sobota, 17 sierpnia 2019

Wojna damsko - męska. 3.

        No i tak znalazłyśmy się z Melisą w niewoli u facetów. Nie była to jeszcze kolonia karna na szczęście. Nie było nam źle. Karmili nas, wypuszczali na powietrze, spało się spokojnie. Tylko ten bezruch mnie dobijał. No i jeszcze nigdy tak długo nie miałam abstynencji od seksu pomimo, że facetów było od groma! Nudziło się nam. A było nas tam sześć dziewcząt. Każda z nas była aresztowana przez facetów z innego powodu. No i żadnej z nas nie chcieli wypuścić. Melisa wróciła z rozmów.
- No i? - Byłam ciekawa jak poszło i czy faktycznie zależało facetom na wymianie Melisy na jednego z nich.
- No i stanęło na tym, że dziewczyny nie chcą wypuścić tego ich niby generała. Chcą, żeby wypuścili nas obie. Przecież u nas jest ciągły brak pilotów.
- No fakt. Ale czy wypuszczenie tego ich generała jest warte nas obu? Jesu jak mnie dobija to bezczynne siedzenie. Dziewczyny! Zróbmy coś!
- Ale co? - Moje współtowarzyszki były tu już chyba za długo i wpadły w marazm.
- No nie wiem co. Ale coś trzeba zrobić! - Starałam się je jakoś zachęcić, zaangażować. No przecież trzeba było chociaż spróbować coś zrobić...
Zapadła cisza... Chyba trafiłam do nich bo wydawało się, że zaczęły kombinować.
- Bo ja zauważyłam, że tam stoi jakiś pojazd, ja się nie znam, wydaje się, że nikt go nie pilnuje. - Odezwała się po chwili Karolina. To była jakaś myśl.
- To trzeba to sprawdzić. - Poderwała się do góry. Nawet gdyby nie wyszło, to to lepsze, niż siedzieć i gnuśnieć.
       Poszłam z Karoliną sprawdzić co ona zauważyła. Nie brałyśmy nikogo więcej z sobą, żeby nikt nie zauważył, że coś się dzieje. Fakt, raczej byłyśmy lekceważone i dosyć mało pilnowane. To był dla nas plus. Doszłyśmy na sam kraj pola startowego. Karolina miała rację - stał tam całkiem spory pojazd, który z cała pewnością mógł pomieścić nas wszystkie. Teraz tylko należało sprawdzić czy jest sprawny i czy można nim niepostrzeżenie odlecieć. Choć słowo niepostrzeżenie było tu raczej nie na miejscu. Chodziłam tam kilka razy. Sama. Nie chciałam, żeby ktoś się zorientował. Pojazd wydawał się w pełni sprawny. Postanowiłyśmy uciec. Teraz tylko należało wymyślić jak i kiedy. Ryzyk fizyk - raz kozie śmierć. To i tak było lepsze niż ten marazm i siedzenie. Nasze dowództwo jakoś nie mogło się nadal dogadać co do wymiany jeńców.
          No i nadszedł ten dzień. Pojedynczo i niepostrzeżenie starałyśmy się przedostać do pojazdu. Ja wchodziłam jako ostatnia.
- Wszyscy na miejscach? - Zapytałam. - To zapiąć pasy. Nie przeciągajmy tego. Ruszamy do domu.
        Podniosłam pojazd chyba z pół metra nad poziom. Usłyszałam i poczułam, że coś spadło nam na dziób. Ten model niestety był taki, że dziób był jakby płaski, mało opływowy. Dziewczyny jęknęły ze strachu. Spojrzałam przez przednią szybę.
- Kurwa mać. - Zaklęłam cicho. - Ja pierdolę. Teraz? - Wszyscy zamarli. Na dziobie stał facet. Z wymierzonym we mnie karabinem.
- Pojazd w dół. - Usłyszałam zza szyby. Wzrok tego faceta po prostu miał mnie zamrozić.
- Wszyscy zapięci? - Zapytałam szeptem. - Tak. - Usłyszałam potwierdzenie. - To uwaga. - Musiałam działać w miarę szybko. To była nasza jedyna szansa wyrwać się stąd i ja nie chciałam nas jej pozbawiać Trzeba było zaryzykować. Facet przeładował broń.
- Siadaj! Natychmiast! - Był stanowczy. Kalkulowałam czy faktycznie strzeli. Celownik czułam na swoim czole. Chciał, żebym wylądowała ponownie a ja wiedziałam, że jak będę dłużej czekać, to zlecą się jego kolesie i wtedy mamy przechlapane. Nie mogłam na to pozwolić. Zaryzykuję.... Wykonałam nagły przechył w prawo. Facet upadł na dziób. Broń wypadła mu z ręki. Przechyliłam pojazd jeszcze bardziej w prawo. Spadł!
- Komputer czy człowiek na ziemi jest w bezpiecznej odległości?
- Komputer. Potwierdzam. - Uf! Facet spadł ale tak, że nie było ryzyka, że podczas wylotu stanie mu się krzywda. Nie chciałam ryzykować czyimś zdrowiem i życiem, nawet wroga.
- Komputer pełna moc! - Ruszyłyśmy. Wreszcie. Nie powinni nas dogonić! Wracamy do domu... To znaczy na Ziemię.
     Po fakcie dowiedziałam się, że facet przeżył, nic mu się nie stało, zdążył włączyć alarm i blokadę wrót. Natomiast nigdy się nie dowiedziałam dlaczego nikt nie zabezpieczył tego pojazdu, dlaczego wrota były otwarte. Zamknęły się dopiero potem, urywając nam śmigiełko z ogona ale na szczęście nie miało to żadnego wpływu na nasze bezpieczeństwo lotu. Wróciłyśmy do domu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz