzo miałam na niego ochotę, że nie kontrolowałam niczego. Poddawałam się zdecydowanym ruchom Pawła. Nie wiem jak i kiedy, naprawdę, ale Paweł oplótł moimi nogami swoje biodra i wepchnął mi gorącego, grubego kutasa do cipki po same jaja. Odruchowo pchnęłam swoje biodra do niego. Tym samym nadziałam się na jego przyrodzenie głębiej. Wypełnił mnie całą. Poczułam go głęboko w sobie. Zaczął mnie posuwać. Stanowczo, mocno, głęboko. Co raz szybciej. Wypychałam swoje wnętrze w jego kierunku, żeby jeszcze mocniej i głębiej poczuć jego męskość w sobie. Na czoło Pawła wystąpił pot. Mój oddech był co raz płytszy. Przyciskał mnie mocno do drzwi. Przez moje ciało zaczęły przebiegać spazmy oznaczające rychły orgazm. Poczułam w cipce fale gorąca. Zassała kutasa i wiedziałam, że go już nie wypuści aż do spuszczenia. Podobało mi się to posuwanie. Poddałam się temu rytmowi. Czysty seks bez kontroli. Paweł trzymał mnie tak mocno, że będę miała siniaki pewno. Zaczęłam co raz głośniej sapać z rozkoszy. Paweł przykrył moje usta ręką bo wyczuł, że mój orgazm jest blisko. A ja potrafię być czasem głośna a on nie chciał, żeby nas ktoś słyszał. Swoją twarz wtulił w moją szyję i nagle, w tym samym momencie, spazm orgazmu zalał całe nasze ciała. Byliśmy jednością. Dobrze, że miałam usta zakryte. Paweł krzyknął w moją szyję, dlatego nie było szans, żeby ktoś zauważył co się wydarzyło. Poczułam jeszcze trzy mocne pchnięcia i moją cipkę zalała sperma. Oj było tego dużo. Paweł się mocno napalił. Skończył się we mnie ruszać ale jeszcze nie wypuszczał z objęć. Pocałował w szyję. W usta.
- Wspaniała jesteś. - Wyszeptał. - Teraz nie mogę się ruszyć. Tak mnie nogi bolą. - Uśmialiśmy się z tego cicho oboje. Zeszłam z niego. Sperma wypłynęła z mojego mokrego wnętrza do samych kostek.
- Super było. - Szepnęłam. - Idę pod prysznic.

A jak doszło do seksu po tamtej awanturze to w następnym odcinku opiszę...

środa, 11 września 2019

Wojna damsko - męska. 7.

- Cześć! - Powiedział facet stojący na progu.
- Cześć! - Odpowiedziałam. - Pawła nie ma.
- Nie szkodzi, ja do ciebie. Pamiętasz mnie?
- Pamiętam. Ty jesteś Mateusz, brat Pawła. Wejdź. Chodź do kuchni, bo własnie gotuję zupę.
- Fajnie się ma ten Paweł. Moja żona nie potrafi gotować.
         Usiadł. Ja musiałam dodać resztę warzyw do zupy a Mateusz szukał czegoś w telefonie.
- Aga! Ten popis wykonałaś ty?
- Jaki popis? - Odwróciłam się do swojego gościa. Na ekranie telefonu zauważyłam nagranie z tego mojego ostatniego lądowania, przez które znalazłam się tu gdzie aktualnie jestem.
- To ja pilotowałam, fakt. Ale popisem bym tego nie nazwałam. Raczej kurewnym szczęściem.
- To moja żona miała rację. Poznała cię. Dlatego tu jestem.
- No słucham.
- Zauważyłaś pewnie, że spodziewamy się dziecka.
- No! Trudno było nie zauważyć. - Zaśmiałam się.
- Właśnie! To są bliźnięta. Najlepsza klinika położnicza, która specjalizuje się w porodach mnogich jest jednak daleko stąd. Poza naszym układem planetarnym. Pytałem już kilku pilotów czy podróż tam jest możliwa. Nikt nie miał odwagi. Moja żona wymyśliła, że może ty się zgodzisz. Jesteś naszą ostatnią deską ratunku, bo czas nas nagli.
- Gdzie ta klinika? - Chyba się domyślałam... Ale nie powiedziałam mu.
- Klinika jest na na planecie Mea. Wiesz gdzie to? Może tam byłaś?
- Orientuję się gdzie to jest. - Nie chciałam mu na razie mówić całej prawdy.
- Czy lot tam jest możliwy? Bo podobno są jakieś przeszkody. - Tak, przeszkodą, o czym mu nie mówiłam, były drobne planetoidy, odłamki skalne, dość gęsto pokrywające orbitę wokół planety i nie każdy pojazd mógł się między nimi zmieścić, żeby przelecieć. I też nie każdy pilot chciał ryzykować.
- Czy można tam lecieć i wylądować jest zależne od kilku czynników. Od pory roku, wielkości pojazdu, umiejętności pilota.
- Aga a czy ty była byś w stanie zaryzykować i tam z nami polecieć? - Mateusz chyba zaczął mieć nadzieję. Fakt, byłam ich ostatnią szansą. A ja bardzo chciałabym pojechać na Meę.
- To nie jest zależne ode mnie. Ja bardzo chętnie zasiądę za sterami ale o tym musi zadecydować Paweł.
- O czym musi Paweł zadecydować? - Nawet nie zauważyłam, jak Paweł wszedł do domu. Nie wiedziałam, że od kilku chwil przysłuchiwał się naszej rozmowie, bo wszedł już chwilę temu i podsłuchiwał naszą rozmowę.
Mateusz zaczął tłumaczyć Pawłowi z jakim interesem przyszedł. Paweł patrzył na mnie spode łba. Widać było, że bardzo intensywnie przemyśliwa co zrobić.
- Czy muszę ci odpowiadać już teraz czy się zgadzam, czy nie? - Zagwozdka dla Pawła. Ciekawe co zadecyduje.
- Nie. Możesz to przemyśleć. Ale gdybyś mógł się pospieszyć, bo chcę wiedzieć na co się nastawić.
- Dobra pomyślę. Jutro dam ci znać. Gdzie ty idziesz? Zostań na obiedzie.
- Muszę iść. Nie chcę Anki zostawiać na tak długo. - Powiedział Mateusz i poszedł.
       Obiad zjedliśmy w milczeniu. Potem Paweł poszedł pooglądać coś w telewizji ale widząc jaki program włączył wiedziałam, że nic nie widzi, tylko intensywnie myśli.
- Aga! Możesz przyjść tu na chwilę? - Zawołał do mnie.
- Oczywiście, że mogę. - Weszłam do salonu.
- Myślisz, że lot na tę planetę jest możliwy o tej porze roku? Byłaś tam kiedyś?
- Byłam kilka razy. - Nie chciałam jemu tez mówić całej prawdy od razu, bo jeszcze by się rozmyślił, a chyba był na najlepszej drodze, żeby się zgodzić na ten lot. - Lot tam jest możliwy ale to zależy głównie od tego, jaki pojazd uda ci się załatwić. Najlepsza była by Omega A4.
- Dlaczego właśnie ten?
- Bo Omega A4 pomieści czterech pasażerów i ma dwie wygodne kabiny, gdzie można zahibernować pasażerów podczas dalekiego lotu. Będzie najwygodniejsza a równocześnie największa, która się tam zmieści, która przejdzie.
- Dlaczego czterech pasażerów?
- Bo ja będę potrzebować drugiego pilota. - Musiałam go do tego namówić, żeby Paweł zaczął ponownie latać. - Będę potrzebowała ciebie, Paweł.
- Ale ja nie latam. - Warknął na mnie.
- Ale podczas sprzątania znalazłam w szufladzie twój dyplom pilota. U profesora Kalczyńskiego z pilotowania dostałeś najwyższą ocenę. Masz kategorię A.
- Mam. Ale nie latam.
- Ja ci nie karzę lecieć. Nie musisz pilotować. To ja będę dowodzić. Ty jesteś mi potrzebny do ogarnięcia tyłu, tylnego małego silniczka. A poza tym chyba wolałbyś mieć mnie na oku, skoro muszę opuścić Ziemię a ty za mnie poręczyłeś.
- Kurwa no!
- Twój brat rzeczywiście ma rację, ze tam jest najlepsza w całym wszechświecie klinika położnicza. Ale zrobisz jak zechcesz. Ja nie będę naciskać. - Nie była to prawda. Najchętniej zmusiłabym go do tego lotu. Brakowało mi tego...
- Jaką ty dostałaś ocenę u generała Kalczyńskiego? - Kurde fakt, Kalczyński teraz jest generałem... Jak ja u niego zdawałam był profesorem... I kimś jeszcze więcej dla mnie...
- Ja dostałam u niego z ledwością, jak się wyraził, kategorię B. - Och! Jak ja go nienawidziłam wtedy za tę ocenę. Wiedziałam, że jest niesprawiedliwa. I że on mógłby dać mi kategorię nawet PRIME ale kurde nie dał! Mam do niego żal do tej pory, bo wtedy moje życie wyglądało by zupełnie inaczej...
- Nie wierzę... - Wyraźnie zaskoczyło to Pawła.
- A jednak. To fakt. Mam kategorię B. Z ledwością...
- Jesteś w 100 % pewna, że można teraz bezpiecznie lecieć na Meę?
- Jestem w 200 % pewna, że damy radę. Tylko musisz mi pomóc. - Wychodziło na to, ze Paweł zaczął się przełamywać...  - Może to zabrzmi nieskromnie ale ja na prawdę jestem najlepszym pilotem w galaktyce. I nawet poza nią. Latam lepiej niż generał Kalczyński o czym on wie ale się nie chce do tego przyznać. - Może i nie powinnam tak mówić. Nieskromne to było ale to był fakt. Poza tym baaaardzo chciałam wylecieć teraz na Meę...
- Zobaczę co da się zrobić z pojazdem...

     Jak powiedział, tak zrobił. Załatwił Omegę A4. Wylecieliśmy...

     A po godzinie od wylądowania na Mei pokłóciliśmy się prawie na śmierć i życie:
- Zatrzymaj auto! Zatrzymaj mówię do ciebie! - Krzyczał Paweł. Zatrzymałam. Paweł wysiadł trzaskając drzwiami. Ja nadal siedziałam za kierownicą auta. Starałam się na niego nie patrzeć. Wściekł się na maxa.
- Co to jest, do kurwy nędzy!!! Co ty odwalasz?! Najpierw nie mówisz mi, że zmieniłaś bez mojej wiedzy dostęp do stref na chipa a teraz to?! Za kogo ty mnie masz! Ale dałem się wkręcić!!! Wydymałaś mnie na cacy! Kurwa!!!! Ja pierdolę!!!

    A co tak rozwścieczyło Pawła i czy był jeszcze przed nami jakikolwiek seks-w następnym odcinku...

wtorek, 20 sierpnia 2019

Wojna damsko - męska. 6.

Nie przyznałam się wam do czegoś ostatnio. Jakieś półtora miesiąca temu znalazłam w szufladzie Pawła ten odbiornik jakby, co miał zapisane ten dostęp mojego chipa do strefy zielonej. No to ja go sobie pożyczyłam, tak jakby, wykorzystałam moment jak Paweł był pijany i zmieniłam sobie dostęp na całość stref. Bo tam po prostu był lepszy towar i takie tam... To tak na marginesie.

Po pierwszym seksie z Pawłem przeniosłam się do niego a stałe. To znaczy do jego pokoju. Było cudownie...

- Aga! - Bo zapomniałem ci powiedzieć ale będzie kilka osób wieczorem.
- Dziś wieczorem? Na kolacji?
- Tak, dziś. Bo wiesz...ja mam dziś urodziny i po prawdzie co roku jest jakieś przyjęcie z tego powodu.
- A! Tak zawoalowane ale uświadamiasz mi, że trzeba by naszykować coś do poczęstunku... Na ile osób?
- Chyba z osiem. Muszę już iść. Mogę na ciebie liczyć? - I wyszedł.
- Jak zawsze. - Odpowiedziałam w pustą przestrzeń.

Kolacja przebiegła spokojnie. Kilku kolegów, brat Pawła z żoną, no i my. Trochę gadaliśmy, trochę jedliśmy, trochę piliśmy. Jak goście poszli włączyliśmy muzykę i zaczęliśmy tańczyć. Moje ręce zawędrowały na pupę Pawła. Jesu jakiż on miał seksowny tyłek. Było mi mało. Rozpięłam pasek i guzik i wsunęłam ręce w jego majty. Miał na pupie taki fajny w dotyku meszek...Ściągnęłam jego spodnie w dół. Tak jak myślałam, jego kutas wyskoczył ze spodni jak na sprężynie. I tak tańczyliśmy dalej.Paweł zadarł moją sukienkę, odsunął majtki  tak, na stojąco, wsadził mi gorącego kutasa do mokrej cipki. O kurde! Ten facet naprawdę miał kondycję. Wprawdzie wiem, że trenuje dość często ale... Nawet sama nie wie jak ale obrócił mnie tyłem do siebie i zaczął posuwać mocniej. Na stojąco. Trzymał mnie mocno za biodra i posuwał w rytm muzyki. Dwa szybkie, dwa powolne. I tak do końca. Miałam wrażenie, że jego wielgachny kutas przebije mnie na wylot. Fajnie! Nie potrafię tego zweryfikować ale on tak działa mocno na mnie... Czy to dopasowanie kutasa do cipki, czy mój dłuższy czas bez seksu?  A kogo to obchodzi! Najważniejsze, że było mi nieziemsko!!! A właściwie ziemsko, bo na Ziemi hihihi. Eksplozja mojej cipki nastąpiła znienacka ale była tak mocna. Pewno to kwestia pozycji. Pomimo ilości alkoholu jakoś nam to poszło sprawnie. Choć moja cipka eksplodowała szybciej i mocniej niż do tej pory. Paweł skończył niedługo po mnie ale zalał mnie taką ilością spermy, ze pociekła mi po nogach aż do kostek... Było cudownie!

Kilka dni po imprezie urodzinowej usłyszałam dzwonek do drzwi. I potem się zaczęło....................

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Wojna damsko - męska. 5.

       Tego dnia myślałam, że zwariuję, tak mi brakowało seksu...
        
        Po drodze Paweł zaprowadził mnie gdzieś, gdzie mnie, jak psa, zaczipowano.
- Aua! Co to jest? - Poczułam ukłucie, które dość mocno mnie zabolało.
- To jest chip.
- Jaki dać dostęp? - Zapytał pielęgniarz, który mnie chipował.
- Zielona strefa. Nie chcę ryzykować. - Mówiąc to Paweł przyłożył do jakiegoś urządzenia rękę. Potem schował je do kieszeni.
- Dobra, zapisano. Do widzenia!
- Do widzenia. - Odpowiedzieliśmy kucharzowi chórem. Wyszliśmy z gabinetu.
- Co to znaczy? - Wolałam Pawła dopytać.
- To znaczy, że jak opuścisz przypadkiem, bądź specjalnie, zieloną strefę, to po chwili chip się aktywuje i urwie ci głowę. Nie będę ryzykował, że mi uciekniesz.
No to się porobiło. Nadal mój status jeńca wojennego jest utrzymany w mocy. Doszliśmy do mieszkania Pawła.
- Zapamiętaj gdzie mieszkamy. Ja teraz muszę wyjść. Wrócę o 17:00 na obiad. Tu ci zostawiam kartę na zakupy. Kup też sobie jakieś ubrania. Komputer na stole w salonie jest niezahasłowany. Możesz z niego korzystać. Obiad ma być domowy. Nie po to płaciłem tyle forsy za ciebie, żeby nadal stołować się na mieście.
Wyszedł. Rozglądnęłam się po mieszkaniu. Tradycyjne, bez szału. Dwie sypialnie, salon, łazienka i kuchnia. Przedpokój. Jesu nie pamiętam, kiedy ostatnio gotowałam. Musze się postarać. To nie była moja codzienność w domu rodzinnym. Jestem inteligentna, mam internet, jakoś to ogarnę.
- Jednak było warto w ciebie zainwestować tę kasę. - Powiedział Paweł po powrocie, pałaszując obiad. Fakt, zrobiłam coś, co potrafię i wyszło mi to bardzo smacznie.

Trzy miesiące później...
Tego dnia myślałam, że zwariuję, tak mi brakowało seksu...
- Co się tak tłuczesz? Hałasujesz tymi garnkami aż sufit się trzęsie. - Paweł stanął w drzwiach kuchni. Ręce oparł na framudze.
- A nic. Zła jestem. - Cóż miałam mu powiedzieć. No chyba nie prawdę.
- Na co jesteś zła. - Drążył.
- Eeee. - Odburknęłam.
- No co. Gadaj. - Podszedł do mnie.
No dobra. Powiem mu. Niech wyrzucę to z siebie, to oczyści atmosferę.
- A bo chodzisz po mieszkaniu taki goły. Myślisz, że to na mnie nie działa? Że ja jestem bez serca?
- Ja goły? Przecież jestem grzecznie ubrany w ręcznik. Zawsze tak chodzę tylko po kąpieli. To ty chodzisz cały czas w tych kusych bluzeczkach. I w tych przykrótkich szortach. Myślisz, że na faceta takiego jak ja to nie działa?  Zobacz!
Spojrzałam tam, gdzie się zaczynał jego ręcznik. Fakt. Jego fiut stał na baczność.
- Nie myślałam o tym w ten sposób.
- No to teraz wiesz. Już trzy miesiące mam ten problem. I muszę z tym żyć. Wiedziałem, że będą kłopoty.
Nawet nie podejrzewałam, że tak na niego działam. Zaryzykować? Raz kozie śmierć.
- Jak można temu zaradzić? - Zapytałam spoglądając na niego spod półprzymkniętych powiek. Zagryzłam wargę.
- Nie rób tak, bo strasznie mnie to kręci. - Paweł podszedł do mnie i przeciągnął kciukiem po moich ustach.
Spojrzałam w górę, prosto w jego oczy. Przełknęłam dość głośno ślinę. Dotknęłam miejsca na brzuchu, gdzie zaczynał się, zamotany na jego biodrach, ręcznik.
- Nie nakręcaj się tak, bo jeszcze ci to spadnie. - Wsadziłam palec za ręcznik.
- Tak jak twoje ramiączko? - Nachylił się nade mną, zsunął ramię bluzki i pocałował mnie tam.
- Co ty robisz?
- Sprawdzam czy rzeczywiście nie masz serca. - Zaczął całować moje ramię w stronę szyi. Mój oddech się pogłębił. Chwyciłam jego ręcznik w garść. Paweł nie przestawał całować. Doszedł do płatka ucha.
- Oj!
- Zabolało? - Zapytał Paweł
- Oj nie. Ale chyba musimy sprawdzić czy nie ma nas w twojej sypialni. - W jego, bo on ma większe łóżko. Paweł chwycił mnie za całowaną rękę.
- Chodź. - Pociągnął mnie za sobą. Jego ręcznik został i w ręku.
- Ufffff. Co za widok... - Jakiż on miał piękny tyłek. W ogóle wyglądał jak młody bóg. W ubraniu tak to się nie rzucało w oczy. Weszliśmy. Paweł usiadł na łóżku i oparł się na łokciu. Pociągnął mnie na siebie. Siadłam na nim okrakiem. Wziął moją głowę w obie ręce i wreszcie mogłam poczuć jego usta. Ciepłe, wilgotne. Wysunął z nich swój język i wsadził mi go głęboko. Jego dotyk i smak to było niebo w gębie. Oddałam mu swój. Ręce Pawła mogły powędrować pod moją bluzkę. Nie wiem kiedy ale moje szorty zostały rozpięte, Poczułam na pośladkach Pawła ręce. Zsunął spodnie z mojej pupy. Bluzkę podciągnął do góry. Jako, że w domu nie nosiłam stanika, moje piersi znalazły się na wysokości Pawła ust. Sutki sterczące. Poczułam język Pawła na prawym z nich. Potrafił nim ruszać. Przeszył mnie dreszcz. Jak ja go chciałam! Paweł się podniósł i ułożył mnie pod sobą. Ściągnął do końca moje szorty. Klęknął między moimi udami. Rozchylił je. Całował to jedno udo, to drugie. Złożył mocny pocałunek na moim wzgórku. Nie kontrolowałam mojego oddechu, który był co raz bardziej urywany. Moje podbrzusze falowało w rytm jego dotyku. Nasze usta ponownie się spotkały. Poczułam jego męskość. Napalony był na maxa. Ale dobrze, że poszliśmy w tę grę wstępną. Poczułam ręce Pawła pod swoją pupą. Przytrzymał mnie za biodra i wtargnął swoją męskością wprost w moje ciepłe, chętne, wilgotne na maxa wnętrze.
- Ach!..........- Mój jęk wypełnił całą sypialnię. Mówił wszystko. Brakowało mi tego. Muszę się do tego szczerze przyznać. Ale tak dobrze, jak mi pasował kutas Pawła w cipce, to jeszcze nigdy nikt. To Paweł narzucił rytm posuwania. Kondycje miał niezmordowaną. Czułam, że wypełniał moją cipkę dokładnie i całą. Moja rozkosz szła w górę i w górę. Do szczytu, który by niebawem. Było mi tak dobrze, że nie potrafiłam myśleć, nie potrafiłam oddychać, nie potrafiłam się kontrolować. Ta jego męskość we mnie, nade mną. Dotykanie jego twardego ciała była drugą rozkoszą. I jego, i mój oddech był urywany. Co chwila się całowaliśmy, dotykaliśmy językami. Rytm był miarowy. W pewnym momencie Paweł przytrzymał moje biodra, pchnął kutasem kilka razy mocniej. Jęknęłam. Tak mocnego orgazmu i tak niespodziewanego nie miałam jeszcze nigdy! Sama poczułam falę przelewającą się przez moje wnętrze. Zaciskało się miarowo. Jeszcze kilka posunięć i poczułam jak zalewa mnie fala jego spermy. Uwielbiam ten stan. Dlatego nie lubię się kochać w prezerwatywach. Uwielbiam być zalewana spermą. Czuję się spełniona. Orgazm był tak mocny, że nie docierały do mnie żadne dźwięki. Opadłam bez sił na poduszki. Próbowałam złapać równy oddech. Paweł złożył ostatni pocałunek na moich ustach. Delikatnie wysunął się z mojego wnętrza. Opadł na poduszki obok mnie.
- Jesu jak bosko.  - Dotarły do mnie jego słowa. - Jakaś ty namiętna. Twoja cipka wyssała z mojego kutasa cała spermę. Kurde przepraszam ale zapomniałem się zabezpieczyć. Nie pomyślałem o gumce, taką miałem na ciebie ochotę.
- Dobra, spoko. Mam wkładkę. - Powinnam ją wymienić ale mam na to jeszcze chyba pół roku czasu, pomyślałam. Zasnęłam. Byłam wyczerpana na maxa ale szczęśliwa i zadowolona. Tego mi brakowało. Tej nocy kochaliśmy się jeszcze dwa razy. I poszło to lawinowo...

sobota, 17 sierpnia 2019

Wojna damsko - męska. 4.

        Wróciłyśmy jako bohaterki. Melisa dotrzymała słowa. Przeniosła mnie z pilota działań wojennych na pilotowanie statków transportujących pacjentów szpitalnych.

- Aga jutro lecisz do Szałszy. - Moja dowódczyni przekazywała mi polecenia dotyczące jutrzejszego lotu.
- A z kim? - Chciałam dopytać ale właściwie było to bez różnicy, Prawie.
- Lecicie razem z ........ - Bożenna nie pamiętała. Sprawdziła. - Lecisz z Marzeną.
- Kur.... - Zaklęłam cicho. Nie lubiłam latać z Marzeną. Zawsze podczas wspólnych naszych wypraw coś się działo nieprzewidywanego.
- No co? Nie mam dzisiaj innego nawigatora. - Bożenna nie widziała w tym coś niczego złego.
- No wiem. Mało ich tak jak pilotów. Tylko ona jest mało doświadczona. - Nie chciałam gadać jak jest naprawdę, żeby nie robić młodej koło dupy, ale Marzena miała swoją robotę głęboko gdzieś i nie dokładała się do tego. - Mam nadzieję, że jakoś damy radę.

        Spakowałam wszystkich do pojazdu. Dziewczyn było 6, w wieku od 7 lat do 14. Do tego Marzena i ja. Nasz pojazd był z lekka przeładowany. Jak zwykle.
- Marzena masz aktualne mapy? - Zapytałam mojego nawigatora raczej retorycznie. I tak nie miałam na to wpływu. Generał Armii Kobiet Ziemi swojego czasu wymyśliła, że trzeba rozdzielić obowiązki i od teraz to nie pilot jest odpowiedzialny za trasę i mapy, tylko nawigator. Durne to było ale rozkaz to rozkaz.
- Aktualne nie martw się. - Zbyła mnie Marzena.
- To dobrze. Wgraj. Lecimy. Dziewczynki! - Zakrzyknęłam do moich pasażerek. - Na miejsca, zapiąć pasy. Startujemy!
         Ruszyłyśmy. Przez prawie całą podróż było w miarę nudno. Dziewczynki były grzeczne. Leciały ze szpitala do sanatorium. Nagle!
- Co to było? - Zapytałam Marzeny.
- Nie wiem, a co? - Marzena ziewnęła.
- Komputer co to było? - Olałam ją. Wolałam w tym momencie zaufać aparaturze niż jej. Dźwięk mnie zaniepokoił. Usłyszałam ten śmieszny dźwięk komputera ojego pojazdu.
- To był wystrzał. - Beznamiętnie oznajmił robot.
- Jaki wystrzał? Doprecyzuj. - Jesu krew mi się zagotowała. Czyżby mnie mój słuch nie mylił i to dźwięk o którym myślę!?
- Wystrzał działa przeciwlotniczego. - Oznajmił jakby nigdy nic.
- Komputer. Podaj mi na ekran naszą trasę i przebieg frontu, nakładając na siebie. Obraz który zobaczyłam dla odmiany zmroził mnie!
- Marzena! Kiedy wgrywałaś trasy? O której?
- No jak to kiedy? Jakiś miesiąc temu.... - Ziewnęła. Ja ja chyba zatłukę!
- Miesiąc?! Miesiąc?!!! Czyś ty zwariowała?! Patrz!!! - Obróciłam ekran z trasami w jej kierunku. Nasza trasa lotu prawie dokładnie pokrywała się z linią frontu.
- Ale co to znaczy?
- To znaczy, że przez twoją niekompetencję lecimy prosto w paszczę wroga rozumiesz?! - Miałam ochotę naprawdę ją udusić.
- Dziewczynki. - Zawołałam głośniej. - Proszę do swoich kabin. Będzie trochę trzęsło. - Zawołałam do pasażerów. Wolałam ich zabezpieczyć na wszelki wypadek. Odgłosy wystrzałów było słychać co raz bardziej wyraźnie. - Marzena ty idź do kabiny razem z Lidzią. Ona jest najmniejsza, zmieścicie się razem.
- Ale... No co ty. Pomogę ci. - Chyba do niej dotarło co zrobiła i w jakiej ciemnej dupie jesteśmy.
- Nie. Dam sobie radę. Idź. - Poszła. - Komputer włącz hibernację kabin jak już wszyscy się położą. - Wiedziałam, że w razie wypadku nic im się nie stanie. Przynajmniej im....

- Wieża. Jesteśmy statkiem szpitalnym. Proszę wstrzymajcie ostrzał. - Miałam cichą nadzieję, że ktoś usłyszy, uwierzy i uda nam się przelecieć bezpiecznie.
- Tu wieża. Powtórz. - Kurde no.
- Wieża mam na pokładzie dziewczynki w wieku od 7 lat do 14. Transportuję je do sanatorium. Prosimy zaprzestać działań.
- Tu wieża. Sprawdzimy. - Służbiści. A czas leci...
- Pospieszcie się! - Jesu przecież nie zmienię trasy, bo pomyślą, że uciekam i wtedy zestrzelą mnie na bank.
- Tu wieża. Prośba zgłoszona. Musisz się zastosować do naszych poleceń.
- Oczywiście. Jakie to polecenia.
- Nie zmieniaj trasy, którą zgłosiłaś. Za pieć minut masz lądowisko. Musisz na nim wylądować i się poddać.
- Oczywiście. Za pięć minut ląduję i oddaję się w wasze ręce. Tylko proszę nie robić krzywdy moim pasażerom. Błagam.
- Pasażerów sprawdzi nasz lekarz. Pójdą do szpitala na kontrolę. Ty tylko grzecznie wyląduj a ręce zostaw na pulpicie jak wejdą na pokład nasi ludzie.
- Dobrze. Widzę pas startowy lądowiska. Schodzę do lądowania.
         Nagle!
- Wieża co to? - Zmartwiałam.
- Dostałaś odłamkiem w lewy silnik. Zapalił się.
        Tyle to ja też wiedziałam. Niespodziewanym przypadkiem dostałam odłamkiem w lewy silnik. Zapalił się a systemy alarmowe go ugasiły. Wtem poczułam wstrząs. Alarm zaczął wyć i wiedziałam, że jestem rzeczywiście w czarnej dupie! Silnik odleciał razem z lewym skrzydłem. Ja pierdolę!
- Komputer wyłącz alarm i autopilota!
- Tu komputer. Wyłączyć alarm i autopilota. Potwierdź.
- Potwierdzam! Wyłącz. - Wyłączył. - Ulga na sekundę, bo przestało mi wyć nad głową. Mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Zaczęłam lecieć intuicyjnie. Pełna moc pozostałym silnikiem i hamowanie. Klapy opuszczone. Zmiana pułapu. Jak mój pojazd rozwali się jak najniżej nad ziemią, to moi pasażerowie będą mieli większe szanse wyjść z tego bez szwanku. Max i hamowanie. Dosłownie sekundy dzieliły mnie od rozwalenia się.... Jak byłam dosłownie parę metrów nad ziemią...
- Komputer włącz autopilota. - Miałam nadzieję, że autopilot włączy w odpowiednim czasie systemy awaryjne, poduszki do lądowania, zacznie schładzać pojazd, żeby jakoś wylądować. Alarm nad głową zaczął wyć ze zdwojoną siłą...Prędkość była ok. Jakimś cudem leciałam prawie w środek startowego... Poczułam uderzenie.Odruchowo zamknęłam oczy..........

       Ocknęłam się, jak dotarły do mnie głosy ludzkie. Weszli na pokład. Przypomniało mi się, że ręce mam mieć na pulpicie. Czekałam.
-Żyjesz? Wszystko ok? - Ich dowódca podszedł do mnie.
- Tak.Ok. Co z moimi pasażerami?
- Wydaje się, że wszystko w porządku.
- Komputer jak kabiny pasażerów? Wszystko całe? - Musiałam się upewnić.
- Tu komputer. Wszystko jest w porządku. Pasażerowie zahibernowani. - Ulżyło mi. Jakimś cudem udało nam się wylądować.
- Komputer obudź wszystkich.
-Ty jesteś pilotem tak? Wstań. - Przywódca chciał nas wreszcie stąd zabrać. - Muszę cię zakuć czy pójdziesz spokojnie?
- Pójdę spokojnie. - Chciałam wreszcie dotknąć nogami ziemi.Przywódca spojrzał mi w oczy. - Gratuluję lądowania. Podziwiam umiejętności. Nie będę cię zakuwał.
- Dziękuję. Zadbajcie tylko o moje pasażerki. To dzieci ze szpitala.
- Nie martw się. Teraz zaprowadzę cię do mojego przełożonego.

        Z dziewczynkami było wszystko ok. Za to ja miałam mieć przerąbane, jak się później okazało.
- Siadaj. Sprawdzimy ktoś ty. - Ten ktoś, do kogo mnie zaprowadzono, nie był zbytnio miły. - Daj tu rękę. Musimy cie przeskanować.
Włożyłam rękę w maszynę. Ciekawe co im tam wyjdzie.
- No! A cóż my tu mamy! Nasza uciekinierka! - Oj zapomniałam, że oni mogą to mieć przecież w bazie. Tę naszą ucieczkę z niewoli z Melisą. Kurde. Przesłuchujący mnie wybrał kilka ze swoich kontaktów.
- Chłopaki. Mam tu ciekawy okaz. Zabawimy się. - Zmroził mnie jego głos. - Czekam na was pięć minut.
        Po około pięciu minutach zjawiło się pięciu facetów. Jeden przystojniejszy od drugiego.
- Chłopaki mamy tu ciekawy okaz. Widzieliście to lądowanie. A okazało się, że to nasza sławna uciekinierka. Ty Paweł coś możesz o tym powiedzieć. - Rozrechotał się. Spojrzałam za jego wzrokiem i zamarłam. Poznałam tego faceta. To był ten, który wtedy, jak uciekałam z Melisą, chciał nas zatrzymać. Ten, który wymierzył swoją broń we mnie, i którego zrzuciłam z dziobu pojazdu, który im ukradłam. Fuck!
- Należy się jej kolonia karna. Ja jednak mam pomysł. Zabawimy się! Który z was da więcej kasy, to może zadecydować o jej losie. Może wziąć ją jako gosposię, może wysłąć do koloni karnej. Proszę, kto da więcej! Licytujemy.
      Farsa jak boga kocham! Zaczęli się przegadywać. Ten da 50, tamten 100 tej ich waluty. Próbowałam przeliczyć ile to jest na nasze. Kurde. Dużo. Cena doszła do 1000. Wtem ten Paweł spojrzał się na mnie a potem gada do tego gnoja. - Dobra kończmy to. Daję 2000 i mam głos decydujący. Finał.
     Wkurzyłam się. Licytują jak kiedyś niewolnika na targu. I co?! Ktoś ma decydować o moim losie?! Niedoczekanie! Nie chciałam naruszać swoich pieniędzy, żeby rodzina nie wiedziała gdzie jestem ale teraz sytuacja była poważna. Nie pozwolę sobie na to!
- Ja sama dam 2000. Nie chcę być na czyjejś łasce! - Ten Paweł zmroził mnie wzrokiem. Dowódca się uśmiechnął.
- Tak? Ciekawe. Co ty Paweł na to? - Zapytał z przekąsem.
- No chyba jej nie wierzysz, że ona tyle ma. Potwierdzam swoją propozycję. 2000.
- Widzę, że ci zależy. Dasz 4000 i kończymy. - Przeraziłam się. To była naprawdę ogromna kwota. Co on chce, żebym jak robiła za taką sumę!? Pierdolę!
- Dam ale kończmy te farsę. Spieszę się! - Reszta facetów machnęła rękoma i zaczęli odchodzić. Zmartwiłam się na maxa. Muszę coś wymyślić, żeby się z tego wymiśkować. Obaj faceci porobili coś na tablecie, podejrzewam, że forsa została przelana z konta na konto. Co teraz?...
- Pakuj się, idziemy. - Ten Paweł do mnie. - Muszę cię zakuć czy pójdziesz spokojnie.
- Pójdę spokojnie. - Nie miałam już siły, żeby się rzucać. Wymyślę coś potem, jak Scarlet O`Hara. Intensywny był ten dzień dzisiejszy w emocje.
- To dobrze, bo za ten wyczyn należy ci się medal a nie kajdanki. Nie chciałbym ci tego robić...
Poszliśmy.

A o tym czy z ciachem Pawłem było cokolwiek, czy ktoś kogoś wykorzystał i dlaczego zapłacił on za mnie taką! kasę i co ode mnie za to w zamian chciał, to w następnych odcinkach....

Wojna damsko - męska. 3.

        No i tak znalazłyśmy się z Melisą w niewoli u facetów. Nie była to jeszcze kolonia karna na szczęście. Nie było nam źle. Karmili nas, wypuszczali na powietrze, spało się spokojnie. Tylko ten bezruch mnie dobijał. No i jeszcze nigdy tak długo nie miałam abstynencji od seksu pomimo, że facetów było od groma! Nudziło się nam. A było nas tam sześć dziewcząt. Każda z nas była aresztowana przez facetów z innego powodu. No i żadnej z nas nie chcieli wypuścić. Melisa wróciła z rozmów.
- No i? - Byłam ciekawa jak poszło i czy faktycznie zależało facetom na wymianie Melisy na jednego z nich.
- No i stanęło na tym, że dziewczyny nie chcą wypuścić tego ich niby generała. Chcą, żeby wypuścili nas obie. Przecież u nas jest ciągły brak pilotów.
- No fakt. Ale czy wypuszczenie tego ich generała jest warte nas obu? Jesu jak mnie dobija to bezczynne siedzenie. Dziewczyny! Zróbmy coś!
- Ale co? - Moje współtowarzyszki były tu już chyba za długo i wpadły w marazm.
- No nie wiem co. Ale coś trzeba zrobić! - Starałam się je jakoś zachęcić, zaangażować. No przecież trzeba było chociaż spróbować coś zrobić...
Zapadła cisza... Chyba trafiłam do nich bo wydawało się, że zaczęły kombinować.
- Bo ja zauważyłam, że tam stoi jakiś pojazd, ja się nie znam, wydaje się, że nikt go nie pilnuje. - Odezwała się po chwili Karolina. To była jakaś myśl.
- To trzeba to sprawdzić. - Poderwała się do góry. Nawet gdyby nie wyszło, to to lepsze, niż siedzieć i gnuśnieć.
       Poszłam z Karoliną sprawdzić co ona zauważyła. Nie brałyśmy nikogo więcej z sobą, żeby nikt nie zauważył, że coś się dzieje. Fakt, raczej byłyśmy lekceważone i dosyć mało pilnowane. To był dla nas plus. Doszłyśmy na sam kraj pola startowego. Karolina miała rację - stał tam całkiem spory pojazd, który z cała pewnością mógł pomieścić nas wszystkie. Teraz tylko należało sprawdzić czy jest sprawny i czy można nim niepostrzeżenie odlecieć. Choć słowo niepostrzeżenie było tu raczej nie na miejscu. Chodziłam tam kilka razy. Sama. Nie chciałam, żeby ktoś się zorientował. Pojazd wydawał się w pełni sprawny. Postanowiłyśmy uciec. Teraz tylko należało wymyślić jak i kiedy. Ryzyk fizyk - raz kozie śmierć. To i tak było lepsze niż ten marazm i siedzenie. Nasze dowództwo jakoś nie mogło się nadal dogadać co do wymiany jeńców.
          No i nadszedł ten dzień. Pojedynczo i niepostrzeżenie starałyśmy się przedostać do pojazdu. Ja wchodziłam jako ostatnia.
- Wszyscy na miejscach? - Zapytałam. - To zapiąć pasy. Nie przeciągajmy tego. Ruszamy do domu.
        Podniosłam pojazd chyba z pół metra nad poziom. Usłyszałam i poczułam, że coś spadło nam na dziób. Ten model niestety był taki, że dziób był jakby płaski, mało opływowy. Dziewczyny jęknęły ze strachu. Spojrzałam przez przednią szybę.
- Kurwa mać. - Zaklęłam cicho. - Ja pierdolę. Teraz? - Wszyscy zamarli. Na dziobie stał facet. Z wymierzonym we mnie karabinem.
- Pojazd w dół. - Usłyszałam zza szyby. Wzrok tego faceta po prostu miał mnie zamrozić.
- Wszyscy zapięci? - Zapytałam szeptem. - Tak. - Usłyszałam potwierdzenie. - To uwaga. - Musiałam działać w miarę szybko. To była nasza jedyna szansa wyrwać się stąd i ja nie chciałam nas jej pozbawiać Trzeba było zaryzykować. Facet przeładował broń.
- Siadaj! Natychmiast! - Był stanowczy. Kalkulowałam czy faktycznie strzeli. Celownik czułam na swoim czole. Chciał, żebym wylądowała ponownie a ja wiedziałam, że jak będę dłużej czekać, to zlecą się jego kolesie i wtedy mamy przechlapane. Nie mogłam na to pozwolić. Zaryzykuję.... Wykonałam nagły przechył w prawo. Facet upadł na dziób. Broń wypadła mu z ręki. Przechyliłam pojazd jeszcze bardziej w prawo. Spadł!
- Komputer czy człowiek na ziemi jest w bezpiecznej odległości?
- Komputer. Potwierdzam. - Uf! Facet spadł ale tak, że nie było ryzyka, że podczas wylotu stanie mu się krzywda. Nie chciałam ryzykować czyimś zdrowiem i życiem, nawet wroga.
- Komputer pełna moc! - Ruszyłyśmy. Wreszcie. Nie powinni nas dogonić! Wracamy do domu... To znaczy na Ziemię.
     Po fakcie dowiedziałam się, że facet przeżył, nic mu się nie stało, zdążył włączyć alarm i blokadę wrót. Natomiast nigdy się nie dowiedziałam dlaczego nikt nie zabezpieczył tego pojazdu, dlaczego wrota były otwarte. Zamknęły się dopiero potem, urywając nam śmigiełko z ogona ale na szczęście nie miało to żadnego wpływu na nasze bezpieczeństwo lotu. Wróciłyśmy do domu...

poniedziałek, 3 czerwca 2019

Wojna damsko - męska. 2.

              My, pilotki wojskowe (jak to brzmi!), byłyśmy elitą na tej wojnie. Tam  rozgrywały się działania wojenne a my w czasie wolnym odwiedzałyśmy kantynę. Tradycyjne miejsce z jedzeniem i alkoholem. Gdy weszłam tam pierwszy raz, bardzo się zdziwiłam. To było miejsce, gdzie kobiety były obsługiwane przez facetów. Byli to jeńcy wojenni, którym bardzo pasowała ta niewola. Korzyść była obopólna. Wszyscy byliśmy młodzi. I my i oni. Z potrzebami. W pierwszej chwili nie chciałam z tego korzystać. Jakoś nie mieściło mi się to w głowie. Ale po czasie i moje potrzeby seksualne wzięły górę. Zauważyłam, że szczególnie jeden z kelnerów jakoś tak zwraca moją uwagę. Ich usługi były bezpłatne. Oni mieli dach nad głową, jedzenie i nie siedzieli w obozie jenieckim. Nikt ich do tego nie zmuszał. Raczej byli chętni. Mój pierwszy raz wyglądał tam następująco: Dotknęłam ręki kelnera, gdy przynosił nam drinki. Był to "sekretny" gest świadczący o tym, że chcemy iść z nim do pokoju na górze. Poszliśmy. Facet wiedział o co chodzi. Zdarzało mi się też, że nie miałam czasu na dłuższą zabawę i od progu informowałam go, że chcę tylko szybkiego numerku. Dostosowywali się bez większych problemów. Tamtego razu tuż za progiem facet zaczął mnie rozbierać. Miał delikatne, ciepłe ręce.Nie zauważyłam, jak sam się też rozebrał. Wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Na szczęście nie usiłował całować mnie w usta. Za to pocałunkami pokrył chyba całe moje ciało. Trzeba przyznać, wiedział co ma robić. Delikatnie ssał moje sutki. Sterczące na maksa. Jego ręce przesuwały się po moim całym ciele. Po karku, po włosach. Zaczął gładzić mnie po udach. Całować. Moje napięcie zaczęło sięgać zenitu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo brakowało mi seksu. Poczułam na kroczu jego oddech. Delikatnie rozchylił płatki moich warg sromowych. Złożył tam pocałunek. Prawie odleciałam. Poczułam ssanie na łechtaczce. Jeżeli on nie przestanie, to zaraz dojdę! Mój oddech był urywany. Chwyciłam go za włosy, żeby oderwać go od mojej łechtaczki. W końcu przecież wolałabym spełnienia poprzez wsadzenie gorącego, twardego kutasa do cipki. Pomogło. Wyszedł spomiędzy moich ud. Chwila wytchnienia. Usyszałam rozdzieranie opakowania prezerwatywy. Wreszcie.
- Chcesz go już? - Jesu po co on pyta, pomyślałam.
- Tak! - Westchnęłam. - Już!
Facet nade mną. Jakie to zapomniane ale miłe uczucie. Facet przytrzymał moją pupę. Poczułam twarde coś na wejściu pochwy. Posunęłam biodra w tym kierunku. Facet zareagował prawidłowo. Ruszył w moim kierunku. Wszedł. Cały. Ach! Wreszcie. Jak mi tego brakowało... Jego ruchy były mocne. Szybkie. Wypełniał mnie całą. Poprzedzające stosunek rozbudzenie doprowadziło do tego, że doszłam w mgnieniu oka. Moim ciałem wstrząsały, że się tam wyrażę, bo to celne, spazmy rozkoszy. Oddech stał się urywany. Brakowało mi tchu. Orgazm nadszedł niespodziewanie i był ogromny! Nie wiedziałam, że jestem tego taka głodna! Super! Potem jeszcze nie raz korzystałam z usług tych facetów....

 - Wieża możesz mi sprawdzić co za pojazd leci za mną. Lot 4056. - Od dłuższej chwili leciał za nami jakiś pojazd. Może był to przypadek ale ja, mając na myśli bezpieczeństwo mojego pasażera, wolałam być ostrożna.
- 4056! Nie mogę zweryfikować danych pojazdu za wami. Nie wysyła on żadnych sygnałów rozpoznawczych.
- Wieża wiesz kogo i dokąd wiozę. Obawiam się, że to może być pułapka. Jestem na otwartej przestrzeni i nie mam gdzie mu uciec.
- 4056 postaram się wysłać wywiadowcę. Dam znać.
Wiozłam jedną z naszych przywódczyń. Leciała na spotkanie z władzami wroga, żeby rozmawiać o ewentualnym zakończeniu wojny. Gdyby ktoś o tym wiedział, mógłby chcieć przeszkodzić w spotkaniu. Nie wiedziałam co mogę zrobić.
- 4056 pojazd nie posiada znaków identyfikacyjnych.
Kurde to chyba mam rację. Ewidentnie ktoś ma nas na celu. Co robić...
- Melisa obudź się. - Zawołałam do mojego pasażera.
- Aga jesteś najlepszym z pilotów. Jak ty kierujesz, to można spokojnie się wyspać, tak delikatnie latasz. Jak wrócimy, to postaram się, żebyś zaczęła latać na trasach szpitalnych. Marnujesz się w transporcie.
- Melisa nie jest dobrze. Mamy niechciane towarzystwo. Szpiega na ogonie. Spróbujemy mu uciec. Muszę włączyć turbo.
- Aga co ty mówisz? Dlaczego ktoś miał by nas szpiegować?
- No może po to, żeby nie dopuścić do spotkania.
Chciałam włączyć turbo, gdy wtem pojawiły się jeszcze dwa pojazdy. Razem z tym z tyłu otoczyli nas i otworzyli działa.
- Poddajcie się. - Usłyszałam w głośnikach. Spojrzałam na Melisę.
- Kurwa nie jest dobrze. Melisa oni przylecieli po ciebie.
- Jesu aresztują nas? - Melisa była przerażona. Dobra z niej dziewczyna.
Nasze turbo się załadowało. Muszę spróbować uciec, pomyślałam. Przesunęłam dźwignię. W tamtych pojazdach działa zostały uzbrojone. Kalkulowałam czy rzeczywiście strzelą, czy zależy im na aresztowaniu Melisy i niedopuszczeniu do rozmów. Zrobiłam zwrot i z całą mocą poleciałam w dół. Ryzyk fizyk. Dłuższą chwilę udawało mi się im uciekać. Niestety się przeliczyłam. Jeden z nich jednak strzelił. Pocisk elektryczny. Unieruchomili nas. Niestety nasz pojazd był tylko pojazdem pasażerskim, bez żadnych osłon. Nie mogłyśmy nic zrobić. Tylko czekać... Wtedy sobie przypomniałam - przecież u nas w niewoli siedzi jeden z ich przywódców. Pewno chcą Melisę wymienić na niego...

niedziela, 2 czerwca 2019

Wojna damsko - męska. 1.

                     Zaliczyłam ostatni egzamin. Szczęśliwa wróciłam do domu. Podjechałam samochodem pod schody wejściowe. Wbiegłam do środka. Po schodach na górę. Kierowałam swoje kroki do pokoju mojego narzeczonego, żeby wreszcie go zobaczyć i pochwalić się. Chciałam mu zrobić niespodziankę. Otworzyłam cicho drzwi. Nie uwierzyłam w to co zobaczyłam! Zobaczyłam kobietę i kaskadę jej włosów spływającą po plecach. Biodra unosiły się miarowo i opadały w dół. Na niego. Wiedziałam co to jest.  Byli prawie nadzy. Widziałam jego twardego fiuta jak w nią wchodzi. I jej soki spływające w dół. Było jej dobrze. On trzymał ją za biodra. Jego palce odciskały się na jej skórze, mocno ją trzymał. On - mój narzeczony. Sądząc po odgłosach, spełnienie było blisko... Zauważył mnie. Nie przestawał. Kobieta też odwróciła głowę. Poznałam ją. To była moja mama! Mama!!! Myślałam, że umrę. Zbiegłam w dół. Nie wiem jakim cudem nie połamałam nóg. Zdradził mnie. Mój narzeczony, z którym za dwa miesiące miałam brać ślub, zdradził mnie z moją własną matką! Nie wiem jakim cudem dojechałam szczęśliwie do centrum. Nie pamiętam drogi. Nie wiedziałam co mam zrobić, jak postąpić. Muszę pomyśleć. Ale najpierw się zresetować. Weszłam do pierwszego lepszego baru.
- Barman lej! Czystą! Od razu sześć kieliszków.
Pierwsze trzy wypiłam jednym tchem. Powoli zaczynałam się resetować. Ale wciąż, jak zamykałam oczy, widziałam JĄ! Widziałam ją jak siedzi na nim i słyszałam te odgłosy. Wyraźnie było im dobrze z sobą. To świadczyło, że to nie był ich pierwszy raz! Dopiero teraz to do mnie dotarło. I dotarło do mnie, że to nie był jej pierwszy raz z jakimś moim chłopakiem. Dopiero teraz zobaczyłam pewne fakty z moich poprzednich związków. Czy moja matka przeleciała każdego z moich chłopaków?! Boli. Bardzo boli. Matka jest młoda, ojca cały czas nie ma, ale to nie pozwala jej na........... Dość!
- Barman! Podaj mi proszę pół litra do stolika.
- Ale...
- Podaj, proszę. - Postanowiłam się upić, żeby choć na chwilę zapomnieć. No i jak postanowiłam, tak zrobiłam.
- Agila! - Ktoś mnie woła. - Agila obudź się! - Podniosłam głowę i zauważyłam swojego brata.
- Czego chcesz? - Warknęłam na niego.
- Barman zatelefonował do mnie, żeby cię zabrać, bo się upiłaś.
- Odwal się. Sama sobie poradzę.
- Nie wygłupiaj się. Zabiorę cię stąd do domu.
- Nie! Tylko nie tam! Idź sobie. Poradzę sobie. No już!
- Ale o co chodzi? Nigdy tak się nie zachowywałaś.
- Świętuję zdanie egzaminu. Od dziś jestem legalnym pilotem.Zaprowadź mnie tylko do hotelu i idź sobie.
- Dobra. - Jak poprosiłam, tak zrobił.
Jak wytrzeźwiałam, a była to jakaś 2:30, najpierw poszłam pod prysznic. Potem próbowałam wymyślić, co zrobić ze swoim życiem.  Szukałam miejsc, gdzie potrzebują pilotów. To było najprostsze. Szukałam jak najdalszego miejsca. Znalazłam - na Ziemi potrzebowali pilotów na już. Super. Lecę. Opuszczając swoją rodzinną planetę posłałam wiadomość do brata: "Nie szukaj mnie. Sama się zgłoszę. Kiedyś. Zawiadom wszystkich, że ślub odwołany. Pa".
       I tak opuściłam swoją planetę na cztery lata. Cztery długie lata.
      
       Po jakimś czasie zgłosiłam się do mojego nowego pracodawcy. Dopiero teraz do mnie dotarło, że będę pilotem wojskowym, których tu non stop brakowało, i to w dodatku na wojnie, którą prowadziła płeć męska przeciw żeńskiej lub odwrotnie - żeńska przeciw męskiej. Ze względu na płeć oczywiście latałam po stronie kobiet. Było mi to obojętne, to nie była moja wojna. Zależało mi tylko, żeby być daleko od domu i żeby latać. Jak się potem okazało, wojna niestety nie dawała dużo okazji do seksu z facetami...ale nie było to niemożliwe...

Współlokator. 8.

             Paweł wstał.
- Ależ jak tak może być? Proszę natychmiast zawołać Agę z powrotem!
- Usiądź, proszę... - Mama chciała załagodzić sytuację. - Nie róbmy scen.
- Ale jak tak może być?! Przecież to Maria namieszała a Aga zapłaciła za tę sytuację wygnaniem?! To nie do pomyślenia, żeby wymyślić zaręczyny po dwóch spotkaniach.
- Ale przecież taki jest zwyczaj. - Maria cichutko popłakiwała i pociągała zasmarkanym nosem.
- Wychodzę. Mam dość tego weekendu. - Paweł naprawdę się wkurzył.
- Mamo! Przecież jak Jakub wyjdzie, to będzie jutro w kościele skandal. Co ludzie pomyślą?! - Maria była przerażona sytuacją.
Ojciec postanowił uratować dobre imię rodziny przed ludźmi.
- Panie Jakubie. Proszę, żeby pan został do jutra. Wynagrodzę to panu. Czego pan sobie życzy?
Paweł się zasępił.
- Co ma pan na myśli?
- Jakąś rekompensatę finansową. - Odparł ojciec.
- Nie, dziękuję. Mam dość pieniędzy. Nie potrzeba mi pańskich.
- Nalegam. - Ojciec chwycił Pawła za rękaw. Paweł intensywnie myślał. I wymyślił.
- Dobrze. Jest jedna rzecz, która przekona mnie, żeby zostać na jutrzejszej mszy.
- Co takiego? - Ojciec się wystraszył.
- Jeżeli jutro na tej samej mszy znajdzie się Aga. Ma ją jakoś pan przekonać, przeprosić, żeby zgodziła się przyjść. Jeżeli Agi nie będzie, to ja we mszy nie będę uczestniczył.
- Tato! Zrób coś! Przecież będzie skandal! - Moja siostra nawet nie przejęła się tym, że ojciec mnie wygnał z domu przez jej bzdurne pomysły.
- Gdzie ona teraz może być? - Ojciec chyba postanowił jednak jakoś to załatwić.
- Myślę, że pojechała do domu. - Odparł znający mnie najlepiej Paweł.

        Po wyjściu z restauracji wzięłam taksówkę i faktycznie pojechałam do domu. Do tego miejsca, gdzie czułam się bezpiecznie, gdzie czułam się potrzebna. Zapłaciłam dość dużo ale w końcu było mnie stać a spokój był najważniejszy. Pół drogi przepłakałam. Z żalu, ze złości, za głupotę mojej siostry i rodziców, z bezsilności. Spodziewałam się, że kiedyś taka sytuacja może mieć miejsce ale chyba do końca w to nie wierzyłam. Po przyjechaniu na miejsce poszłam pod prysznic i wykończona cała sytuacją poszłam spać. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Kto to może być o tej porze? Otworzyłam drzwi.
- Tata?! - Nie mogłam wyjść ze zdziwienia. - Co ty tutaj robisz?
- Pan Jakub powiedział, że nie będzie obecny na mszy, jeżeli nie przekonam cię do powrotu.
- Nie, tato, nie wracam. Mam dość. - Wpuściłam go do środka i weszliśmy na górę Nastawiłam wodę na herbatę i usiedliśmy na kanapie.
- Agnieszko proszę cię! Wróć do domu. - Ojciec chyba się przejął.
- Tato ale to ty sam mnie wygnałeś z domu i kazałeś się już więcej nie pojawiać. - Ojciec wydawał się nie rozumieć sytuacji.
- Ale twoja siostra się załamie. - W ojca oczach pojawiły się łzy. Nie wierzę!
- Tato! Dlaczego ty myślisz tylko o niej. To właśnie przez nią ty mnie obraziłeś. Nie rozumiesz tego? Dlaczego taki jesteś? Dlaczego to zawsze jest moja wina nawet wtedy, kiedy nie jest? - Jesu wyjaśnijmy to wreszcie, żebym miała spokój. Wkurzył mnie.
- No bo ty... - Ojciec zaczął kręcić.
- Bo co? Bo chodzi o to, że ja jestem dzieckiem nieślubnym tak? - Pytanie retoryczne, w końcu wiem, że zawsze chodzi o to samo.
- No... - Zabrakło mu słów.
- Ale tato przecież to nie moja wina. Ja się na świat nie pchałam. - Kurde to chyba oczywiste, chociaż on tego zdawał się nie rozumieć.
- Ależ...
- No ależ, ależ. Przecież wiesz skąd się biorą dzieci. Ale przecież to nic złego. Nie wy pierwsi i nie ostatni macie nieślubne dziecko.
- Y.. - Ojcu zabrakło słów.
- Tato. Przecież nie zrobiliście nic złego. Byliście młodzi, hormony buzowały i stało się. Nie wyskrobaliście mnie, urodziłam się. Daliście mi życie. Potem wzięliście ślub z mamą. Nie opuściłeś jej. Dorobiliście się drugiego dziecka, jakiegoś tam majątku. Jesteście porządnymi ludźmi.
- Wiesz co, właściwie to masz rację.... - Wydawało się, że dopiero teraz to do ojca dotarło. Ja pitolę. - Przepraszam cię córeczko za moje zachowanie. Byłem niesprawiedliwy i nie miałem racji.
- Dobra tato. Przeprosiny przyjęte. - Wydawało mi się, że naprawdę ojciec zrozumiał. - Teraz idźmy spać i wypocząć, bo jutro czeka nas długa droga.
- Tak, masz rację. Nawet fajnie się tu urządziliście...
Poszliśmy spać. Rano wyruszyliśmy. Też mi zależało, żeby w tak ważnym dla rodziców dniu być razem z nimi.

      Pod kościołem był dość duży tłum ludzi. Pewno w mieście się rozniosło, że w restauracji była jakaś rodzinna chryja i ludziska byli ciekawi jak to się skończy. Mama z Maryśką nerwowo obgryzały skórki wokół paznokci. To była ich wspólna cecha. Babcia rozmawiała ze znajomymi. Paweł chodził w kółko. Zauważył nasz samochód. Pewno był ciekawy czy ja też z niego wysiądę. Wyszliśmy z ojcem z auta. Ruszyliśmy w stronę kościoła. Paweł ruszył w naszą stronę. Ludzie zaczęli się odwracać i obserwować naszą rodzinę. Paweł się uśmiechnął najszerszym ze swoich uśmiechów. Podszedł do ojca. Ja byłam parę kroków za nim.
- Dziękuję panu. - Uścisnął ojcu dłonie. Odwrócił się w moim kierunku.
- I jak? Pogodziliście się?
- Tak. Przegadaliśmy pół nocy. Ojciec zrozumiał, że nie miał racji. Przeprosił.
- A mnie ta sytuacja pozwoliła coś zrozumieć. - Paweł podszedł do mnie i wziął mnie w ramiona. Co ludzie powiedzą, pomyślałam...
- Zrozumiałem, że tak właściwie to ja cię od dłuższego czasu kocham, tylko nie dopuszczałem tej myśli do głowy.
- Co? - Oderwałam się od Pawła i spojrzałam w jego piękne oczy.
- Kocham cię! - Powtórzył Paweł. I zaczął całować na oczach wszystkich ludzi.............

Koniec.....

niedziela, 19 maja 2019

Współlokator. 7.

                     Na kolacji było jak zwykle-drętwo. Poszliśmy do najlepszej restauracji w miasteczku. Jak zwykle ojciec zajął najważniejsze miejsce. Po jego obu stronach najważniejsze kobiety czyli mama i Maria. Reszta osób nie miała znaczenia. Jedliśmy, jak zwykle, w milczeniu. Jedyne słowa wypowiedziane przez nas to był wybór dań, do kelnera. Dawało to czas na przemyślenia. Właściwie to Paweł miał rację, pomyślałam. Chyba oboje jesteśmy już za starzy, żeby nadal korzystać z przypadkowego seksu. Bo fakt, nie zawsze jest on udany. Tak mi przyszło do głowy, że właściwie bardzo dobrze mi się mieszka z Pawłem. Uzupełniamy się. Seks z nim też jest najlepszy, bo oboje się znamy, znamy swoje reakcje na poszczególne pieszczoty.Gdyby nie ta uroczystość u rodziców, nigdy nie przyszło by mi do głowy, żeby na ten temat pomyśleć. Uzupełniamy się wzajemnie. Pomagamy sobie wzajemnie. Czy to w chorobie, czy to na imprezach, czy to jak mają przyjść niezapowiedziani goście. Oboje sobie nawzajem pomagamy. Dopiero teraz, kiedy Paweł siedzi taki wystrojony naprzeciw mnie, zauważyłam, że jest kurde cholernie przystojny.
                      W ciszy i brzęku sztućców kolacja dobiegała końca. Kelner skinął na muzyka, który zaczął grać jakiś romantyczny kawałek. Wniesiono tort. Płonący tort. I szampana.
                       - No, Jakub, teraz ty. - Moja siostra szturchnęła Pawła łokciem w bok.
- Ale co?
- No! Teraz ty!
- Ale co ja? Nie rozumiem! - Widać było, że Paweł nawet nie domyśla się, o co chodzi mojej siostrze. Zaczęło mnie to bawić.
- Gdzieś to schował? - Maria zaczęła obmacywać kieszenie Pawła.
- Kurde zostaw. - Paweł wyrwał swoją marynarkę z rąk Marii. - Aga wyjaśni mi ktoś o co chodzi? Czego ona chce! - W jego spojrzeniu widać było pustkę. Nie domyślał się.
Musiałam mu wytłumaczyć, żeby pojął. - Masz wyciągnąć pierścionek zaręczynowy i się oświadczyć. Po prostu. - Wyjaśniłam w najprostszy sposób. Patrzący prosto w moje oczy Paweł zdębiał. Wyraźnie szczęka mu opadła.
- Co?! Dlaczego ja mam się oświadczać? - No trzeba było chłopaka ratować. Reszta rodziny patrzyła na nas zdumiona.
- Moja siostra myśli, że jak przyjechałeś z nią na weekend do rodziców, to masz zamiar się oświadczyć. - Teoretycznie sytuacja była zabawna. Ale raczej nie z moją rodzinką... Paweł odwrócił głowę w kierunku Marii.
- Dlaczego tak pomyślałaś? Przecież my się nie znamy tak dobrze, żeby... - Paweł odwrócił się w moim kierunku. - Nie wierzę.
- Bo widzisz Paweł, w małych miasteczkach jest taki zwyczaj, że jak przyjeżdżasz do rodziców panny, to się oświadczasz i masz poważny zamiar się żenić.
Paweł odwrócił się do Marii. - Przecież my się znamy od niedawna. Widzimy się na oczy dopiero drugi raz. Nawet nie wiedziałem, że jedziemy do twoich rodziców. - Oczy Marii wypełniły się łzami.
- Kurde Aga to jakiś cyrk czy to tak serio. Ktoś mnie wkręca? Czuję się winny a nie zrobiłem nic złego. - Oczy Pawła były nadal jak dwa spodki. Nie mógł wyjść ze zdziwienia. W tym czasie mama podeszła z chusteczką do mojej siostry, żeby dosłownie wytrzeć jej nos. - Cicho córeczko, nie płacz...
- Ale Paweł tu na serio tak jest. Nic ci na to nie poradzę. - Chyba pierwszy raz od przyjazdu mogliśmy z Pawłem rozmawiać. I patrzeć sobie w oczy. Babcia siedziała cicho.
Do rozmowy wtrącił się ojciec. - Przepraszam państwa ale wydaje mi się, że wy się znacie? - Wiedziałam, że to pytanie w końcu padnie. Obawiałam się tego. Ale ktoś musiał się odważyć i odpowiedzieć. Spojrzałam na Pawła. Pokręcił głową. Bezgłośnie wyszeptał: nie mów.
Przełknęłam ślinę. Odwróciłam głowę w stronę ojca. - Tak, tato. Znamy się.
- Jak długo? - Ojciec drążył.
- Od jakichś trzech lat...
- Skąd się znacie? - Pociągając nosem odezwała się moja siostra.
- No... mieszkamy w jednym mieście... - Próbowałam nie powiedzieć prawdy.
- A na prawdę? - Ojciec podjął temat.
- Ale czy to ważne? - Próbował przerwać temat Paweł.
- Agnieszko! Proszę odpowiedzieć! - Ojciec chyba wyczuł co się święci. Przełknęłam ślinę. Wzięłam głęboki oddech. Paweł znów pokręcił głową, żeby nie gadać. Wyczuwał, że to źle się skończy.
- Wynajmuję pokój u Pawła. - Wyrzuciłam z siebie jednym tchem.
- Co? Mieszkacie razem?! - Moja siostra nagle przestała smarkać. - To ty wymyśliłaś, żebyśmy się spotkali z Jakubem? - Dramatyzm w głosie mojej siostry doszedł wyżyn mocy.
- Mieszkamy pod jednym adresem. Ale uwierz, do głowy by mi nie przyszło, żeby was poznać ze sobą. - Próbowałam kręcić i zmienić tor rozmowy...
- W jednym mieszkaniu?! - Maria drążyła. - Może jeszcze sypiacie z sobą!? - No i padło to pytanie...
- Zdarza nam się. Ale to nie powinno mieć żadnego znaczenia. Jesteśmy ludźmi wolnymi i nie robimy tym nikomu nic złego. - Paweł się wkurzył i wypalił jak z grubej rury. Ale fakt, miał rację.
- Agnieszko! Proszę opuścić naszą rodzinę. Natychmiast! - Jak zwykle cała wina spadła na mnie. Pomimo tego, że namieszała moja siostra, cała wina spadła na mnie. Kurde mam ich dość. Przyjazd tutaj był błędem, co przewidywałam. Wstałam od stołu, wyszłam z restauracji i pojechałam do domu... Wkurzona na maksa na całą tę sytuację...

A jak to się skończyło-w ostatnim odcinku.

Następna opowieść- "Otworzyłam cicho drzwi. Zobaczyłam kaskadę jej włosów spływającą po plecach. Biodra unosiły się miarowo i opadały w dół. Na niego. Byli prawie nadzy. On trzymał ją za biodra. On - mój narzeczony. Sądząc po odgłosach, spełnienie było blisko... Zauważył mnie. Nie przestawał. Kobieta też odwróciła głowę. Poznałam ją. To była........"

wtorek, 23 kwietnia 2019

Współlokator. 6.

Domówka. Jak wiele innych. Spotkanie kilkorga znajomych, muzyka, jakieś wino, piwo - co kto lubi. Trochę jedzenia. Ktoś zamówił pizzę. Siedzimy, gadamy, ktoś tańczy. Lubię te momenty. Można się zresetować po tygodniu zapieprzania w pracy. Rozmowy dotyczyły wszystkiego. Ludzie którzy przyszli tego dnia, to głównie znajomi Pawła oraz znajomi tych znajomych. Ja z reguły bawiłam się w słuchacza. Po całym tygodniu gadania w pracy nie miałam na to ochoty. Jak znalazłam gadaczy na interesujący mnie temat, przyłączałam się i po prostu słuchałam. Po czasie znudziło mi się to. Poszłam potańczyć. A właściwie pobujać się w okolicy kuchni.
          - Hej laska! Chcesz gryza? - Jakiś małolat wyjmował z naszej lodówki kawał chorizo. Kurde przystojny ale fest młody ;-)
         - Nie, dziękuję. Wolę się pobujać. - Pobujajmy się razem. - Podszedł do mnie. Bujaliśmy się dobrych parę minut. Kurde - dostałam na niego ochotę. Tak po prostu. Spojrzałam na niego. Wdało mi się, że on też zaczął się wkręcać. - Chodź. - Wzięłam go za rękę. Poszliśmy do mnie. Już dawno nie było mi tak zabawnie podczas seksu. Młody ewidentnie nie był bardzo doświadczony. Gdybym mu pozwoliła, to wsadził by mi kutasa bez ceregieli po kilku sekundach.
         - Wyluzuj młody. Daj mi chwilkę. - Zastopowałam go. - Rozbierzmy się wpierw. - Kiedyś w końcu musi się młody nauczyć ;-)
         - Napaliłem się na ciebie nie widzisz? - Fakt, jego napalenia na seks trudno było nie zauważyć. Rozebraliśmy się. Pomyślałam, że tak będzie z młodym wygodniej. Próbowałam też wymyślić jaka pozycja będzie najlepsza. Okazało się, że młody był albo tak napalony, albo tak głodny seksu, że wypróbowaliśmy ich chyba z 5. Najpierw tradycyjny misjonarz. No, tu trochę młodemu nie wyszło. Szybki był..... Zbyt szybki. Na szczęście w tym wieku kutas stoi prawie cały czas. Poprawił. Podczas trzeciej pozycji wreszcie miałam orgazm. Czwartą pozycją było na jeźdźca. Na szczęście młody się nie speszył, że kobieta jest na górze i dał radę. Biedaczek nawet nie pomyślał, że za każdym razem musi zakładać nowego kondoma. Trochę mnie to wymęczyło. nie nadaję się na nauczycielkę. Choć ostatnią pozycją, ale czy to można nazwać pozycją, była palcówka. Dobrze, że byłam już zaspokojona, bo młody nie dał by rady... Ale uczniem był pilnym.
          Rano siedziałam sobie w szlafroku przy kuchennej wyspie nad patelnią z jajecznicą i sobie jadłam. Kawa sączyła się do dzbanka przez filtr. Cichutko pyrkała. Ciekawe, że zawsze rano nasze mieszkanie jest wysprzątane. Podziwiam Pawła, że mu się chce. Otworzyły się drzwi sypialni Pawła i wyszła z nich laska. Niczego sobie ale też nie żadna modelka.
          - Nie widziałaś może mojego brata? Był tu wczoraj ze mną i miał dać znać, jak będzie wychodzić ale nie dał. A! Cześć!
         - Może to ten. - Wskazałam głową na mój pokój, gdzie spał sobie w najlepsze młody.
         - Kurde! On! Wojtuś! Wstawaj! - Wydarła się naprawdę potężnie. Jakoś nie było odzewu z mojego pokoju. Za to drzwi Pawła otworzyły się ponownie i wylazł pan domu we własnej osobie.
         - Ciszej tam! Co tu tak ładnie pachnie? Jajecznica? Aga! Jesteś kochana! - Usiadł do wyspy, wziął łyżkę i zaczął jeść. - Mniam! Pyszna!
       - To twój pokój? - Laska spojrzała na mnie. Chyba zauważyła, że jestem pod szlafrokiem całkiem naga. Domyśliła się. - Spałaś z nim? Przecież to małolat. Nieletni. On jeszcze nigdy nie... Jak mogłaś!
        - No co ty. Po pierwsze nie był prawiczkiem, zapewniam. Po drugie ja nie sypiam z nieletnimi. Sprawdziłam to. Kiedy twój brat ma urodziny. Data? - Laska się zamyśliła. - Kurde! Wczoraj! Wczoraj mój młodszy brat skończył 18 lat! Ja pitolę! Dobra. Masz wybaczone. Poza tym jajecznica pyszna! - Po jakimś czasie młody się obudził. Bez krępacji nago poszedł do łazienki się wykąpać. No dobra - nie miał się czego wstydzić. Nawet Paweł nie był tak hojnie wyposażony...

Poszli wreszcie. Paweł siadł przed telewizorem i łaził po necie. Ja poszłam dospać.
       - Aga! Agaaaaaaaaaaaaaa! Wstawaj! Obiad trzeba zrobić! - Obudził mnie ryk Pawła. Oczywiście był to z jego strony żart. Nasze obiady były wspólnie robione. Choć czasem robił je Paweł, czasem ja. Dzisiaj robiliśmy razem. Wygłupialiśmy się przy tym jak małe dzieci. Wreszcie zasiedliśmy przed telewizorem z talerzami w rękach.
        - Za stary jestem już na to. - Wzdychnął Paweł. - Męczy mnie ta zmiana lasek. Muszę poszukać kogoś na stałe.
        - A wiesz, że ja też doszłam...
        - Doszłaś? No ja myślę! - Żartował swoim zwyczajem Paweł.
       - Doszłam wreszcie, doszłam. Do wniosku. Że już za stara jestem na uczenie młodzieniaszków do czego służy fujara i jak zrobić dziewczynie dobrze. Dobrze, że chociaż wiedział gdzie go wsadzić.
       - A ja mam dość dopasowywania się do kogoś. Każda z kobiet inaczej reaguje i ja czasem nie wiem czy jest jej dobrze, czy zawodzę. Chyba dopadł mnie kryzys wieku średniego...
       - Pieprzysz. Ale coś w tym jest. - Zaśmialiśmy się.
       - Teraz spotkałem się w knajpie z dziewczyną i umówiłem się na wspólny wyjazd na weekend. Pójdę z nią do łóżka, choć, kurde, jakaś ona dziwna. Tak czuję podskórnie... Jak z nią nie wyjdzie, to obiecuję, że do łóżka pójdę tylko z moją przyszłą żoną!
        - Poważna deklaracja! Trzymam cie za słowo - ale nie dasz rady. Kiedy jedziesz na ten weekend?
        - W przyszłym tygodniu.
        - To tak jak ja. Mnie się nie chce wyjeżdżać ale obiecałam siostrze, że będę. To rocznica ślubu moich rodziców ale coś czuję, że ona też coś planuje. Ciekawa jestem co...
        - Ja planuję wybadać moją laskę i ją ewentualnie przelecieć, żeby sprawdzić. Ciekawe które z nas wróci wcześniej do domu. - Zaśmiał się Paweł.
        - No fakt, ciekawe... - Obawiałam się tego wyjazdu i jak się okazało - słusznie...

O tym właśnie myślałam jak siedziałam u pani Zuzi i któraś z jej pracownic robiła mi paznokcie. Nie, żeby mama była skąpa ale wiedziałam, że i tak więcej kasy zainwestuje w moją siostrę. Ale tak właściwie to u mnie nie trzeba było dużo robić. Staram się o siebie dbać. Oj coś mi się wydaje, że mój współlokator nie puknie swojej dziewczyny, oj nie... Myślę też, że nawet w najśmielszych myślach by nie wymyślił gdzie i z kim się znajdzie na tym weekendzie. Nikt by nie wymyślił takiego scenariusza... Gdzieś z tyłu głowy chodziło mi - jakim cudem oni się poznali? Przecież oni są tak różni i tak nie pasują do siebie.

       - Agnieszko! Wychodzimy. Kolacja czeka. - Głos mamy wyrwał mnie z zamyślenia. Nie miałam ochoty iść na tę kolację. Ale obiecałam... Po czasie okazało się, że przeczucie mnie nie myliło...............................

czwartek, 11 kwietnia 2019

Współlokator. 5.

Nazajutrz ojciec zrobił pobudkę nam wszystkim.
          - Pobudka! Proszę wstawać! Łazienka jest jedna i każdy chce skorzystać. Agnieszko ty pierwsza. Masz 20 minut.
No to nie miałam wyjścia, tylko musiałam wstać o 7:30 i pójść zrobić co trzeba z samego rana. Oczywiście Maria mogła się wyspać. Babcia pewno już była na nogach a rodzice na swoich modłach. Nie, żebym miała coś przeciwko modłom ale to definiowało całe ich życie. Spojrzenie na świat. I dodawało zero tolerancji dla czegoś niepasującego do tych reguł. A w te reguły na pewno nie pasowałam ja. Trudno. Żyję swoim życiem, nikomu krzywdy nie robię.
Stałam pod prysznicem. Woda lała się z góry a ja próbowałam zrozumieć co wczoraj się stało. Właściwie całą noc o tym myślałam, z małymi przerwami na spanie.
Nie potrafiłam wysnuć żadnych konkretnych wniosków. Pukanie do drzwi.
           - Agnieszko! Twój czas się skończył. Teraz kolej Marii. - Tak tato, już wychodzę. - Moje przemyślenia spełzły na niczym.
Poszłam do kuchni. Potrzebuję kawy, żeby przetrwać ten dzień. Muszę wymyślić jak porozmawiać z Pawłem, żeby coś zrozumiał. I żeby się nie wygadał, że się znamy, bo będzie chryja!
Usiadłam w kuchni. Woda się gotowała. Weszła babcia z pełną torbą zakupów.
          - Witaj wnusiu. Mnie też zrób kawy. Przygotuję śniadanie.
          - Pomogę ci babciu. O której śniadanie?
          - Dziękuję. Śniadanie zostało zarządzone na godzinę 9:00. Ojciec pójdzie po Kubę. Zjemy wszyscy razem. Potem rodzice już wam rozplanowali resztę dnia. Wieczorem kolacja w restauracji.
         - Babciu możesz się nie wygadać przed rodzicami?
         - Nawet nie miałam zamiaru. Mam nadzieję, że się nie wyda.
Punktualnie o godzinie 9:00 wszedł do domu ojciec z Pawłem. Zasiedliśmy w milczeniu do śniadania. Nie trwało ono długo, gdy głos zabrał ojciec.
        - Panie Jakubie. Skoro mam niespodziewanego pomocnika, to pójdziemy razem. Obiecałem księdzu proboszczowi, że posadzę drzewka przy plebanii, więc jak razem to zrobimy, będzie szybciej. Potem mamy zaplanowaną wizytę u barbera. Aha-pan nie ma brody. Ale to nie szkodzi. Zabiegi się panu przydadzą z tego, co widzę. Coś pan mało dba o siebie.
        - A ja z dziewczynkami pójdę do pani Zuzi na zabiegi damskie. - Oświadczyła mama. - Ale wpierw sprawdzimy waszą toaletę na dzisiejszy wieczór. - Zauważyłam, że Paweł chciał coś powiedzieć ale tylko otworzył usta i zamknął je od razu.
Poszłyśmy na górę. Najpierw do mojego pokoju.
        - Ja mam na wieczór tę bluzkę i do tego którąś ze spódnic a na jutro tę sukienkę. - Dobrze, może być. - Zaaprobowała moje stroje mama. - Teraz pójdziemy do Marii. - No i nie miałam szans, żeby porozumieć się z Pawłem chociaż przez sekundę. Trudno, może później, jakoś...
      - Ja bym miała to i tamto. - Maria wskazała rozwieszone na krzesłach ubrania. - No nie! - Powiedziała mama. - To nie pasuje. Musimy natychmiast jechać do centrum i kupić ci coś nowego. Wsiadłyśmy do matki samochodu i pojechałyśmy wybrać Marii ubrania. Dało mi to chwilę na pomyślenie co się dzieje. Ubrania Marii nawet nie były złe. Chociaż faktycznie nie miała dziewczyna gustu. Chodziło jednak o to, że mama chciała jej kupić coś nowego. Nie myślcie, że jestem zazdrosna. I tak bym nie ubrała tego co wybrała mama. To ubrania jak dla zakonnicy... Gdyby mama wiedziała z czym mi się kojarzy moja bluzka...

Pewnego dnia przyszłam z pracy do domu zupełnie wykończona... Nie miałam nawet siły, żeby zrobić sobie herbaty a co dopiero coś do jedzenia. Dobrze, że zjadłam lunch. Siadłam na kanapie, włączyłam telewizor. Puściłam cokolwiek. Nogi położyłam na stoliku, zzułam buty, które spadły na podłogę. Chyba się zdrzemnęłam. Usłyszałam szczęk klucza w drzwiach. Wszedł Paweł.
          - Hej! Witam w domu! Zobacz co mam. - Wesolutki jakby była 9. rano a nie 18. popołudniu... Skąd ten ma tyle siły....
         - Heeeeeej...... Nie mam siły się odwrócić. Musisz tu przyjść i mi pokazać. - Zawołałam. Paweł wszedł na górę, stanął za moimi plecami i zadyndał pętem kabanosów przed moimi oczami. - Czy nie tego chciałaś skosztować dziś rano? - Fakt, szukałam kabanosów dziś rano w lodówce, bo chciałam wziąć je na przekąskę do pracy a ten.....ten prosiak zeżarł mi ostatniego!
        - Przepraszam, że zeżarłem ci ostatniego. - Przeprosiny przyjęte. Siadaj, jestem wykończona tak bardzo, że nawet gadać mi się nie chce.
Paweł siadł na oparciu kanapy za moimi plecami i powiedział.
         - Zrobię ci masaż. Trochę cię to odpręży. - Zaczął masować mi kark. Jakie to było przyjemne. Naprawdę wiedział jak to robić. - Jesu jak mi dobrze. - Zamruczałam. - Jesteś po jakimś kursie, bo robisz to tak wspaniale?
Paweł się uśmiechnął pod nosem. - No coś tam kiedyś gdzieś się nauczyłem. Przesuń się. - Powiedział i zsunął się z kanapy za moje plecy. Wsadził mi ręce pod koszulę. TĘ! koszulę! Poczułam na piersiach jego ręce. Na szyi ciepły oddech. Muśnięcie płatka ucha. Zaczęłam odlatywać. Oparłam głowę na Pawła. Muśnięcie sutków. Zareagowały natychmiastowo. Na szyi poczułam pocałunek. Przechodził na obojczyk i wracał do płatka ucha. Ręce rozpięły guziki bluzki, uwolniły piersi z nabrzmiałymi sutkami z biustonosza. Koszula, TA koszula, została zsunięta z moich ramion. Spódnica została podciągnięta. Między udami poczułam rękę, z niecierpliwymi palcami. Byłam pewna, że tam jestem już wilgotna. Odlatywałam.
         - Jesu Paweł. Nie mam siły, żeby ci się odwdzięczyć...
         - Ćś.....mała. Odpręż się. Jeszcze będziesz miała okazję, żeby mi się odwdzięczyć. Ja też jestem wykończony i nie mam siły na nic więcej.
        - Ale...
Paweł położył na moich ustach palec, który pachniał moją cipką.
        - Nie myśl mała... Poddaj się temu...
Jedna ręka odsuwała majtki a druga penetrowała wnętrze. Poczułam mokry palec na łechtaczce. Ta od razu zadrżała. Chętna na więcej. Podniecona i reagująca na najmniejszy ruch. W cipce poczułam palce. Jeden, dwa, chyba trzy. Teraz wnętrze dłoni i palce drugiej ręki drażniły łechtaczkę. W trakcie tego nawet nie zauważyłam, kiedy Paweł usadził mnie na swoich nogach, które pomagały mu otworzyć moje wnętrze. Poczułam, że też jest podniecony. Twardy na maxa. Przyspieszył. Wzmógł intensywność pocałunków. Obie jego ręce były schowane między moimi udami. Wyciągnął palec z mojej wilgotnej na maksa cipki i dał mi do polizania.
        -Skosztuj mała jak jesteś wilgotna i smaczna. - Fakt. Było to pyszne. Wsadził tego palca znów do cipki - jak on się tam zmieścił, bo chyba druga ręka była tam cała, wyciągnął i rozsmarował soki na moim barku. Zlizał. - Ale ty jesteś pyszna. Szkoda, że nie mam siły na ciebie...
Przestał gadać. Za to skupił się na mojej pulsującej łechtaczce i co rusz ją drażnił mokrą od soków ręką. Moja cipka zaczęła się zaciskać na jego palcach, zapowiadając nadchodzący orgazm. Jedna ręka Pawła została w cipce, drugą chwycił mnie za podbródek i przyciągnął moje usta do swoich. Oboje wyssaliśmy z tych palców moje soki. Nasze języki się splotły. Poczułam nadchodzącą falę rozkoszy i spełnienia. Nie potrafiłam się poruszać ale zaczęłam zaciskać uda. Orgazm nadszedł niespodziewanie i szybko i intensywnie. Inny niż zawsze ale super!
        - Rany Paweł! Ale to było dobre. - Cała przyjemność po mojej stronie. - Paweł się uśmiechnął i pocałował mnie w czoło. Teraz odpocznij. Powinnaś po tym zasnąć jak małe dziecko. Wtedy odpoczniesz. Ja idę sobie zwalić konia bo tylko na to mam siłę.

Takie wspomnienie wiązało się z TĄ bluzką...

niedziela, 7 kwietnia 2019

Współlokator. 4.

                Usiedliśmy do stołu. W naszej rodzinnej jadalni odkąd pamiętam stół i krzesła były ustawione zawsze tak samo. O ile nie było u nas gości, to zasiadaliśmy do stołu w następujący sposób, wg. ważności:  naprzeciw wejścia ojciec, jako głowa rodziny, po jego prawej mama, po lewej moja siostra Maria. Obok mamy zwykle ja, choć starałam się być rzadko na wspólnych obiadach. Ta martwa cisza, uderzanie sztućcami o talerze, odgłosy przełykania mnie dołowały zawsze. Wolę pogadać przy jedzeniu. Rozumiem, że pewnych zasad trzeba przestrzegać ale takie skostnienie... Babcia zajmowała od zawsze miejsce bliżej kuchni. W razie potrzeby wstawała od stołu, żeby podać co potrzebne. Tym razem miejsce naprzeciwko mnie było zajęte przez Pawła a raczej Jakuba, bo tak miał mój współlokator na pierwsze imię, choć wolał używać drugiego.  Po jego minie wnioskowałam, że jest bardzo zdziwiony tym, że mnie tu widzi. No chyba jego zdziwienie dorównywało mojemu. Podejrzewam, że będzie niezła chryja z tego rodzinnego spotkania...

          - Zatem, skoro wszyscy już jesteśmy w komplecie, zasiadajmy do kolacji. - Zarządził tato.
Zwyczajowo jedliśmy w milczeniu. Rozmowy dotyczyły tylko tego kto co ma komu podać: podaj mi proszę kluski, podaj mi proszę kapustę itp. itd.
         - Dobrą mamy pogodę nieprawda? - Zagaił Paweł.
         - W tym domu staramy się nie rozmawiać podczas jedzenia, Panie Jakubie. - Zgasił go mój ojciec, nawet nie odrywając oczy znad pieczeni. Zauważyłam, jak opadła ze zdziwienia szczęka Pawłowi. Myśmy, jak tylko zdarzył nam się wspólny posiłek, gadali ze sobą, wymieniali poglądy, opowiadali co się zdarzyło w pracy.
        - Panie Jakubie! - Ojciec podniósł głowę znad talerza. - W tym domu nie używamy telefonów komórkowych. Jest zasada, że kto takowy posiada, wyłącza go na czas pobytu. Znajomi w pilnych sprawach telefonują na stacjonarny. - Wzrok ojca zgromił Pawła.
        - Ok. - Odpowiedział Paweł. Na ustach ojca pojawił się grymas lecz już nie skomentował wypowiedzi. W tym domu rozmawiało się językiem poprawnym, czego mój współlokator nie wiedział ;-)
       Ukradkiem chciałam zerknąć na swój telefon. - Agnieszko! Znasz zasady i znów chcesz je łamać? - Kurde, zauważył, że wyjęłam aparat, żeby odczytać sms od Pawła.
         - Nie, tato. Po prostu zapomniałam wyłączyć. - Uf! Udało mi się. Przeżyję tych kilka dni i wyjadę. Nie mam zamiaru się narażać. Zacisnę zęby po raz kolejny. Jeszcze tylko niecałe 48 godzin...

Kolacja przeszła w milczeniu. Jak ojciec odłożył sztućce i wytarł usta, oczywiście elegancką serwetką, odsunął talerz i zarządził.
          - Skończone. Panie Jakubie, teraz zaprowadzę pana tam, gdzie będzie pan nocował. To niedaleko, u sąsiada. Kilka domów dalej. - Wiem gdzie ojciec ulokował Pawła. To chyba u pana Krzysztofa, najbardziej zagorzałego członka parafialnej wspólnoty. Nie ma opcji, żeby Paweł się wydostał z kwatery. Hehehe.
         - Ależ ja myślałem, że tutaj. - Zdziwił się Paweł.
         - Nie wypada, panie Jakubie, żeby nocował pan pod wspólnym dachem z dwoma panienkami. - Ja padnę. Myślę, że tego to Paweł się nie spodziewał. Zresztą sądząc po jego minie nie uwierzył, że słowa mojego ojca to prawda.
         - My wychodzimy. Mario ty odpocznij po długiej podróży. Babcia sprzątnie ze stołu. Pa kochanie! - Pocałował mamę w czoło. - Będę niedługo, to wspólnie zmówimy paciorek.
Kochanie, Maria, babcia. Mnie pominął podczas swojej wypowiedzi. Jakbym nie istniała... Poszłam za babcią do kuchni, zbierając po drodze brudne naczynia ze stołu.
          - Babciu, dlaczego ty sprzątasz a nie może tego zrobić Maria?
          - Ech, wnusiu... Ja już się przyzwyczaiłam. Nie chcę się kłócić.
          - Masz tu gdzieś babciu swoją nalewkę? Muszę sobie strzelić kielicha po tej farsie. - Babka zawsze miała gdzieś zakamuflowany przed ojcem alkohol. Przecież picie alkoholu to grzech. Przynajmniej w tym domu.
         - Mam! Zaraz sobie golniemy po kieliszeczku. - Babcia nie lubiła pić w samotności a racze nie miała zbyt wielu okazji, żeby to robić. Tylko raz w miesiącu chodziła do klubu seniora i tam pozwalała sobie na kieliszeczek.
Ubrałam fartuch i zabrałam się do zmywania. Babka opowiadała co słychać w miasteczku: kto umarł, kto się urodził, kto się ożenił... Usłyszałyśmy jak ojciec wrócił. Wtem!
            - Aga ktoś chyba puka do drzwi kuchennych. - Zaszeptała babcia. - Fakt. Ktoś pukał. Otworzyłam drzwi a w drzwiach stał on-Paweł.
          - Paweł? Co ty tu robisz? - Ofuknęłam go. Jak go ojciec zobaczy albo sąsiad zauważy, że on wyszedł, to będzie miał przerąbane.
         - Aga wytłumaczysz mi o co chodzi? Dobry wieczór ponownie. - Paweł ukłonił sie babci.
         - Babciu ja ci to zaraz wszystko wytłumaczę. To nie jest tak jak wygląda. - Kurde ale się porobiło...
       - Mówiłam ci, że wyjeżdżam na weekend do rodziców, na rocznicę ślubu. Ty miałeś wyjechać z laską na romantyczny weekend. - Jesu ale się pokręciło!
       - No i wyjechałem! Tylko nie wiedziałem, że to twoja siostra!
       - Nigdy bym nie pomyślała, że wy razem..... To niemożliwe....Wy?
       - Widzimy się drugi raz. Nie wiedziałem, że od razu pojedziemy do jej rodziców. - Z piętra doszedł głos ojca.
       - Włączę alarm, na wszelki wypadek. Niespokojna noc. Mam nadzieję, że nikt nie będzie wychodził.
       - Idź już, bo będzie draka! - Wyrzuciłam zdziwionego Pawła za drzwi. Nie było czasu na wyjaśnienia. Może później.
Zamknęłam drzwi kuchenne. Babcia miała wzrok ze stali.
       - Babciu to nie tak...
       - Znacie się? - Zgromiła mnie szeptem.
       - Znamy, babciu. Ale ja nie wiedziałam, naprawdę, że Paweł się spotyka z Marią. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że oni mogą być razem. Są tak różni.
       - Poznałaś ich ze sobą? - Myślę, że nie tylko to nurtowało babcię. Czekam na serię pytań jak na ścięcie.
       - Nie. Wiem tylko tyle, że Paweł poznał kogoś w internecie. Jak mówił, spotkali się raz, w kawiarni.
        - Łączy was coś? Tylko mów prawdę! - Babka miała wyczucie, trzeba jej przyznać. Przełknęłam ślinę.
       - Nieeeeee. Nie, babciu. Nic nas nie łączy. - Wytrzymałam jej spojrzenie. 
       - A naprawdę? Skąd się znacie. - Drąży i drąży. Musze się z tym zmierzyć. Kurde. Przecież ja nie robię nic złego - powiedziałam do siebie.
       - Wynajmuję pokój w Pawła mieszkaniu.
       - Pawła czy Jakuba. Jak on w końcu ma na imię?
       - Jakub to jego pierwsze imię. Paweł drugie, i to tego imienia używa. Nie lubi, jak się do niego mówi Jakubie.
       - Pokój, mówisz, wynajmujesz...... Sypiacie ze sobą? - Nie dawało to babce spokoju. Musiała dopytać o najważniejsze. No przecież nie mogę ją okłamać. Nie ją.
        - Tak, babciu. Zdarza się, że sypiamy z sobą. - Przyznałam się. Choć przecież to nic złego.
        - Tak podejrzewałam. Czy Paweł może mieć wobec Marii jakieś poważne plany? - Dociekliwa ta moja babka.
     - Z tego co mówił, to raczej nie. - Dokładnie to mówił, że jedzie z laską na weekend, żeby ją wypróbować i puknąć ale tego nie mogę babci powiedzieć.
      - Módl się dziecko, żeby tylko ojciec się o tym nie dowiedział, bo cie wyklnie z rodziny za niewinność. - Podeszła, popatrzyła mi w oczy i pogłaskała po głowie.
    - Wiem, babciu, wiem... - Westchnęłam...