czwartek, 28 grudnia 2017

S & D & RR. cd. 19. ZAKOŃCZENIE.

 Wyszłam spod prysznica owinięta w sam szlafrok. Ściągnęłam go przed wejściem do łóżka, bo chciałam się przytulić do gorącego, nagiego Pawła.
             - Nie chciałaś zoperować plastycznie tej blizny?
             - Nie. To pamiątka. Wspomnienie. Tak jak nie znikną ślady po dawnym ćpaniu. To część mojego życia.
            - Tak tylko pytam. Nawet dzisiaj wygląda, że bolało.
            - Wtedy tego nie czułam. Adrenalina. Wtedy najważniejsze było uratować jak najwięcej z naszych.
           - Kurde. Jestem policjantem już tak długo ale tego co ty doświadczyłaś jeszcze nie poznałem.
           - To się ciesz. To nic fajnego. Zostaje w tobie na zawsze.
Przytuliłam się do niego. Fajnie jest leżeć obok dobrego, gorącego, inteligentnego faceta. Czuć obok siebie to męskie, mocne ciało. Mieć się do kogo przytulić.
           - Ilu ludzi zabiłaś?
           - Wiesz, nie liczyłam. Nie ilość była istotna, tylko fakt, że wyeliminowało się kolejnego terrorystę. Że o jednego mniej.
           - Aga... Stary mówił, że miałaś trudny powrót do kraju i trudne pół roku. Rozwiniesz temat?
           - Rozwinę. Nie lubię niedopowiedzeń. Pytaj o co chcesz. Odpowiem na wszystkie pytania. Nie  wszystkie moje wspomnienia są fajne ale ich nie cofnę. Jest to część mojego życia. Bardzo chcę, żebyś mi ufał.
           - Gdybym ci nie ufał, to nie poszedłbym na tyły domu w tej akcji. Wiedziałem, że wiesz co robisz, choć bardzo się bałem o ciebie.
Pocałował mnie w czubek głowy. Jego pierś, na której miałam opartą głowę, uniosła się podczas westchnienia. Jego ramiona, którymi byłam otoczona, zacisnęły się jeszcze mocniej.
            - Facet był nie do uratowania. Ważniejsza była dziewczynka. Należało wyeliminować zagrożenie. Do końca miałam nadzieję, ze nie będzie to potrzebne.
             - Masz bardzo celną rękę. I pewną.
             - No fakt. Pomimo długoletniego ćpania.
             - Dlaczego zaczęłaś brać? Wiesz jaki to był dla mnie szok, jak zobaczyłem ślady na twoich rękach, ewidentnie od dragów. Taka fajna laska! Ja nienawidzę  ćpunów, handlarzy. Dlatego poszedłem do tej roboty.
             - A ja nie miałam nad sobą niczyjej pieczy. Nikt mnie przed tym nie ustrzegł a ponad to miałam wyrzuty sumienia, że to przeze mnie zginęli moi rodzice. Dziś już wiem, że to nie była moja wina ale zanim to do mnie dotarło, to już byłam na równi pochyłej. W ostatniej chwili uratował mnie Stary. Dlatego jestem mu wierna jak pies i on może w każdej chwili wejść i "na wszelki wypadek" zrobić mi test. Moje życie naprawdę nie było łatwe ale fajnie jest żyć i tego się teraz trzymam. Kiedy zginęli moi rodzice, to ja byłam wtedy z nimi w samochodzie. Jak umierała babcia, to byłam w robocie. Łukasz zginął na moich oczach. Teraz trafiłam na trudnego szefa...
Poczułam, jak Paweł nabrał powietrza, żeby coś powiedzieć.
            - Bardzo mi zależało, żeby dokonać swojej zemsty na tamtym dilerze. - Kontynuowałam. - Nawet kosztem własnego zdrowia. Miałam nadzieję, że Stary nadal mi ufa. W końcu to on znów wciągnął mnie do firmy. Niestety nie mogłam mu powiedzieć jaki mam plan. Potem trafiła nam się tamta akcja. Nie wiedziałam czy żyjesz ale bardzo chciałam cię uratować. Zasłużyć na twoje zaufanie, zwłaszcza po tym niecodziennym spotkaniu w szatni i tym, co nastąpiło potem. To jakieś niewytłumaczalne przyciąganie.
            - Ja też je czuję. Niezwykłe, niespotykane, rzadkie. Nie mogłem się tobie oprzeć i dlatego tak mnie bolało, bo wydawało mi się, że oszukujesz i nadal bierzesz.
           - Ja zapewniam, że jestem w sprawie dragów czysta jak łza. To trudne zwłaszcza jak zamknę oczy i widzę te wszystkie twarze...
           - Zabitych? - Paweł przytulił mnie jeszcze mocniej.
          - Wyeliminowanych. Naprawdę tak jest łatwiej to tłumaczyć. Sam fakt strzelenia komuś między przysłowiowe oczy jest trudny. Zwłaszcza, jak się ma po drugiej stronie celownika trzyletnią piękną dziewczynkę, która cała jest bombą. Albo tak jak dziś, kiedy od twojej pewnej ręki zależy życie zakładnika. Musisz wyeliminować emocje. Albo jak widzisz, że ciało twojego narzeczonego jest rozerwane na kilkanaście kawałków. A ty musisz, choć chce ci się wyć, zaszyć swoja ranę, rozerwaną przez kawałek karoserii a potem ratować resztę załogi, żeby miał kto wrócić z tej misji. A potem organizujesz pogrzeb najważniejszego człowieka, z którym miałaś wspólnie iść przez życie po zakończeniu misji. I to wszystko trzeba przepracować na trzeźwo. Bo wiesz, że nic na ten ból nie pomoże - ani dragi, ani wóda. Jak nie masz tej siły w sobie, to nic ci nie pomoże. Każdego ranka musisz wstać i spojrzeć sobie w twarz w lustrze i zaakceptować to, co widzisz. Bo ja nie potrafię robić nic innego. W biurze bym umarła.
              - Jesteś bohaterem. - Wyszeptał Paweł.
              - Nie jestem żadnym bohaterem. Jestem normalnym człowiekiem, który ma specyficzną przeszłość i niełatwą robotę.
              - Jak mogę ci pomóc? - Wyczułam w głosie Pawła, że się wzruszył.
             - Bądź ze mną, ufaj mi, kochaj mnie i kochaj się ze mną. Tylko tyle.
             - Faktycznie - niedużo. - Usłyszałam w głosie Pawła przymrużenie oka. - Jedno z tego mogę zrobić już teraz.
Chwycił mnie pod brodę. Poczułam na swoich ustach jego ciepłe wargi. Uniósł się na łokciu a mnie położył na plecy. Wszedł swoimi nogami między moje. Poczułam jego twarde przyrodzenie. Gorące, twarde i gotowe. W usta wtargnął niecierpliwy język. Jęknęłam. Lubię się z nim całować. Paweł złączył nasze dłonie. Zaczął całować moją szyję. Dołek obojczyka.  Podrażniał językiem sutki aż sterczały jak małe żołnierzyki. Doszedł do blizny przecinającej mój brzuch na pół. Syknęłam.
               - Ciiii mała... - Wyszeptał. Poczułam na brzuchu jego ciepły oddech. - Będę delikatny.
Obcałował całą bliznę. Każdy jej najmniejszy skrawek. Gdy doszedł do podbrzusza mój oddech był już bardzo krótki, bardzo urywany. Cały brzuch falował, czekając na rozkosz. Poczułam, że moja cipka zrobiła się już wilgotna, gorąca i chętna na przyjęcie jego kutasa. Zawinęłam nogi i próbowałam podciągnąć Pawła pupę tak, żeby wreszcie we mnie wszedł.
                - Chcesz tego mała? - Usłyszałam w swoim uchu szept.
                - Niczego bardziej nie pragnę... - Wyjęczałam...

Nawet nie muszę Wam opisywać ciągu dalszego. Nasze złączenie było absolutne. Porozumienie. Byliśmy na tę chwilę jednością. Niesamowite...

A co najważniejsze - bardzo dobrze nam się razem pracowało.

Koniec!

Zapraszam na kolejne opowieści. Mam nadzieję, że się spodobają. Proszę rozpowszechniać ;-)

niedziela, 10 grudnia 2017

Współlokator. 1.

Odwiedziłam dom rodziny.

Nie z własnej woli.

Poprosiła mnie o to moja siostra, która miała nadzieję, że to w ten weekend będzie WIELKI DZIEŃ. Zanosiło się na niespodziankę. Przy okazji była to 25 rocznica ślubu naszych rodziców. Nie lubiłam tam wracać. Nie było mnie w rodzinnym domu już chyba trzy lata. Wymawiałam się pracą, zdrowiem... Jakoś mi się udawało. Aż do teraz, bo moja siostra pofatygowała się mnie odwiedzić, choć mieszka w sąsiednim mieście, i poprosić o to, żebym w tym dniu była razem ze wszystkimi. Naprawdę obawiałam się tych odwiedzin...

Ja jestem tym dzieckiem, przez które  rodzice musieli się pożenić, bo byłam już w drodze. Oczywiście, że to nie moja wina ale tak najłatwiej usprawiedliwić siebie. Rodzice zawsze mieli mi to za złe. Co gorsze, to urodziłam się jak oni jeszcze nie mieli ślubu kościelnego, więc jestem dzieckiem nieślubnym w ich rozumieniu. Jak na złość, jak miałam pół roku, ojca zabrali do wojska (wtedy jeszcze było przymusowe), więc ślub kościelny się oddalił. Potem były nauki przedślubne, jakieś załatwianie brakujących bierzmowań i wreszcie nadszedł ten dzień. Po równo dziewięciu miesiącach pojawiła się na świecie ONA - Maria, moja młodsza siostra. Kocham swoja siostrę. To nie jest tak, że nie ale zawsze czułam się mniej kochana. Maria po prostu była ideałem: grzeczna, śliczna, ułożona, dobrze się uczyła, nie interesowała facetami. Ja sobie żyłam w tej rodzinie kochana ale bez przesady.

Żebyście dobrze zrozumieli - nie jestem jakimś brzydactwem. Jestem ładna, zgrabna, mam dobrą pracę, na zainteresowanie płci przeciwnej nie narzekam. Ale to ja byłam tą pierwszą, która uprawiała seks przedmałżeński, która nie wiedziała jak się dobrze zabezpieczać, przez co był strach czy nie jestem w ciąży, to ja jedyna używałam środków antykoncepcyjnych zakazanych przez kościół. O wagarach i używaniu alkoholu nie wspomnę. No cóż - nie jestem takim ideałem jakby chcieli moi rodzice.

Ale ja się lubię! I lubię swoje życie. Poza tym jednak ich kocham, kocham tez swoja młodszą siostrę i postanowiłam, że jestem gotowa na te odwiedziny zwłaszcza, że ona tak prosiła. To musi być rzeczywiście wielki dla niej dzień... Ciekawe...

Wysiadłam z taksówki. Ten dom nie zmienił się od piętnastu lat. No, może trawnik jest bardziej perfekcyjnie przycięty no i kwiaty bardziej dorodne... Dobra, niech każdy żyje tak jak chce... Byle by był szczęśliwy... Westchnęłam ciężko. To będą trudne trzy dni. Cały weekend...

W drzwiach stanęła mama. Perfekcyjna fryzura, perfekcyjny strój. Spódnica w ogóle nie była wymięta. Ona chyba nigdy nie siada. W każdym razie ja  nie potrafię siedzieć i nie wygnieść całego stroju. Właśnie! Teraz też wyglądam jak z krowiego pyska, cała wymięta. Mama otworzyła ramiona szeroko. Na twarzy pojawił się uśmiech numer trzy...
 - Witaj Agnieszko!
 - Dzień dobry mamo.
 - Och! Mogłabyś zainwestować w lepsze ubrania. Cała jesteś wymięta!
 - Ja też się cieszę, że cię widzę, mamo!
 - Wejdźmy. Ojciec czeka.
W domu panował półmrok. Drzewa okalające dom tak wyrosły, że zasłaniały cały widok i nie wpuszczały światła. A rodzice, pro - ekologiczni, nie zapalali świateł, gdy latarnie na ulicach jeszce się nie świeciły. W tym półmroku wydawało mi się, że ojciec zmarniał.
 - Witaj tato.
 - Dzień dobry. Ręce myłaś?
Urocza rodzinka. Na wejściu przypomnieli mi, dlaczego tak rzadko ich odwiedzam!
 - Aga! Witaj wnusiu!
Babcia zawsze mnie kochała. To ona dawała mi najwięcej uczucia i czasu mi najwięcej poświęcała.
 - Cześć babciu! Dobrze wyglądasz!
 - To z miłości... Ale sza! Nikomu ani słowa!
Położyła palec na moje usta. To oczywiste, że nie zdradzę jej tajemnicy. Zwłaszcza rodzicom.
Rozejrzałam się. Nic się nie zmieniło. Meble jak ustawił projektant, tak stoją do dziś. Nawet nie ruszyły się na milimetr. Wszystko perfekcyjne, pod linijkę. Nawet zakładki na zasłonach były równiusieńkie. Dobrze, że mama mnie nie odwiedza... Od razu zaczęła by u mnie sprzątać, układać itd. itp. A jeszcze gdyby się dowiedziała, ze ja nie mieszkam sama... Oj!
 - Agnieszko1 A gdzie twój....narzeczony?
 - Brak mamo takowego na horyzoncie. Jakoś mi się nie....
 - No tak. - Przerwała. - Jakbyś się szanowała, to znalazł by się jakiś porządny mężczyzna. Ale jak ktoś szaleje tak jak ty, to trudno się dziwić. - Kochana ta moja mamusia... Aż mi chrupnęło w szczęce, tak mocno ją zacisnęłam, żeby jej nie odpowiedzieć niegrzecznie. Bo postanowiłam być grzeczna i miła w ten weekend. Gdyby wiedziała...
 - Tak mamo. Pewno masz rację, jak zwykle.
 - Oczywiście, że mam.
 - Mama ma rację. - Dodał tato. Babcia westchnęła.  - Jesteś wnusiu szczęśliwa? - Objęła mnie w pół i przytuliła. - Tak, babciu. Jak na razie dobrze mi. Kiedyś się ustatkuję, jeszcze nie teraz.
 - Pójdź na górę do siebie. Przebierz się. Niedługo przyjeżdża twoja siostra. Nie możesz tak wyglądać.
 - Oczywiście mamo. Już idę.

No wkurwiają mnie. To oczywiste. Te ich skostnienie. Zasady. Jakby byli kukłami. To nie życie. Ale może są szczęśliwi. Wytrwam w swoim postanowieniu. Wytrwam. Będę miła. Małomówna. Grzeczna. I wkrótce wyjadę, i będę znów miała spokój na lata...

Mój panieński ( kurde ja nadal jestem panną hehehe) - licealny - pokój nic się nie zmienił. Narzuta na łóżko, zasłony, biurko. Lustro a za jego ramką te same obrazki. Dobrze, że nie ma na nim kredek... Jesu! Pewno będę musiała iść z nimi w niedzielę do kościoła, żeby mogli się pochwalić córkami przed sąsiadami. Dobrze, ze jest tu jeszcze babcia. Mam nadzieję, że nadal robi te swoje nalewki.

Z zamyślenia wyrwał mnie klakson samochodu. To pewnie taksówka, która przywiozła moją siostrę.  - Agnieszko zejdź na dół. Twoja siostra przyjechała.
 - Już schodzę!
Zeszłam na dół. Podeszłam do rodziców, którzy stali w drzwiach na powitanie gościa. Babcia została w salonie. Na dworze panował półmrok. Latarnie na ulicy były rozmieszczone dość rzadko a reflektory taksówki oświetlały niewielki skrawek jezdni. Kilka osób kręciło się przy bagażniku, wyciągając toboły. I toboły. I jeszcze więcej tobołów! Nieodrodna córka swej matki przyjechała...
 - Witaj rodzinko!
Nawet w tym półmroku zauważyłam, że przytyła od czasu, jak się widziałyśmy ostatnio półtora miesiąca temu. Moja siostra zawsze lubiła jeść, choć czasem potrafiła trzymać figurę na wodzy. To był jedyny jej mankament...

Mama otworzyła ramiona i zeszła dwa schody.
 - Witaj kochanie! Czekaliśmy tak długo na ciebie!
 - Witajcie! Niespodzianka! Przyprowadziłam wam niespodziewanego gościa!
Faktycznie. Z tobołami zbliżał się do nas jakiś facet, sądząc po sylwetce.
 - Mamo, tato, Agnieszko! Przedstawiam wam mojego bliskiego znajomego Jakuba.
 - Miło poznać! - Rozległ się dwugłos rodziców. Lampka nad drzwiami wejściowymi (oszczędnościowa oczywiście) zaczęła oświetlać naszego gościa. Rodzice podali mu swoje dłonie na przywitanie. Ja też swoją wyciągnęłam, jako grzeczna córka, i zamarłam.
 - Kuba! Miło mi... - Głos uwiązł mi w gardle. Kurwa mać! Ja pierdolę! To był Kuba, mój współlokator! Współlokator to mało powiedziane! To był facet, z którym mieszkaliśmy we wspólnie wynajmowanym mieszkaniu. Razem gotowaliśmy, razem sprzątaliśmy, razem do kurwy nędzy uprawialiśmy seks (i to jaki i gdzie), jak nie było nikogo innego na horyzoncie! A nawet jak ktoś był, to uprawialiśmy go razem, w różnych konfiguracjach płciowych! Ja pierdolę! A teraz moja młodsza, święta siostra przedstawia mi tego niewyżytego ogiera jako swojego potencjalnego, tak wynikało z naszej rozmowy, narzeczonego! Ja nie mogę! Z trudem przełknęłam ślinę.
 - Dobry wieczór... - Starałam się, żeby nie było po mnie widać, że się znamy. Już ja go dorwę, żeby pogadać! Jaja mu urwę. Czy ten perwers chce się zabawić z moją siostrą? Po moim trupie!
 - Zapraszam na kolację! - Mama zaczęła wszystkich wpychać do domu. - Bo komary nalecą. Zamykamy. Do stołu, zapraszam! - Wydaje mi się, że nikt nie zauważył...

czwartek, 21 września 2017

S & D & RR. cd. 18.

Weszłam do domu i zamknęłam za nami drzwi. Oparłam się o nie. Zamknęłam oczy. Ciężki dzień...

Poczułam jak Paweł do mnie podchodzi. Jego ciepło, zapach. Taki kojący.Na ustach poczułam jego oddech. Delikatnie musnął moją dolną wargę. Jego obecność-taka kojąca, ciepła, mocna. Było mi tak dobrze. Spokojnie. Bezpiecznie... Pod bluzką poczułam jego dłonie. Silne. Ciepłe. Jego dotyk, dający tyle ciepła i przyjemności wędrował w górę. Pocałunki z pierwszych, delikatnych, zaczęły się robić co raz mocniejsze, głębsze aż do połączenia naszych języków. Oddechy stały się jednością. Paweł ściągnął moją bluzkę przez głowę. Pocałunki zeszły na szyję. Były mile wilgotne, powolne. Ręce powędrowały na zapięcie biustonosza. Zapięcie szybko uległo i moje piersi wyskoczyły-wolne wreszcie i swobodne, chętne jego dotyku. Paweł przycisnął mnie do drzwi wejściowych. Na podbrzuszu poczułam jak bardzo jest podniecony. Napierał na mnie biodrami tak mocno, że zaczęłam się robić wilgotna między nogami. Moje piersi poczuły ciepło jego rąk. Sutki stanęły, gotowe na pieszczotę. Paweł zareagował odpowiednio. Pocałunki przeniosły się właśnie w to miejsce. Zaczynałam jęczeć z rozkoszy. Potrafiłam ze zmęczenia ale też będąc zakleszczoną w jego uścisku, jedynie dotykać go. Jakoś udało mi się rozpiąć mu koszulę i spodnie. Właściwie tylko pasek i guzik. Jesu jak ja go pragnęłam. Pragnęłam zatopić się w nim, zapomnieć o całym świecie. Wreszcie się odprężyć.
         - Pamiętasz co ci powiedziałem? - Zapytał pomiędzy całowaniem prawej a lewej piersi.
Pamiętałam. Ale chciałam to jeszcze raz usłyszeć. Potwierdzenie.
Ręce Pawła powędrowały na moją pupę. Przyciągnął mnie do siebie i spojrzał prosto w oczy.
         - Kocham cię.
Przestałam oddychać. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nie chciałam spłoszyć chwili.
         - Kocham cię! Kurde! Kocham cię!!! - Uśmiechnął się całym sobą. O ile to możliwe. - I teraz będę się z tobą kochać a potem się z tobą ożenię i będę mieć dzieci! - Zatchnęło mnie na te słowa. Nie wiedziałam co i czy w ogóle coś odpowiedzieć. - Po kolei. Najpierw do sypialni zapraszam. No to poszłam...
Usiadłam na łóżku. Pomogłam Pawłowi uwolnić się ze spodni a on w tym czasie zdjął górę. Jesu jakiż on był pięknie zbudowany. Półbóg... Moje podniecenie poszybowało w górę. Paweł rozpiął moje spodnie i ściągnął je razem z majtkami. Przesunęłam się dalej na łóżko, żeby zrobić mu miejsce. Wszedł na łóżko i zatrzymał się nade mną. Nasze nogi się poplątały. Uniosłam się na łokciach. Paweł się pochylił, sięgając moich ust. Nie mogliśmy się od siebie oderwać. Ja robiłam się co raz bardziej mokra. Gotowa, żeby przyjąć go w środku. Sutki tak zachęcająco sterczały. Jak Paweł wziął je do swoich ciepłych ust i zaczął ssać, mnie zaczynały przeszywać znajome fale rozkoszy. Nie potrafiłam wytrzymać z podniecenia. Jak gimnazjalistka. Ja, twardy glina, były wojskowy snajper, miękłam jak roztopiona czekolada pod jego dotykiem... Paweł oderwał się od sterczącego sutka i pocałował mnie między obojczykami. Odchyliłam głowę na poduszkę. Przymknęłam oczy. Paweł oparł się na łokciach, zmuszając mnie tym samym do położenia się na plecach. Bezwstydnie rozłożyłam nogi, nie mogąc się doczekać, żeby mieć go już w środku. Paweł całował moją szyję, wystające obojczyki, miejsce między piersiami, tym razem je pomijając. Oddech miałam urywany. Pierś moja falowała. W rytm tych falowań Paweł przenosił swoje pocałunki co raz niżej. I niżej. Poczułam jak przeszywa mnie bardzo mocna fala rozkoszy i zorientowałam się, że pocałunki mojego partnera przeniosły się już na mój brzuch. Przemknęła mi przez głowę myśl, że to odlot fajniejszy niż podczas brania dragów... Uniosłam powieki. Zauważyłam, że penis Pawła osiągnął już chyba granice dojrzałości. Gruby, długi, ciepły, pulsujący. Och jak będzie dobrze mieć go wreszcie w cipce... Jak on mnie torturuje tą nieziemską rozkoszą! Tak mi dobrze, i tak mi źle... Paweł delikatnie ale stanowczo rozchylił moje uda. Poczułam nad prawym kolanem jego pocałunki. Posuwał się w górę. Tym razem szybciej. Na lewej nodze czułam delikatnie uciskający masaż. Poddawałam się temu całkowicie. Bez protestów. Bez woli. Zatopiona w rozkoszy. Pocałunki dochodziły prawie do pachwiny, gdy poczułam jak wchodzą we mnie jego dwa palce. Zdolny był skubaniec, bo od razu trafił w punkt G.. Moje ciało wygięło się w łuk z rozkoszy. Ach! Jęknęłam. Opadłam bez sił z powrotem na łóżko. Moja cipka zacisnęła się na jego palcach i pierwsza fala nadchodzącego orgazmu rozlała się po całym wnętrzu. Nie potrafiłam się ruszyć, nic powiedzieć, żeby przyspieszyć jego wejście we mnie. Poddawałam się. Odleciałam. Paweł chwycił moje pośladki. Podciągnął mnie do siebie i nagle to poczułam! Wreszcie! Wszedł we mnie cały, do końca, po same jaja, głęboko ale powoli. Wypełnił mnie całą. Tak! Tego mi było potrzeba! Wilgotne, chętne, gorące wnętrze zacisnęło się na twardym fiucie i nie chciało go już nigdy wypuścić. Paweł połączył nasze dłonie.
       - Aga. Spójrz na mnie. - Wyszeptał.
Spojrzałam. W jego oczach zobaczyłam bezdenne pożądanie.
      - Kocham cię. - Tylko tyle i aż tyle. Pocałował mnie. Delikatnie. A potem wyciągnął prawie całego fiuta z cipki. I wsadził ponownie, utrzymując kontakt wzrokowy. Ja nie wytrzymałam. Zacisnęłam powieki i wygięłam się w łuk. Opadłam a wtedy Paweł pchnął znów. I znów. Przestałam kontrolować siebie. Mój organizm działał jak mu podpowiadała intuicja. Nadchodząca rozkosz była nieunikniona. Powoli, falą wznoszącą wzbierała... Jakby tego było mało nasze oddechy się zrównały. Ruchy stały się jednością. Jakby jedno wyczuwało drugie.
     - Aga. - Cichy szept. - Aga...
Otworzyłam oczy. I w tej chwili to poczułam. Gorące wnętrze wciągnęło gorącego fiuta i wyssało z niego wszystkie soki. Jęknęliśmy jednocześnie. Orgazm, którego doświadczyłam, był jednym z tych wszechogarniających. Rozlewający się aż po czubki palców. Zabierający słuch, węch, możliwość ruchu. Została tylko rozkosz....
     - Aga. - Po chwili dotarł do mnie jego głos. - To było mega. Jak mi tego brakowało...

Pewnie wszyscy myślą, że po wszystkim zasnęliśmy. Nie - wtedy zaczęły się nocne rozmowy, wyjaśnienia. Z przerwami na kontynuowanie...

czwartek, 24 sierpnia 2017

S & D & RR. cd. 17.

Zwinęliśmy z firmy kogo się dało i przyjechaliśmy na osiedle domków jednorodzinnych. W jednym z nich zabarykadował się ktoś z zakładnikiem. Mundurowych było całe mnóstwo. Nas też niemało. Byli wszyscy, którzy mogli. Czekaliśmy na czarnych. Kurde-ja nie lubię tak czekać, wolę działać.
- Co wiemy? - Zapytałam Starego. Wszyscy byliśmy w kucki, za samochodem Stefana.
- Wiemy tylko tyle, że porywacz to były wojskowy. Jako zakładnika ma swoją piętnastoletnią córkę. - Tyle się dowiedział Stary podczas jazdy na miejsce.
- O co mu chodzi? - Zapytał Gniewomir. Znam go dobrze- nie lubi takich typów.
- Tłumaczył chłopakom, którzy byli tu pierwsi, że odmówili mu dodatku do renty wojskowej. Wkurzył się i wziął jako zakładnika pierwszą lepszą osobę. - Widać było, że Stary jest wkurzony na maksa. - Kurde! Musimy coś wymyślić. Prokuratorze! Kiedy przyjadą czarni - wiadomo? - Stefan zwrócił się do Gniewomira.
- Niestety musimy na nich poczekać jeszcze z piętnaście minut. Cholera! - Wszystkim nam zależało, żeby dziewczynie nic złego się nie stało.
Z porywaczem cały czas gadał nasz negocjator. Moim zdaniem był niedoświadczony. Ale , jak na razie, dawał radę go zagadywać. My w tym czasie ubieraliśmy kamizelki kuloodporne.
- Może na razie, jak negocjator go zagaduje, podejdziemy od tyłu i spróbujemy go obezwładnić? - Powiedziałam w stronę Starego. Tylko tyle potrafiłam wymyślić na szybko.
- Myślisz? To może się udać. - Po krótkim namyśle wypowiedział się Stefan. - Facet ewidentnie ma pierdolca albo depresję. Raczej jest zdesperowany. Nie wierzę, żeby można mu było pomóc instytucjonalnie.
Aż zbyt dobrze rozumieliśmy co Stefan ma na myśli. Wszyscy tkwiliśmy w systemie po uszy i dobrze wiedzieliśmy, że jednostka nic nie znaczy. Że nawet taki akt desperacji w niczym nie pomoże, nic nie da. Faceta, jak uda się go obezwładnić, zamkną w psychiatryku najwyżej. A i tak nikt mu tego dodatku nie dołoży i tyle. Szkoda tylko tego dziecka, które pewno będzie miało po tej sytuacji traumę...
- Mamy jakiś kontakt z negocjatorem? - Zapytał Paweł. Widać było, że szefowanie ma w naturze. Od razu był gotowy do działania, w jego głowie rodził się plan.
- Mamy. Negocjator ma słuchawkę. Powiedzieć mu co zamierzamy? - Zapytał Pawła Gniewomir.
- Tak. Powiedz mu co planujemy. Myślę, że i tak nie będzie mieć odwagi zastrzelić swojego dziecka. Depresja depresją ale instynkt rodzicielski jest chyba mocniejszy? - Dywagował Paweł. Wszyscy mieliśmy taką nadzieję. Wszyscy oprócz mnie. Ja niestety już tyle się naoglądałam różnych sytuacji nieprawdopodobnych, że nie miałam złudzeń. Jak wtedy,  na misji, o czym oględnie opowiedziałam chłopakom, kiedy rodzice przyprowadzili swoją córkę ubraną w pas szahida, żeby nas rozwalić, i którą musiałam zdjąć jednym celnym strzałem, żeby nie mogła bomby odpalić ani ona, ani jej rodzice. To było najtrudniejsze moje zadanie...  Teraz zdawałam sobie sprawę, że porywacz będzie raczej celem do zdjęcia... Nie podzieliłam się  jednak z chłopakami swoimi przemyśleniami... Biłam się z myślami co zrobić... Może można coś innego wymyślić...
- Idziemy wszyscy. - Paweł rzucił okiem dookoła, przez chwilę zatrzymał go na mnie. - Wszyscy się skradamy na tył domu i próbujemy po cichu wejść. Odciągamy porywacza od zakładnika i po sprawie. Nie ma czasu czekać na czarnych, bo facet robi się co raz bardzie nerwowy. Zauważyliście, że podniósł głos? - Podziwiałam Pawła za takie podejście do sprawy. Fakt, robiło się gorąco. - Prokurator powiedziałeś negocjatorowi, ze wchodzimy? - Zapytał Gniewka Paweł.
- Tak, powiedziałem. Skinął głową, ze rozumie. Odliczę do pięciu, on wie, że po tym idziecie na tyły.  - Kurde jacy my byliśmy poważni. Sprawa nie wyglądała ciekawie. W każdej chwili mogło coś pęknąć.
Jakoś instynktownie czułam, że negocjator nie da rady... Pchało mnie wewnętrznie, żeby coś zrobić... Ale co?... Myśl Aga, myśl...
Zadziałał instynkt...
Paweł dał hasło, że za chwilę  ruszamy. Gniewomir odliczał.
- Pięć! - Padło z ust Gniewka.
Ruszyliśmy. To znaczy chłopaki ruszyli. W kucki na tył domu. Ja wyszłam na środek placu przed domkiem. Kątem oka zobaczyłam, że Paweł zauważył mój manewr. Zawahał się ale poszedł w przód.
Ręce miałam podniesione do góry.
- Hej! Pogadajmy! Jak wojskowy z wojskowym! - Zakrzyknęłam w stronę okna. Tam od czasu do czasu było widać porywacza  z zakładnikiem, kiedy rozmawiał z negocjatorem. Pojawił się jego cień.
- Jak to? Ktoś ty? - Zakrzyknął porywacz.
- Pół roku temu wróciłam z misji pokojowej. Witam bracie! - Zakrzyknęłam ja. Miałam nadzieję, że nasze porykiwania zagłuszą próbę wejścia chłopaków. - Pogadajmy!
- Gdzie byłaś, w jakiej jednostce. - Nie ufał mi. Nawet mu się nie dziwiłam. Powiedziałam dane, które mogły być zrozumiałe tylko dla wojskowego.
- Masz broń? - Zapytał.
- Nie, nie mam! - Zakrzyknęłam. I obróciłam się dookoła swojej osi, żeby zobaczył, że nie mam nic schowanego.
Udało się! Chyba mi uwierzył, bo zaczął ze mną rozmawiać, zbliżając się do okna. Gestem odprawiłam z placu negocjatora, który już zaczynał się trząść ze stresu. Po fakcie się dowiedziałam, że był to nowo przyjęty psycholog i to były jego pierwsze negocjacje. No! To ja dziękuję za taką inicjację!
- Jak masz na imię? - Zapytałam.
- Darek. - O dziwo odpowiedział.
- Darek! Kolego! Może puścisz zakładnika. Przecież twoja sprawa już jest nagłośniona. Nie może się skończyć negatywnie. - Jak ja potrafię kłamać jak z nut, jeżeli trzeba. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nic to nie załatwi. Najwyżej załatwi siebie. Na cacy. Na amen. Jednak w tej chwili najważniejsze było dla mnie życie zakładnika.
- Nie! Dopóki nie przyjdzie ty jakiś urzędas z pismem dla mnie! - Darek nie dawał się przekonać.
- Darek a po co ci urzędas? Poproś o helikopter. Poleci nisko, żaden radar go nie wykryje. Nie będzie pościgu i obławy. Wywiezie cię w okolice jakiegoś dużego miasta. Wyląduje na łące a ty się wtopisz w tłum ludzi. Przejedziesz za granicę i będziesz sobie wygodnie żyć. Taką masz alternatywę. W tym przypadku twoja córka nie będzie cię mogła widywać legalnie ale będzie miała ojca żywego. W innym przypadku pójdziesz siedzieć a twoja córka będzie cię widywać całkiem legalnie. Jednak wtedy cofną ci całość pieniędzy z wojska i córka będzie bez grosza. Wybór należy do ciebie. - Chciałam wzbudzić w nim jakieś uczucia dla dziecka, żeby nie zrobił jej krzywdy. W oczach dziewczyny było widać strach. I łzy. Ojciec trzymał ją pod brodę lewą ręką, w prawej miał pistolet i cały czas trzymał go przy jej skroni. Żal mi jej było. Kutas a nie ojciec... Utknęliśmy w martwym punkcie. Wydawało mi się, że nasza rozmowa trwa i trwa i nie ma końca. Gdzie te chłopaki? Nagle...
- Okłamałaś mnie! - Zakrzyknął w moim kierunku porywacz. Chyba dosłyszał jakiś hałas zza swoich pleców bo na chwilę się obrócił w tył. Jak spojrzał na powrót na mnie, to jego wzrok miał moc zabijania. Teraz ja też usłyszałam chłopaków.
Zobaczyłam jak w moim kierunku porywacz wyciąga rękę z pistoletem. Usłyszałam strzał i zobaczyłam wylatującą kulę. Mogłam ocenić jak celnie leci i gdzie trafi. Nie było czasu na zbyt długie myślenie. Trwało to sekundy... Za paskiem, z tyłu, pod kamizelką, miałam schowanego gnata. W ćwierć sekundy oceniłam, że jak go wyciągnę i wezmę w dwie ręce, to kula trafi mnie pod lewą pachą. Unieruchomi mnie to na kilka tygodni. Jak wyceluję prawą ręką, to wprawdzie strzał będzie mniej precyzyjny ale oberwę w kamizelkę. Najprawdopodobniej... Przez głowę przeleciała mi myśl, że może Darek dawno nie strzelał... Nie chciałam zrobić krzywdy nikomu a zdawałam sobie sprawę, że teraz Darek wyceluje w dziewczynę...
Sięgnęłam po gnata. Odruchowo stanęłam w pozycji do strzału z jednej ręki. Wymierzyłam, ustabilizowałam ciało i przede wszystkim rękę, i nacisnęłam spust... Poczułam uderzenie jego kuli. Pomyliłam się. Spojrzałam gdzie mnie trafił. Uffff... Gdyby nie kamizelka, to miałabym roztrzaskane płuco. Najprawdopodobniej kula ominęła by serce... Gdybym uniosła rękę... Oj...
Podniosłam wzrok. Zobaczyłam w oknie Pawła! Patrzył prosto we mnie. Szeroko otwartymi oczami. Stał dokładnie za porywaczem. Spojrzałam na niego. Przełknęłam ślinę. Spojrzałam na niebo. Cichy, spokojny błękit. Jakby nic się nie stało. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech... Ktoś się do mnie zbliżył. Otworzyłam oczy. Paweł. Podszedł bliżej. Objął mnie lewą ręką w pół. Pocałował w czoło.
- Kocham cię! - Powiedział. - Ale kurwa nie ryzykuj tak nigdy więcej... - Wyszeptał. Zamknął mnie w kleszczowym uścisku.
Wypuściłam gnata z ręki...
- Co z zakładnikiem. - Wyszeptałam.
- Żyje. Porywacz dostał kulkę w prawe oko. Dokładnie. Nie zdążył nikogo skrzywdzić. - Odetchnął głęboko Paweł. Z domku wrócili chłopcy.
- Sytuacja opanowana. Wszystko ok! - Usłyszeliśmy. Za  naszymi plecami rozległy się oklaski...

A po odwaleniu papierkowej roboty poszliśmy, Ja z Pawłem, do łóżka............................;-) Działo się ale o tym w następnym...

piątek, 28 lipca 2017

S & D & RR. cd. 16.

- Cześć chłopaki! Co jest? - Weszłam w poniedziałek rano do firmy. Dzień jak co dzień, jakby weekendu nie było... Zaskoczyła mnie dziwna cisza. Chłopcy, tzn. Stary, Gniewko i Paweł unikali mnie wzrokiem. Nikt się nie odezwał na moje przywitanie. Reszty naszego zespołu jeszcze nie było. A przed moim przyjściem wyglądało to tak (jak się potem dowiedziałam):

Stary jak zwykle był w firmie pierwszy. Siadł za biurkiem i czekał aż pozostali się zlezą... Wszedł Gniewko.
- Cześć!
- Cześć.
W poniedziałek rano, gdy weekend był cichy i spokojny, nikomu nie chciało się ruszać, gadać. Po chwili.
- A gdzie reszta? - Zapytał Gniewomir.
- A na właśnie nie wiem. Już powinni być. - Niemrawo odrzekł Stary.
- Jak spędziłeś weekend? - Zagadnął Starego Gniewko. Takie tam sobie niewinne pytanko.
- W domu z żoną. Wyjątkowo nie mieliśmy żadnych gości, nikt też do nas nie przyszedł. Dlatego poszedłem zrobić test do Agi. - Rzucił Stary.
- Kurde ileż ty jeszcze będziesz jej robił te testy co? - Zapytał Gniewomir.
- Wiem, że przeginam z tym. Ale przecież to był TEN dzień... - Odpowiedział tłumacząc się Stary.
- Ten, to znaczy dzień, w którym miało być wesele? O kurwa i co? - Zainteresował się prokurator.
- No i nic. Jak zwykle czysto. Test ujemny. Ale! - Tu Stary wrzucił znaczącą pauzę. - Wchodzę ci ja do kuchni, żeby to wyrzucić i kogo ja tam widzę? - Znacząca pauza...
- No kogo? - Zaciekawił się Gniewko.
- No i ja tam widzę Pa... - Przerwał Stary. - Paweł! - Stefan przywitał wchodzącego do pokoju mojego szefa.
- Cześć wszystkim! - Niemrawo powiedział wchodzący Paweł. Odpowiedziało mu  wspólne cześć! obu panów. Zapadła niezręczna cisza...
- Co jest? - Paweł spojrzał na Starego, na Gniewka. Ten usilnie wpatrywał się w Pawła. Wzrok Pawła skierował się na Stefana.
- Powiedziałeś mu? - Właściwie stwierdził Paweł. Nie był pewny reakcji Gniewka, który przecież był ze mną w związku. Ale przecież to było lata świetlne temu... Już nic nas nie łączyło...
- Paweł! Czy ty przeleciałeś Agę, żeby ją zaliczyć? To był taki jednorazowy występ? - Poważnie zapytał Gniewomir.
- To nie był pierwszy raz. - Odpowiedział mu dwugłos Stefana i Pawła. Spojrzeli na siebie.
- To nie był pierwszy raz. - Cicho powtórzył Paweł.
- Bo, kurwa, jeżeli chciałeś tylko sprawdzić jaka ona jest w łóżku, to robisz błąd. Nie chciałbym być w twojej skórze jak Aga to odkryje, bo jej zemsta będzie okrutna! - Gniewomir wiedział co gada, bo kiedyś był jeden taki dupek na komendzie i się na czymś podobnym nieprzyjemnie przejechał...
- To nie tak. Myśmy już kiedyś byli ze sobą ale... - Zaczął tłumaczyć Paweł. - Po tym pierwszym razie ja już nie potrafię być z żadną kobietą intymnie.
- A co na to twoja narzeczona? - Zapytał Gniewko. Stary tylko siedział z głową spuszczoną w dół i słuchał.
- Moja dziewczyna. - Sprostował Paweł. - Eks-dziewczyna. Wypierdoliła mnie z domu jak jej powiedziałem, że w moim życiu jest inna. - Paweł spuścił głowę. - Próbowałem się kochać i z nią, i nawet poszedłem na dziwki ale nie potrafię... Nie stoi mi... A przy Adze kurwa no! Nie mogę go utrzymać w spodniach. A z drugiej strony głupio mi przed nią, bo w robocie zachowuję się jak głupek, jak początkujący mundurowy. A ona musi ratować moje głupie dupsko... - Widać było, że wypadki w firmie leżą na sercu Pawłowi.
- Kurwa! Paweł! Tyś się zakochał, ja pierdolę! - Ucieszył się Gniewko. Stary tylko kręcił głową z niedowierzaniem na to co słyszy, cały czerwony na twarzy.

- Cześć chłopaki! Co jest? - Weszłam do pokoju. Stary siedział za biurkiem, Gniewko stał naprzeciw wejścia, Paweł pod ścianą po prawej. Tylko Gniewomir spojrzał na mnie i odpowiedział na moje przywitanie.
- Co jest, chłopaki? - Ja za to od samego rana byłam w dobrym nastroju bo postanowiłam, że nic i nikt mi go nie zepsuje. Cisza... Niezręczna cisza?...
- Stefan? - Zapytałam. Cisza...
- Gniewomir poproszę cię na chwilkę. - Powiedziałam tonem nie znoszącym sprzeciwu. Wyszliśmy.
- Co jest kurwa? O co kaman? - Ten, żeby coś powiedział, to trzeba było na niego działać z zaskoczenia.
- No kurde Aga co ja mam ci powiedzieć? - Prokurator a wił się na przesłuchaniu jak najgorszy zatrzymany.
- Powiedzieli ci tak? - Domyśliłam się, że niezręczna cisza dotyczy mojego seksu z Pawłem. - Już ja go sobie pożyczę...
- Aga daj spokój. - Próbował uspokoić moją wściekłość na Pawła. - To dobry facet, najlepszy z gliniarzy, których znałem, oprócz ciebie. - Prokurator też się domyślił, gdzie tkwi źródło mojej furii. - Wychodzi na to, że się w tobie zabujał. Ale sza! Ja ci tego nie powiedziałem. - Szczęka mi opadła. Jak to zabujał? Ja myślałam, że żałuje tego co zrobić, tego co się między nami wydarzyło a ten mi tu z takim tekstem. Szczęka mi opadła i nie potrafiłam wyjąkać słowa.
- Co? - Wyszeptałam.
- No kurde na to wychodzi. Nie potrafi bez ciebie żyć, myśli tylko o tobie, to jak to nazwać? - Prokurator aż się trząsł w środku rozbawiony.
- Wydaje mi się, że się mylisz. - Warknęłam na niego. - Że on żałuje tego co się stało. Już ja sobie z nim pogadam... - Wracała moja cała złość na Pawła. Drzwi do naszego pokoju się otworzyły. Ujrzeliśmy głowę Pawła. W oddali odezwał się telefon, chyba Starego.
- Możemy pogadać Aga? - Zapytał cicho Paweł.
- To myśmy już skończyli tak? - Dla odmiany Prokurator. Już chciał się zerwać z rozmowy.
- Tak. I tak. - Odpowiedziałam obu równocześnie. Chyba nie chcę z nim rozmawiać. Chyba nie chcę usłyszeć tego, czego się spodziewam. Prokurator jeszcze nie zdążył wyjść, Paweł nie zdążył wejść a pojawił się jeszcze Stary.
- Zbierajcie się! Jest akcja! Mundurowi nas potrzebują. Ktoś się zabarykadował z zakładnikiem. Trzeba iść z pomocą. Powiedziałem, że już się zbieramy. - Jak torpedy wyrzucił z siebie słowa Stefan.

Wybiegliśmy wszyscy. Z rozmowy z Pawłem nici...

S & D & RR. cd. 15.

- Już idę! - Krzyknęłam w stronę wejścia do mieszkania.
Zdążyłam ubrać spodnie i znaleźć bluzkę i wyszłam do przedpokoju do Starego. On już nie raz przychodził  robić mi testy na obecność narkotyków i nie raz wtedy znajdował u mnie jakiegoś faceta, więc teraz się nauczył, żeby nie wchodzić do środka w pewnych sytuacjach.
- Kurde jest ktoś u ciebie? Musimy to jakoś załatwić. Może będziesz mi pisała sms, że jesteś z kimś... - Wymyślił Stefan z lekka zażenowany sytuacją.
- No coś ty. To nie zda egzaminu. Choć lepiej zróbmy ten test i będzie po sprawie. - Pomysł Starego nie był dobry. Żaden pomysł nie był by dobry...
- Co tak długo? - Niecierpliwił się Stary, czekając przed drzwiami łazienki na próbkę mojego moczu.
- No poczekaj. Tak zaraz PO, to ja nie mogę. Mam ci nasikać do pojemnika jego spermą? - Jesu z nim to czasem trzeba z buta gadać, taki jest niedomyślny. W końcu nasikałam i Stary dostał co chciał. - To ja teraz idę pod prysznic. Narki Stefan! - Powiedziałam i zamknęłam drzwi łazienki. Dla mnie te testy to formalność, wiem że jestem czysta... Weszłam pod prysznic i puściłam wodę. Kąpiel nie zajęła dużo czasu. Zakręciłam kran i usłyszałam... Nawet nie wiedziałam, że w mojej łazience tak dobrze słychać rozmowy prowadzone w kuchni...
- Dobra, czyste! - Krzyknął do mnie Stefan. - Wyrzucam. - Wiedziałam, że wchodzi teraz do kuchni i wyrzuca zużyty test do kosza na śmieci. - Paweł? - Nawet ja usłyszałam zaskoczenie, które się pojawiło w głosie Starego.
- Stefan w co ty mnie wpakowałeś? Dlaczego ja do kurwy nędzy nie wiem, że Aga to była dziewczyna prokuratora? Ta, o której w firmie krążą legendy? I dlaczego ty ją nadal sprawdzasz, kiedy twierdzisz, że ona jest już czysta? Że już nie bierze? - Usłyszałam ściszoną rozmowę z kuchni.
- Sprawdzam, bo się o nią boję. Aga miała trudne ostatnie pół roku, trudny powrót do kraju i do pracy. Kocham ją jak własne dziecko.I chyba będę ją sprawdzał do końca życia. A o tym to jakoś się nie zgadało... - Odpowiedział Stefan wyraźnie zaskoczony zarzutami Pawła. - To cześć! - Padło ze strony Stefana, który wyraźnie chciał już opuścić moje mieszkanie. Ubrana w tylko w ręcznik kąpielowy wyszłam spod prysznica. Weszłam do kuchni. Tam nadal, na samym środku, stał zaskoczony i zdziwiony Paweł. Wyglądał niesamowicie seksownie w samych spodniach, bez koszuli, jeszcze z lekka zaczerwieniony po niedawnym seksie...
- Kurwa a ten co tu tak wchodzi jak do siebie? - Zapytał mnie mój super, super szef...
- No taki mamy układ i chyba nic tego nie zmieni. - Westchnęłam. Naprawdę nie mam nic przeciwko testom Starego ale czasem naprawdę wypadają w niesprzyjających sytuacjach.
- Masz na coś ochotę? - Zapytałam Pawła. Po tym co się zdarzyło chciało mi się niemiłosiernie pić. Sięgnęłam po szklanki, żeby nalać nam obojgu wody. Paweł podszedł do mnie bliżej. Pewno chce wziąć szklankę.
- Mam. - Powiedział niskim głosem. - Znów mam ochotę na ciebie. Zobacz. - Wziął moją rękę i położył na swoim kroczu. - Znów mi stoi. A właściwie nie opadł. Tak mnie rajcujesz... - Kurde rzeczywiście. Kutas Pawła nadal był w gotowości. Poczułam przypływającą falę wilgoci w mojej cipce. Poprawna reakcja...
- Chodź. - Szepnęłam i pociągnęłam go za sobą do sypialni. Pchnęłam go na łóżko i uwolniłam rozpalonego kutasa ze spodni. Siadłam okrakiem na leżącym Pawle. Poczułam gorącego penisa na swojej pupie. Paweł przyciągnął moje usta do swoich. Jak ja go pragnęłam. Znowu... Paweł chwycił mnie za pośladki i rozszerzył wejście do mojej cipki. Nasadził mnie na swojego gorącego fiuta.
- Ach! - Jęknęłam, gdy znów mnie wypełnił swoją mocą. Wyprostowałam się. Rozpoczęłam unoszenie swojej pupy nad napalonym Pawłem. Wzajemne ocieranie. Znów. Znów poczułam jak ogarnia mnie nadchodząca rozkosz. Paweł zajął się moimi piersiami. Masował, pieścił je. Delikatnie ale stanowczo. Potem mocniej. Przyciągnął mnie do siebie. Penetracja jego kutasa zmieniła kąt natarcia na moją cipkę. Tak też było dobrze! Teraz Paweł mógł dołączyć ruch swoich bioder do mojego. Trzeba przyznać, że robił to rytmicznie, mocno i głęboko!
- Tak! Tak mi rób... - Wyszeptałam wprost w jego gorące usta.
Paweł przejął inicjatywę. Uniósł mnie lekko nad sobą i zaczął swoimi biodrami zataczać kółka, żeby penetrujący moją cipkę penis ocierał się o całe jej napalone wnętrze. Ja za to mogłam się rozkoszować jego ustami. Dobrze całuje ten mój szef! Ale pozycję wybrałam ja i to ja będę decydować jak się bzykamy! Odchyliłam się do tyłu. Ręce oparłam na nogach Pawła i kontynuowałam unoszenie się i opadanie na kutasie. Co raz szybciej. Rozszerzyłam swoje nogi, żeby jeszcze to pogłębić. O tak! Tak lubić. Wpadłam w swój rytm. Nie do zatrzymania. Prowadzący prosto do spełnienia, do orgazmu. Paweł to zauważył i dostosował się do mnie. Pomagał mi podtrzymując mnie za biodra. Na jego twarzy malował się nadchodzący finał. Nie byłam już w stanie powstrzymać nieuchronnie nadchodzącej rozkoszy. Moja cipka zacisnęła się na penisie po raz ostatni i poczułam wszechogarniającą rozkosz. Gardłowy krzyk spełnienia wydobył się z mojego wnętrza. Paweł poruszył się pode mną jeszcze parę razy i też jęknął. Jesu! Nawet jego jęki rozkoszy są rozkoszne... To znaczy bardzo, bardzo fajne. Od razu wiadomo, że było mu nieziemsko!
- Jesteś niesamowita! - Wyszeptał zmęczony ale zadowolony mój szef...
- Jesu ty też... - Odwzajemniłam się.
Padliśmy zmęczeni na łóżko, wtuliliśmy się w siebie na łyżeczkę i zasnęliśmy zmęczeni.

Obudził mnie chłód. Słońce wstawało. Pawła nie było. A może to był sen? Taki! seks snem?!?! Niemożliwe... Pić... Strasznie chce mi się pić... Wstałam. Na stoliku w pokoju zauważyłam kartkę.
"Wyjechałem do swojego ojca. Muszę wszystko przemyśleć. Przepraszam. Paweł"

Tylko tyle. Aż tyle? Hmmm...

piątek, 21 lipca 2017

S & D & RR. cd. 14.

- To nie tak. Szukałem skarpetek, żeby wyjść do lekarza na zmianę opatrunku... - Wytłumaczył się nawet dość sensownie, bo faktycznie miał moje skarpetki na swoich wielkich stopach. Wyglądało to nawet pociesznie.
Oparłam się o kuchenkę, założyłam ręce na piersi. - Częstuj się! - Ponowiłam zachętę. - Tylko pamiętaj, że żadna używka nie pomoże ci na problemy. Ona je stłumi ale potem wylezą zwielokrotnione. Wiem coś o tym. -
- Co ty mi insynuujesz? Że ja jestem alkoholikiem i piję bo muszę? Że mam z tym problem? Porównujesz ćpanie z piciem alkoholu? - Wypluł z siebie Paweł.
- A jaka jest różnica. Nie lubisz mnie, bo kiedyś ćpałam a ty pijesz jak masz kłopoty albo żeby się zrelaksować. Potrafisz bez tego? - Wkurwił mnie na maksa.
- Potrafię. - Powiedział cicho. - Znam lepsze sposoby. - Podniósł głowę i spojrzał na mnie. Ale jak spojrzał... W jego oczach było coś... Wyzwanie...
Cisza, która zapadła między nami, zawisła w powietrzu.. Pojawiło się jakieś dziwne napięcie... Oczy Pawła, który wpatrywał się we mnie, płonęły jakimś dziwnym ogniem...
Wstał.
Podszedł do mnie.
Bardzo blisko.
Zbyt blisko, jak mi sie wtedy wydawało.
Cały czas jego oczy wpatrywały się w moje.
Oblizałam swoje wargi. Jakoś tak mi wyschło w ustach...
- Znam dużo lepszy sposób. - Wyszeptał. - Wiesz dlaczego Monika wyrzuciła mnie z domu? - Zapytał.
- Powiedziałeś jej, że ją zdradziłeś. - Powiedziałam cicho.
- Powiedziałem jej, że już nie mogę z nią być. Że w moim życiu pojawił się ktoś inny. Że... Od tamtego razu pragnę cię, Aga, jak jeszcze nigdy nikogo. Nie potrafię być z żadna kobietą. Nie mogę sobie z tym poradzić. Próbowałem ale nie mogę. Nie potrafię. - Wyszeptał. Westchnął. Odgarnął mi kosmyk włosów z czoła. Odruchowo przytuliłam się do jego ręki. Paweł objął jedną ręką moją głowę a drugą położył na plecach i przytulił mnie do siebie. Znów poczułam jego podniecenie. Moje ciało zareagowało podobnie. Poczułam jak zbliża swoje wargi do moich ust. Delikatny dotyk. Muśnięcie. Jego ciepłe usta na moich. Oddałam pocałunek. Od tej pory moje myślenie zostało wyłączone. Został tylko instynkt. Muskaliśmy swoje usta dość długi czas. Wreszcie nasze języki też się spotkały i rozpoczął się erotyczny taniec. Głęboki... Paweł nadal jedną podtrzymywał moją głowę, drugą przyciskał mnie do siebie. W pewnym momencie rozpiął moje spodnie i ściągnął je razem z majtkami z pupy. Podniósł mnie i posadził na blacie kuchennym. Byłam bezwolna. Poddawałam się temu nieuniknionemu...
Klęknął przede mną i ściągnął moje spodnie aż do kostek. Rozszerzył moje uda. Rękoma gładził ich wewnętrzną stronę. Równocześnie składał na nich gorące, wilgotne pocałunki. Kierował się od kolan w górę. Mój oddech był płytki, urywany. Ręce Pawła dotarły do złączenia ud. Gorącego, wilgotnego i chętnego... Wyposzczonego, nie licząc tamtego ten teges z moim szefem ;-)
Jego długie, delikatne palce powoli rozchyliły wejście do cipki. Przesunął mnie na brzeg blatu. Przeciągnął językiem po gorącym wnętrzu. Wsadził język do wilgotnego wnętrza. Jęknęłam z rozkoszy. Jego zdolny jęzor zahaczył o napęczniałą podnieceniem łechtaczkę. Jesu jakie rozkoszne tortury! Podniósł się z kolan. Chwycił moją bluzkę i pociągnął w górę. Przez chwilę zakrył nią moje oczy. Przeciągnął palcami po mojej bliźnie. Delikatnie... Ściągnął  ostatnią sztukę mojej odzieży. Przyciągnął mnie do siebie. Nawet nie zauważyłam jak i kiedy ściągnął swoje ubrania... Stał tak w mojej kuchni cały nagusieńki... Znów i wreszcie...
Wszedł we mnie nagle i calutki, aż po same jaja. Znów jęknęłam. Jesu jak mi było tego trzeba! Teraz nasz kontakt sprowadzał się do tego, że posuwaliśmy się równym rytmem na kuchennym blacie. Urywane, płytkie oddechy... Równy rytm.
Nagle Paweł ze mnie wyszedł. Nawet nie zdążyłam się zdziwić i zaskoczyć, jak obrócił mnie dookoła osi, wsadził mi kolano między uda, rozszerzył je i wszedł we mnie ponownie, tym razem od tyłu... Kurde jakby wyczuł, że ja bardziej lubię rypanko od tyłu! Teraz jego ruchy stały się szybsze, mocniejsze.  W odpowiedzi moja cipka zacisnęła się na jego penisie ciaśniej. Wzajemne ocieranie. Twardy kutas o wilgotne ścianki mojej pochwy. Oddechy zaczęły przechodzić w jęki. Powoli zaczynaliśmy oboje dochodzić do finału, do ekstazy... Paweł chwycił mnie jedną ręką przez brzuch, żeby mocniej mnie posuwać. Druga wędrowała wzdłuż kręgosłupa aż do mojego karku. Bardzo, bardzo było to podniecające. Jeszcze dwa pchnięcia i krzyk, który wyrwał się z mojego gardła, z samego wnętrza, wypełnił cała kuchnię. Rozkosz rozlała się po całym moim nagim, gorącym, spoconym ciele...
Poczułam jeszcze trzy mocniejsze pchnięcia i do mojego krzyku dołączył jęk Pawła. Poczułam jak całą cipkę wypełnia jego nasienie. Paweł pocałował mnie w kark. Podniósł z blatu, pomógł stanąć w pionie.
- Jesu ja pitolę jak mi było tego trzeba... - Wyszeptałam.
- Kurwa ale ja za tobą tęskniłem. Pragnąłem ciebie. Nie potrafiłem się powstrzymać. Przepraszam. - Wyszeptał Paweł do mojego ucha. Tak staliśmy nadzy przytuleni do siebie.

- Aga! - Usłyszałam od drzwi. - Jesteś tam?
- Kurwa! To Stary! - Powiedziałam do Pawła. Zobaczyłam w jego oczach niedowierzanie. Nieme pytanie. Zaczęliśmy na szybko szukać swoich ubrań. Że też on musiał się zjawić właśnie w takiej chwili...
Niefart...

piątek, 14 lipca 2017

S & D & RR. cd. 13.

Wróciłam do domu, żeby się przespać. Jesu jak ten Paweł chrapie!!! Zasnęłam prawie od razu jak położyłam głowę na poduszce. Śniłam o seksie z Pawłem ale w tym śnie on był drwalem, z wielką piłą łańcuchową hehehe...

Obudziłam się przed budzikiem, około 6:30. Paweł spał w najlepsze, rozwalony jakby był u siebie...
Wyszłam. Nie chciałam się z nim widzieć. Zostawiłam mu na stoliku zapasowe klucze. Przynajmniej zmusi mnie ta sytuacja, żeby dokończyć papierkową robotę w firmie.

- Cześć! - Rzucił Stary.
- Cześć! Co ty tu robisz? - Dzień wolny w ten tutaj? Zdziwiłam się.
- A tak wpadłem. Zaraz lecę tylko zapomniałem kluczy z domu. - Odpowiedział Stefan. - Co ty tak nieciekawie wyglądasz? - Zapytał, patrząc mi jednocześnie głęboko w oczy. Wiem, co znaczy to spojrzenie.
- Nic, spoko! - Uspokajałam go. - Miałam trudności z zaśnięciem. Wiesz - emocje... Intensywny jest ten mój powrót do pracy. Naprawdę nic mi nie ma. Nic nie brałam. - Dodałam, żeby wreszcie się odczepił.
- Dobra, no! Ale wiesz, ze masz dziś wolne. W końcu cały wydział mi się rozjechał. Nie mogę złapać Pawła wiesz coś? - Niewinne pytanie ale mi zaświtało - czy Stary coś podejrzewa?
 - Nie a co? Może też wziął wolne? - Chciałam, żeby odpowiedź zabrzmiała lekko i spokojnie.
- Nie, nic, spoko. Jakie ty masz na dziś plany? - Zapytał.
- Ja mam w planie wreszcie dokończyć papierkową robotę a potem wychodzę na miasto podowiadywać się nowości. - Takie rzeczywiście miałam plany.
- Dobra, to może się jeszcze będziemy widzieć, ja też odwalę papierki. Wiesz...u mnie dziś wielkie sprzątanie... - Fakt, Stary nigdy nie lubił porządków w swoim domu, zawsze się wymigiwał od nich opowieściami jak to dużo ma pracy :-)

 Wróciłam  do firmy jakoś tak około 14:00. Weszłam od razu do Starego a tam Paweł...  Obraz nędzy i rozpaczy...
- Cześć! - Wypadało powiedzieć.
- Cześć i co słychać? - Zapytał Stefan. Paweł tylko coś odburknął.
- Dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy ale to opowiem w poniedziałek, jak już będą wszyscy. Nie chce mi się teraz o tym gadać a potem powtarzać. To nic pilnego. - A poza tym bardzo, bardzo mi się spieszyło. - Dobra. Teraz spadam do domu. Na dziś koniec. Pa! - Odwróciłam się na pięcie z zamiarem wyjścia.
- Czekaj! Chciałem pogadać. - To Paweł wreszcie się odezwał. No! Na to to akurat nie mam ochoty...
- Ale ja się spieszę naprawdę! To możemy pogadać w drodze do domu.
- Dobra. - Paweł wziął kurtkę, z trudem ją ubrał i wyszedł za mną.

- Głupio mi. - Powiedział już na schodach wyjściowych. - Gadałem wczoraj ze Starym i dzisiaj też i, kurde, on ma rację. Przejebałem sprawę a ty mi uratowałaś dupę. Kurwa naprawdę mi głupio.
- To oddaj mi moje trzy stówy to może ci przejdzie. - Fakt, miał chłop rację ale przecież jest moim partnerem i do mnie należało ratowanie tego jego głupiego, superowego tyłka.
- Jakie trzy stówy? - Zapytał Paweł. - Za co?
- Za to, że nie ma odnotowanego w raportach twojego wczorajszego numeru, który odstawiłeś. - Widać, że Paweł wczoraj stracił łeb i nic nie będzie pamiętać... Dochodziliśmy do drzwi wejściowych do domu. Odruchowo Paweł je otworzył. Wyjęłam klucz z kieszeni, bo do moich drzwi do mieszkania było już dosłownie dwa kroki.
- Nic nie pamiętam... - Zasępił się Paweł. Podniósł oczy. - Kurde, ja już kiedyś tu byłem. - No ja myślę, że pamięta nawet kiedy tu był. Oj ja do dziś pamiętam ten szalony, spontaniczny seks z moim szefem!!!
- No, nawet niedawno. - Odburknęłam.
- Nie, nie! To też ale ja tu byłem jako młody policjant, dawno temu, na interwencji, chyba... - Grzebał w pamięci Paweł. Kurde, mnie tez tak się wydawało. Wydawało mi się, że skądś kolesia znam. No tak - w moim obecnym mieszkaniu była przecież melina, była meta... Stare dzieje... Weszliśmy do środka.
- Rozbieraj się i siadaj. Ja muszę zrobić obiad dla pani Zosi, dziś moja kolej. Już jestem spóźniona. - Przebrałam się i zaczęłam szykowanie obiadu od nastawienia wody i obierania ziemniaków.
- Kto to jest pani Zosia? - Zapytał skonsternowany Paweł.
- Nasza była nauczycielka. Teraz cierpi na Alzheimera. A my w ten sposób się jej odwdzięczamy. - Szkoda mi było starszej pani ale byłą sympatyczna a nasze dyżury nie były uciążliwością.
- A wracając do wczoraj. Aha! A skąd u ciebie moja torba z moimi ciuchami. I gdzie są moje majtki i skarpety? - Paweł wrócił do przerwanego tematu.
- Upiłeś się wczoraj, narozrabiałeś a ja cię próbowałam odwieźć do domu. Zadzwoniłam na domofon, wyszła laska i rzuciła mi torbę pod nogi. Na odchodne powiedziała, że życzy mi wszystkiego najlepszego. - Skróciłam naprędce wczorajszy wieczór.
-Kurwa mać! - Zaklął szpetnie Paweł i wyciągnął telefon. - Monika! - Wrzasnął jak tylko uzyskał połączenie. - Co ty wyprawiasz do kurwy nędzy? Gdzie są moje majtki i skarpetki? - Zapytał. Jego głośnik w telefonie był tak nastawiony, że ja wszystko słyszałam. Laska odpowiedziała. - Majtki? Majtki ja ci kupiłam, więc zrobię z nimi co chcę. Są moją własnością tak jak i skarpetki. - Kurde ale laska pojechała tekstem. Ja pierdolę!
- Tak?! - Wkurzył się Paweł. - To powiedz mi kiedy mogę przyjść po telewizor. Bo telewizor ja kupiłem. - Oj! Nie chcielibyście słyszeć jakim tonem zadał to pytanie Paweł. - Telewizor? - Usłyszałam w odpowiedzi. - Telewizor wisi na MOJEJ ścianie, więc od tej chwili jest mój. - Nie telefonuj już więcej do mnie. - Paweł aż odsunął telefon od ucha, tak laska się darła.
- Fiu, fiu! - Zagwizdałam. - Coś ty jej powiedział, że ona taka wkurwiona?  - Zapytałam, odrywajac wzrok od obierania ziemniaków.
Paweł nawet nie podniósł głowy, tylko spojrzał na mnie TAKIM wzrokiem, że po raz pierwszy spuściłam wzrok rozmawiając z kimś... O kurwa! 
- Powiedziałem jej, że ją zdradziłem i że ........
Właśnie w tej chwili usłyszałam głośne PUK, PUK... To pewno pani Zosia. Usłyszalam. - Puk, puk! To ja Zofia! 
- Już lecę pani Zosiu. - Poleciałam otworzyć swojej nauczycielce. 
- Od kiedy zamykasz drzwi Agnieszko? - Zapytała wchodząc.
- To nie ja, pani Zosiu.  Mam gościa, kolegę z pracy, a on nie wie, że tu się nie zamyka, więc odruchowo przekręcił klucz w zamku. - Tak rzeczywiście musiało być. My dla wygody, jak byliśmy w domu, nigdy nie zamykaliśmy drzwi. Taki u nas był zwyczaj. Dlatego tamtego pamiętnego wieczoru z Pawłem Stary tak łatwo wszedł.
- Gościa? Ja tak lubię gości! - Ucieszyła się pani Zosia. - Zofia jestem. - Ubiegła mnie w przedstawianiu osób. - Miło mi.
- Paweł. - Przedstawił się, wstając i szurając obcasami hihihi.
- Och jak to dobrze! - Westchnęła pani Zosia siadając obok Pawła. - Już się wystraszyłam, że to ten, co wtedy tu mieszkał z Agą. Ten co ma takie piękne starosłowiańskie imię... - Próbowała sobie przypomnieć  Zosia.
- Gniewomir? - Podpowiedział dziwnym głosem Paweł.
- O już wiem! Gniewko! Gniewomir. Ha! Jeszcze mam dobrą pamięć! Przypomniałam sobie. - Ucieszyła się naiwnie pani Zosia. I chyba sama w to uwierzyła, że sobie przypomniała.
Byłam odwrócona w kierunku kuchenki, bo właśnie zaczęłam smażyć kotlety. 
- Ja pierdolę! - Zaklął Paweł. Odwróciłam się w jego kierunku. Pani Zosia jakby nie słyszała przekleństwa. Coś zajmowało jej głowę. Przechodziła jakiś proces myślowy...
- Paweł! Przy pani Zosi?! - Zbeształam Pawła za te słowa. 
- Kurwa ty byłaś w związku z naszym prokuratorem?! Ja pierdolę dlaczego ja nic o tym nie wiem! To ty jesteś ta tajemnicza, legendarna była prokuratora. - Wyszeptał w moim kierunku. Jego oczy ciskały we mnie gromy.
- Kurwa Paweł weź odpuść! Nie teraz. - Syknęłam w jego stronę. Mój partner wyglądał, jakby się w nim gotowało. Dlaczego? Podałam obiad na stół.
- Nie wygłupiaj się, tylko grzecznie zjedz. - Powiedziałam w jego kierunku spokojnym głosem. - Smacznego pani Zosiu. - Powiedziałam trochę głośniej, żeby wyrwać ją z zamyślenia.
Zaczęliśmy jeść. Niestety, pani Zosia nie skończyła opowieści o moich byłych...
- Agnieszko a to nie dziś miało być twoje wesele z Łukaszem? - Musiała se przypomnieć właśnie teraz...
Kawałek kotleta stanął mi w gardle. Musiałam odłożyć sztućce, bo ręce zaczęły mi latać.Nie chciałam się rozbeczeć. Napiłam się kilka łyków kompotu.
- Tak, pani Zosiu. To miało być dzisiaj. - Powiedziałam cicho. Pawłowi opadła szczęka.
Resztę obiadu zjedliśmy w milczeniu. Potem pani Zosia wyszła.
Cisza. Nikt nic nie mówił. Paweł siedział nadal przy stole a ja wzięłam się za sprzątanie. Powoli się uspokajałam... Naraz ciszę przerwał głos mojego partnera.
- Ja pierdolę ale dzień! Potrzeba mi czegoś mocniejszego ale przecież u ciebie nic nie ma! - Czy on ma do mnie pretensje? Wkurwił mnie. Wyjęłam mu wódkę z lodówki i dragi z szafki. Postawiłam jedno i rzuciłam drugie na stół przed niego.
- Co wolisz. - Warknęłam na niego. - Częstuj się! - Sarkazm w moim głosie sięgnął zenitu.
- Kurwa skąd to masz przecież... - Urwał swoją wypowiedź Paweł.
- Przecież co?! - Napięcie zaczynało sięgać sufitu...
- Co, co... No przecież... - Jąkał się mój partner.
- Przeszukiwałeś moje mieszkanie i nic nie znalazłeś?! Tak?! - Oparłam ręce na stole i spojrzałam prosto w te jego oczka. Paweł opuścił głowę.

niedziela, 9 lipca 2017

S & D & RR. cd. 12.

Kazałam barmanowi nalać dwa drinki. Nie chciał ale wymusiłam to na nim. To był mój jedyny pomysł w tej chwili, żeby rozwiązać tę sytuację.
Podeszłam do Pawła. Usiadłam na sąsiednim krześle i podałam mu jeden z kieliszków.
- Napij się ze mną. - Szturchnęłam go łokciem pod żebra.
Paweł popatrzył smętnie ale wychylił drinka. Ewidentnie ma dość, stwierdziłam naocznie.
- Zbieraj się szefie. - Szepnęłam mu do ucha. - Mamy akcję. Jakieś zatrzymanie. - Nic lepszego nie potrafiłam wymyślić na poczekaniu. Miałam tylko nadzieję, że to skusi Pawła, który był nad wyraz oddany swojej pracy, chciałam go zmobilizować do zabrania tyłka z tej knajpy.
- Jeszcze jeden i już idę. - Paweł jeszcze jakoś chyba kojarzył...
- Nalej mu ostatniego, takiego wzmocnionego i zaraz stąd spadamy. - Jeszcze raz namówiłam barmana, żeby nalał Pawłowi. Chciałam, żeby zasnął w samochodzie i nie odstawiał cyrków, jak go będę wiozła do domu.
Wstałam ze stołka. Podeszłam do właściciela knajpy.  Zależało mi na tym, żeby odebrać od nich blachę Pawła i żeby wycofać zgłoszenie, żeby ni  było śladu, ze któryś z naszych nawywijał.
- Dobra, załatwione.  Już go biorę. Zadzwoń do dyżurnego i odwołaj zgłoszenie. - Powiedziałam stanowczym tonem.
- A kto mi za to zapłaci? - Oburzył się właściciel.
- Za co? - Zapytałam podnosząc głos.
- Za to wszystko. - Właściciel wskazał ręką na rozwalony bar. - To same najlepsze trunki. Po stówie za połówkę.
- Kurwa Maciek nie pierdol. - Powiedziałam do właściciela. - Od zawsze miałeś lewy alkohol. Te flaszki nie były więcej warte niż trzy stówy.
- No co ty! Aga! Ja już nie handluję lewym alkoholem. Wszystko legal. - Oburzył się właściciel - Maciek.
- No już ci wierzę. Mam trzy stówy. Bierz. - Spojrzałam mu przeciągle w oczy, żeby go złamać i jednocześnie nastraszyć. A w istocie miałam przy sobie tylko trzy stówy.
- Pięć! - Zaprotestował Maciek. Twardy gość, nigdy nie dawał za wygraną. Muszę pojechać z grubej rury...
- Kurwa Maciek! Bo ci tu wejdę z gospodarczymi i sprawdzimy legalność akcyzy na towarze na zapleczu. - Wypaliłam niewiele myśląc. Jak on tak, to ja tak. Byle wyszło na moje. - Domyślam się, że towar do dzisiaj masz lewy. - Zaczął mnie dupek wkurzać. Byłam już zmęczona tym dniem i chciałam wreszcie wyciągnąć się w swoim własnym, ciepłym, pachnącym łóżku...
- Dawaj te trzy. Zdzira policyjna. - Warknął właściciel. I wyciągnął łapę po kasę.
- Poczytam to sobie za komplement. Najpierw dzwoń. - Ta - ja dam kasę a on zgłoszenia nie odwoła - figa z makiem, nie zemną takie numery.
- Suka! - Wypluł z siebie Maciek ale wziął telefon i grzecznie zatelefonował.
Dałam mu kasę i jeszcze barman pomógł mi przetransportować padniętego Pawła do samochodu.
Usiadłam za kierownicą i ruszyłam przed siebie. Chwilę mi zajęło, żeby dojść do siebie i wtedy sobie uświadomiłam, że nie znam adresu zamieszkania Pawła. Zatrzymałam samochód na bombach i zatelefonowałam do Seby.
- Seba hej! - Mam nadzieję, że mi pomoże. - Muszę coś załatwić z Pawłem a nie znam jego adresu. Możesz mi powiedzieć gdzie on mieszka? - Chwila oczekiwania czy mój problem się rozwiąże.
- Tak. Ziemowita 116 mieszkanie 10B. - Usłyszałam w słuchawce.
- O! - Zdziwiłam się. - Dobry adres! - Fakt - adres był w bardzo dobrej, drogiej dzielnicy.
- No! Paweł ma bogatą laskę. To jej mieszkanie. - Odrzekł Sebastian.
- Dzięki! Pa! - Rozłączyłam się i ruszyłam z kopyta pod wskazany adres.
Podjechałam pod drzwi domu Pawła. Wyszłam z samochodu, podeszłam do domofonu i wybrałam 10B. Dryń, dryń...
- Tak! - Usłyszałam w głośniku.
- Dobry wieczór, policja. Proszę zejść po pana Pawła. - No co! Co miałam powiedzieć...
- Chwilka. - Usłyszałam w odpowiedzi.
Po niedługim czasie zaświeciło się na klatce schodowej światło i wyszła laska. Kurde - modelka! No to ma Paweł farta.  Śliczna.
- Pan Paweł już tu nie mieszka. - Wypluła z siebie laska. Spojrzałam na nią zdziwiona. A ta rzuciła pod moje nogi torbę podróżną. - Żegnam. - I odwróciła się na pięcie. Wchodząc do środka  obróciła się przez ramię i zapytała.
- Ty jesteś Aga? - Kurde skąd? Mam swoje imię wypisane na czole?
- Tak, ja jestem Aga. - Odpowiedziałam zaskoczona.
- To moje gratulacje i życzę wszystkiego najlepszego. - Weszła do sieni i trzasnęła drzwiami.
A ja zostałam na chodniku z rozdziawioną buzią i turystyczną torbą... Spojrzałam do środka - ciuchy. Oparłam się o samochód. Naprawdę już miałam po kokardki tego upiornego dnia. Właściwie to wczorajszego dnia. Spojrzałam do wnętrza auta. Paweł spał sobie w najlepsze, z twarzą opartą na szybie... Jesu jak on chrapie...
Wyjęłam ponownie telefon.
- Seba! - Powiedziałam po uzyskaniu połączenia. - Czy mógłbyś wziąć do siebie Pawła?
- A co się stało? - To, że pytanie padnie, było oczywiste.
- A nie chce mi się tłumaczyć. Możesz go wziąć. - Naprędce wymyśliłam, że to będzie najlepsze rozwiązanie.
- Niestety kochana. - Nie tego oczekiwałam od Seby w odpowiedzi. - Nie mogę, bo właśnie pakuję samochód i wiozę rodzinę nad morze.
Kurde niefart. Dlaczego dziś ( a właściwie już też jutro) wszystko idzie jak po grudzie...
- A Adi będzie mógł, jak myślisz? - Ostatnia deska ratunku.
- Niestety. Adi ma wolny weekend, bo ma w rodzinie jakieś wesele. Już powinien być na miejscu. - Fakt, zapomniałam ze mój dotychczasowy partner coś mi wspominał o tym.
- To przepraszam, że przeszkadzam. Dzięki! - Zakończyłam rozmowę.
Nie chciałam wieźć Pawła do Starego. Lepiej, żeby nikt z góry nie wiedział o jego dzisiejszym wyczynie. Musze go zawieźć do siebie... Wa mać!!!
Pojechałam pod własny dom. Dochodziła 1:30. Przetransportowałam Pawła do środka, walnęłam go na łóżko. Potem wniosłam torbę. Pojechałam odwieźć auto, bo może będzie komuś rano potrzebne. Zaglądnęłam jeszcze do dyżurnego.
- I co? To był fałszywy alarm co nie? Pojechałam na miejsce ale był spokój. - Kłamstwo i cygaństwo...
- Tak. Facet oddzwonił i wycofał zgłoszenie. Dziwne. - Zastanowił się dyzurny.
- Wiesz tyle jest fałszywych blach na rynku co można kupić. Pomylili się. Sprawdziłam i po kłopocie. Dzięki! Pa!
Wyszłam, żeby wreszcie pójść i odespać cały ten fatalny - wczorajszy - dzień...
Ciekawe co może się jeszcze wydarzyć dziwnego. Ja pierdolę no................

poniedziałek, 3 lipca 2017

S & D & RR. cd. 11.

Weszłam do pokoju Starego.
- Przepraszam. - Powiedziałam cicho do Stefana. Wręczyłam mu kluczyki, kask a w nim pamiętne torebeczki, które zakosiłam od Bola.
- Co to? - Stary zerknął na to, co mu podałam. Wyjął torebeczki.
- To łapówki dla moich informatorów. To na razie, na wszelki wypadek, niech zostanie u ciebie. - Odpowiedziałam cicho.
- Mówiłem ci, że to ćpun. Wykorzystuje każdą okazję, żeby zdobyć dragi. - Paweł musiał dorzucić swoje pięć groszy choć wydawało mi się, że też był zdenerwowany.
- Przestań Paweł. No przecież mówiłem ci, że do dzisiaj, regularnie, robię Adze testy. - Stary warknął na Pawła.
- Tak może i robisz ale ona specjalnie wzięła działki, które są niewykrywalne dla testów. - Jednak Paweł na tym zapleczu dobrze słyszał...
- Co ty tam wiesz. - Odpowiedział Stefan. - Dla testów policyjnych nawet ta wasza nowa Kura jest już wykrywalna. To tylko ściema dilerów. - Zwrócił się do mnie.
- Kwoka. - Szepnęłam. Pomyślałam - Aga weź się w garść. Nie zrobiłaś nic złego. Nie daj się.
- Powiem po raz ostatni - jestem czysta! Za to wiem o przynajmniej trzech chłopakach od nas, którzy regularnie biorą i o jednym, który zaczyna dilować. - Rzuciłam Pawłowi prosto w twarz. Czyżby nie wiedział co się dzieje pod jego nosem?
- Co ty pierdolisz? Którzy to? - Żachnął się Paweł. Chyba go zdenerwowałam.
- No przecież ci nie powiem. Załatwię to po swojemu. - Jeszcze nie wymyśliłam jak ale on nie musi o tym wiedzieć. Zresztą wiem o tym dopiero od kilku dni.
Paweł spojrzał na mnie krzywo - Dobra ja na dzisiaj mam dość. Idę do domu. Tu na komputerze masz raport do podpisania i do oddania. Cześć. - Wyszedł.
- Przepraszam Stefan. Jakoś tak mi się nawarstwiło tego wszystkiego... - Spojrzałam mu w oczy.
- Już wszystko dobrze? - Zaniepokojony Stefan dotknął mojego ramienia.
- Dam radę Stefan. Jak zawsze. Przeprowadziłam sama z sobą psychoterapię, umówię się jeszcze na wszelki wypadek z Zosią i będzie dobrze! - Musiałam go uspokoić. Martwił się o mnie jak zawsze. - Nic mi nie będzie! - Uśmiechnęłam się.
- Wkurwia mnie Paweł ale rozumiem go. - Powiedział Stefan z niepokojem.
- Wiem. Ja też mam do tego takie podejście. Dam sobie z nim radę - Wyjaśnimy to sobie i będzie super udana współpraca. Zobaczysz. - Starałam się go uspokoić.
- Dobra. Wierze w ciebie. Idź odpocząć. - Stefan wrócił do matkowania mojej osobie.
- Nie. Jeszcze raport. Potem mam jeszcze papierkową robotę do zrobienia i pójdę. Nigdzie mi się nie spieszy. - Naprawdę miałam taki plan na wieczór.
- Dobra. To cześć. - Powiedział Stary i poszedł.
Spojrzałam na raport napisany przez Pawła. Dupek. Napisał tak, jak było. Ja natomiast uważam, że należy kryć swojego partnera. Poprawiłam to, co było napisane i oddałam. Poszłam do siebie odwalić zaległą papierkową robotę. Po jakimś czasie telefon. Dyżurny.
- Mam zgłoszenie. - Usłyszałam w słuchawce.
- Ale to dlaczego telefonujesz do mnie? - Zapytałam. Przecież zgłoszenia to do mundurowych.
- Ale ktoś zgłaszał, że któryś od was rozrabia w knajpie. - To mi nowina.
- Jak to ktoś od nas? - Zapytałam. - Skąd wie, że to ktoś od nas?
-  Od was, bo podał numer blachy klienta, którą mu zabrali. Teraz straszy ich gnatem, że rozwali wszystko, jak mu nie naleją. - No to mnie dyżurny tą wiadomością zaskoczył.
- Już jadę. Daj adres. - Powiedziałam do słuchawki. - Masz jakiś wóz wolny? - Zapytałam. Po potwierdzeniu pojechałam pod wskazany adres.
Kurcze czy ja muszę znać wszystkie knajpy, w których jest interwencja? "Rudy Lis" to była szemrana knajpa. Od zawsze. Znałam doskonale jej właściciela. Weszłam do środka.
- Dobry wieczór. Aga ... policja. Ktoś zgłaszał zdarzenie. - Załatwię to w trymiga i jadę do domu, pomyślałam.
- Wreszcie! - Usłyszałam na przywitanie. - Tam siedzi. - Spojrzałam we wskazanym kierunku.
Bar w knajpie był od lat w tym samym miejscu. Teraz w połowie był porozwalany, zauważyłam stołek barowy, który pewno został rzucony w jego kierunku i to nim zostało połowa trunków rozwalona. Mały Sajgon...
- Barman. - Usłyszałam pijacki bełkot. - Nalej mi. - Spojrzałam w kierunku, skąd dochodził głos.

Ja pierdolę!!! Paweł! Nawalony w trupa, z wyjętym gnatem, którego położył na stole, domaga się alkoholu, chociaż ewidentnie jest już zalany w trupa. Zimnego trupa. Mam niefarta do tego faceta... Jesu przecież ten pijus mnie rozwali... Ręce mi opadły. Co robić? Myśl Aga...

S & D & RR. cd. 10.

Biały proszek............... Moje wyzwolenie........ Spokój.......................... Relaks.......................

A do kurwy nędzy pierdolić i biały proszek, i zielone paprochy, i różne takie inne dopalacze i substancje psychoaktywne. Przed życiem nie ucieknę. Jest po prostu czasem bardzo ciężkie, czasem mniej. I przed problemami też nie ucieknę. Jak to mówiła moja pani psycholog: " Aga musisz sobie położyć na szali co zyskujesz jak zaćpasz a co zyskujesz jak jesteś trzeźwa. Wybór należy tylko do ciebie".  Tylko tak się zastanawiam dlaczego właśnie teraz? Napięcie jest i owszem: wróciłam do firmy po kilku latach ale w tym czasie, podczas nieobecności tutaj, też nie było lekko... Może to jest właśnie dlatego, że w pewien sposób zależy mi na Pawle? Dlaczego? Prawie połowę życia straciłam przez ostre ćpanie. Co straciłam przez narkotyki? Czas, zdrowie, kasę, najlepsze lata życia, które powinno być beztroskie... W trzeźwości zyskałam siebie. Poznałam siebie, swoją wartość, ufam sobie, lubię siebie, znam się... I tracę przede wszystkim kontakt z drugim człowiekiem! Teoretycznie podczas ćpania zawsze się trafi jakiś "przyjaciel", który zostaje nim do czasu, kiedy masz towar. Potem nić porozumienia się rwie. Nie takie stosunki międzyludzkie są mi potrzebne! Stosunki... Dobre stosunki też się traci ;-)

Podczas ćpania byłam dziewicą. Może ktoś nie uwierzy ale tak właśnie było. Jak już wspomniałam, nigdy nie musiałam "kupczyć własnym ciałem", żeby mieć kasę na dragi. Mam to szczęście, że moi tragicznie zmarli rodzice mieli dobrze prosperującą firmę i oddanych im ludzi, którzy do dnia dzisiejszego nią kierują i ja korzystam z tej kasy.

Dobry seks poznałam właściwie dopiero jak poznałam Prokuratora. Wcześniej były jakieś tam przygody. Ale dopiero z nim poznałam jego różne odmiany i konfiguracje. Ogniście było. Ale to przeszłość. Super, że nam to nie przeszkadza razem pracować. Potem było kilku facetów, ale nic poważnego. Dopiero jak poznałam Łukasza. Nasz związek był na tyle poważny, że po zakończeniu misji mieliśmy się pobrać. Właśnie dzisiaj miał być nasz ślub. Może dlatego tak mi ciężko... Wtedy, jak zobaczyłam, że ten pojazd, w którym jechał Łukasz z pozostałymi chłopakami wylatuje w powietrze na minie, której nie powinno tam być, bo teren dawno temu oczyściliśmy, to umarła cząstka mnie... Na moich oczach siła podmuchu rozerwała Łukasza na kilkanaście części. Nadal mam ten obraz pod powiekami. Nie potrafiłam płakać... Myślałam, że umarłam i już nigdy z nikim nic... Aż tu ta sytuacja z Pawłem w szatni. Nie rozumiem jej do dzisiaj. A z drugiej strony tak go pragnę...  Nie seksu z facetem, tylko z tym konkretnym FACETEM. Jak o tym dłużej sobie myślę, to wydaje mi się, że z Łukaszem nie było mi tak dobrze jak z Pawłem! Łukasz pomimo tego, że był wojskowym, był bardzo delikatną osobą, nieśmiałą. Seks z nim rozpoczął się po dość długim okresie "chodzenia" z sobą. Po szaleństwach z Prokuratorem nawet mi to pasowało. Pamiętam pierwszy raz z Łukaszem. Banalnie-Walentynki. Kolacja, taniec. Muzyka zwolniła. Przytuliliśmy się do siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Pocałunki. Najpierw nieśmiałe. Potem co raz mocniejsze, z języczkiem. Zaczęliśmy się rozbierać. I całować nawzajem swoje ciała. Najprzyjemniejsze było, jak Łukasz całował moje piersi. Jak ssał sutki, które pod wpływem tej pieszczoty stawały się co raz większe, co raz twardsze. Bardzo, bardzo podniecająca była ta pieszczota.
- Chcesz tego? - Zapytałam Łukasza.
- Chcę. - Odpowiedział. - Chcę ciebie. - W jego głosie było słychać narastające podniecenie. Jeszcze nigdy nie słyszałam u niego takiego głosu.
Rozebraliśmy się w drodze do łóżka. Położyliśmy się. Wzajemnie się całowaliśmy, pieścili. Dotykaliśmy niektórych miejsc na naszym ciele po raz pierwszy. Łukasz wodził swoimi mocnymi dłońmi po moich pośladkach. Jego dotyk był relaksujący, ciepły, bardzo przyjemny. Dłoń zabłądziła między moje uda. Poczułam, jak delikatnie ale zdecydowanie się tam wkrada. Poczułam w pochwie jego palce. Nie wiem ile ich tam było ale w momencie zrobiłam się mokra. Jęknęłam. W podziękowaniu za pieszczotę Uszczypnęłam go lekko zębami w płatek ucha bo zauważyłam, że Łukasz bardzo to lubi. Odwdzięczył się przeniesieniem mokrego palca na łechtaczkę. Przeszyła mnie od razu fala rozkoszy. Byłam podniecona bardzo,bardzo. Organizm zareagował bardzo intensywnie. Fala rozkoszy rozlała się od palców stóp, do palców rąk. Gardłowe dźwięki.
- Jesu jak dobrze! - Szepnęłam Łukaszowi wprost do ucha.
Nasze usta znów się złączyły. Mój facet był tak czuły i delikatny. Niespiesznie rozchylił moje uda a ja z przyjemnością wpuściłam go pomiędzy nie. Poczułam jak jego męskość dotyka mojego wzgórka. Łukasz nie spieszył się, żeby wsadzić ale ja nie chciałam więcej czekać. Był bardzo twardy i rozpalony.
- Łukasz zapraszam do środka... - Zaprosiłam mojego faceta i jego penisa.
Ten jednak się nie spieszył. Pieścił, dotykał, miętosił moje piersi. Całował i ssał sutki. Ugniatał pośladki. Gładził moje uda. Ja próbowałam oddać mu rozkosz, też zrobić mu dobrze ale jak chwyciłam do ręki jego napalonego kutasa, Łukasz zareagował i się odsunął delikatnie.
- Nie rób tak kochana, bo za szybko skończę a tego bym nie chciał. - Delikatnie zwrócił mi uwagę.
- Jesu ale mnie tak się chce, żebyś mi go wreszcie wsadził do środka... Tak długo czekałam... - Wyszeptałam.
Lukasz uniósł się delikatnie na łokciu, przytrzymał mnie za pośladek i nagle to poczułam!!! Poczułam jak jego długi, gorący, gruby, napalony kutas wchodzi cały do mojej cipki, po same jaja! Cały! Powoli i do końca. Wygięłam się w łuk. Jak mi dobrze! Tęskniłam za tym. Było to stanowcze ale delikatne. Łukasz chyba postanowił kontynuować moje tortury, bo wyszedł z mojej napalonej, głodnej niego cipki.
- Ach! - Jęknęłam. -Wracaj.
- Poproś. - Rozkazał Łukasz i popatrzył mi prosto w oczy.
- Proszę, wróć! - Wyjęczałam, bo nagle Łukasz ponownie wtargnął do mojego wilgotnego wnętrza, tym razem bez ostrzeżenia, bez przytrzymywania mnie za pośladki, za to rozchylając moje uda jeszcze mocniej i mocniej na mnie nacierając. Zaczęliśmy się rytmicznie posuwać. Poruszać. Nasze ciała zaczęły się dopasowywać. Co raz szybciej i szybciej. Już nawet się nie całowaliśmy, tylko z ledwością oddychaliśmy w rozkoszy. Oddechy stały się urywane... Z trudem łapałam powietrze. Łukasz przyspieszył. Orgazm nadszedł tak niespodziewanie, że zaskoczył mnie samą. Krzyknęłam. Łukasz nie przestawał w swoich ruchach, tylko jeszcze przyspieszył. Odleciałam. Dosłownie. Rozkosz była tak wielka. Wtem Łukasz jęknął. Jeszcze dwa mocniejsze ruchy i sapnął z rozkoszy. Poczułam, jak fala spermy wypełnia całą moją cipkę. Nie mogłam się ruszyć. Łukasz też. Opadł na mnie i dyszał ciężko. Jego spełniony penis lekko wysunął się z mojej pochwy.
- Ale byłaś mokra. - Stwierdził z lekkim zdziwieniem Łukasz.
Zasnęliśmy.

I właściwie nasz seks zawsze wyglądał tak. Był dobry ale po jakimś czasie kochanie się w jednej pozycji, gdy wiedziałam już kiedy nastąpi nasze spełnienie, zaczęło się stawać nudną rutyną... Łukasz nie lubił zmian miejsc i pozycji. Nie miał także ochoty na częstsze niż dwa razy w miesiącu kochanie się. No cóż. Kochałam, akceptowałam to. Na misji było o to jeszcze trudniej, z wiadomych względów.

I teraz ta sytuacja z Pawłem... Odżyłam. Będę walczyć, o ile to możliwe, aby to się powtórzyło. Nie będę ćpać, bo wtedy z pieprzenia się z Pawłem nici. A tak mam nadzieję, że można coś jeszcze w tej kwestii zrobić. Mam wielką ochotę zrobić mu loda... Twardym trzeba być, nie miętkim!

Zaczęłam się zbierać. Spojrzałam na telefon. 27 nieodebranych połączeń od Starego. Musi się o mnie martwić. Wracam do firmy. Stanę z problemem prosto w oczy. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.
- Stefan? - Zatelefonowałam do niego. - Już wracam. Nie martw się. Zaraz będę i wszystko wytłumaczę.
- Dobra. - Odpowiedział Stefan i chyba wyczułam w jego głosie ulgę.

poniedziałek, 26 czerwca 2017

S & D & RR. cd. 9.

Weszliśmy do gabinetu starego. Paweł usiadł pod oknem, ja oparłam się o biurko. Stefan spojrzał na nas po kolei.
- No! To kto mi opowie o zatrzymaniu Bola? - Ton jego głosu nie wróżył nic dobrego.
Naprawdę - wolałabym, żeby teraz Paweł popchnął mnie na ścianę, ściągnął swoje spodnie i wsadził mi napalonego kutasa wprost do mojej nagrzanej cipki, niż to spotkanie ze Starym...
- Poszedłem do tej jego nory, wyciągnąłem gnata i blachę. Chciałem go zatrzymać do wyjaśnienia ale on do mnie wymierzył ze swojego i strzelił. Trafił a potem mnie powalił, zakuł w kajdanki i ogłuszył. - W wielkim skrócie opowiedział sytuację Paweł.
- A ty!!! - Stary podszedł do mnie dwa kroki. - A ty co robiłaś w tym czasie...? - Ton głosu Starego mówił wiele o tym, że opanował go super potężny wkurw...
Naprawdę wolałabym tę sytuację obgadać najpierw z Pawłem. Ustalić wspólną wersję. Nie chciałam go wkopać, bo ewidentnie wina leżała po jego winie. Poszedł sam, nie czekając na mnie. Stary starał się minimalizować ryzyko, więc wysyłał nas po dwoje, żebyśmy się nawzajem osłaniali. Nie podnosiłam głowy, żeby żaden z nich nie zobaczył w moich oczach jak bardzo jestem wkurzona. Targały mną niesamowite i niezrozumiałe emocje. Z jednej strony wkurw na Pawła, z drugiej chciałam go chronić. Podskórnie czuję, że coś nas do siebie ciągnie a z drugiej strony non stop warczymy na siebie. Powoli zaczęły mnie dopadać dawno nieodczuwane drżenia. Tak było w czasach, jak ćpałam na potęgę. Narastające i opadające jeszcze szybciej fale. Coś jakby zdenerwowanie pomieszane z podnieceniem i głodem. Mój organizm zaczął się trząść - komórka po komórce. Jesu dlaczego teraz?! Przecież jestem czysta od tak dawna, że nie powinnam odczuwać narkotycznego głodu? Czyżby wywołały go emocje i to co się stało ostatnio? Kurde muszę coś wymyślić, żeby się temu nie poddać, bo to oznacza przegraną na całej linii. Tylko jak to zrobić, żeby Stefan niczego się nie domyślił?
Nie podnosiłam głowy. Stary stał tuż przy moim lewym uchu i do niego wrzeszczał. Odwróciłam głowę w prawo. Wzięłam głęboki oddech. Potem będę się tłumaczyć.
- Ja szukałam miejsca do zaparkowania samochodu. - Powiedziałam cicho.
- Przepraszam co robiłaś? Bo ja chyba nie usłyszałem!!! - Jeden wielki wkurw było słychać w głosie Stefana. - Parkowałaś samochód gdy twój partner sam szedł na zatrzymanie takiego bandyty jak Bolo, który już nie raz się chwalił, że odjebał psa? To po to ja was wysyłam w parach, żebyście odwalili taki numer? - Stary odwrócił się do mnie plecami i chwycił za głowę. Paweł jak na razie milczał. Rozcierał ramię, pewno środki przeciwbólowe przestawały działać.
- Tak. Szukałam miejsca do zaparkowania auta. - Powtórzyłam Staremu. Nie dodałam jedynie, ze nie z własnej woli. Mój poziom wściekłości musiał znaleźć swoje ujście. Jak nie, to zacznę tu wyć i krzyczeć ze złości. Muszę coś wymyślić. - Mogę na chwilę wyjść? Muszę siusiu. - Taki sprytny fortel wymyśliłam na tę chwilę. Kurde - najchętniej bym przywaliła temu dupkowi Pawłowi, że nas wplątał w te sytuację. Z drugiej strony byliśmy partnerami i powinniśmy się wspierać.
- Tak. Możesz wyjść. Ale tylko na chwilę. Jeszcze nie skończyliśmy.
Wyszłam. Za drzwiami oparłam się o ścianę i głęboko odetchnęłam, żeby się uspokoić. Nic to nie dało. Walnęłam pięścią w ścianę. Też nic. To nic nie da... Głód narastał...Rozedrganie.. Ruszyłam przed siebie. Nagle zauważyłam kluczyki służbowego motocykla. Szybka, bardzo, bardzo szybka jazda zawsze pomagała mi się zresetować, bo wtedy człowiek nie myśli o niczym, tylko o tym, żeby bezpiecznie przejechać obok innych użytkowników drogi. Jes!!!

- Stefan to nie tak. - Paweł nagle odzyskał głos. - To chyba raczej moja wina, nie Agi. Nie powinieneś się tak na nią wydzierać. To ja jej kazałem zaparkować wóz, a sam poszedłem. Nie znam jej, nie wiem ile potrafi. A jednocześnie nie chciałem, żeby jej się coś stało. My... - Wypalił jednym tchem mój partner.
- Jak to? - Przerwał mu Stefan. - Sam poszedłeś zatrzymać Bola? Specjalnie? Coś ty chciał tym pokazać jaki z ciebie kozak? - Teraz Stary wydarł się na Pawła. - Popierdoliło cię?! - Jak Paweł mi potem kiedyś o tym opowiadał to powiedział, że myślał wtedy, że mu Stary wpieprzy... - To dlatego Aga była taka dziwna podczas rozmowy. Nie chciała cię  wkopać. Wychodzi z tego że ona...
- Że Aga uratowała mi dupę i życie. Dosłownie i w przenośni. - Przerwał mu Paweł. - Kurde jak mi z tym głupio.
Wtem rozległ się dźwięk  służbowego motocykla. Stary dopadł do okna. Szarpnął połówkę, żeby wyjrzeć na podwórko.
- Aga! Aga! Stój! Wracaj! - Krzyczał Stefan ale ja go nie słyszałam. I nawet nie chciałam słyszeć. Podskórnie wiedziałam, że to najlepsze wyjście na tę chwilę.
Stefan odwrócił się od Pawła. - Ja jej się coś stanie, to ci nie daruję! Przysięgam! - Wysyczał do Pawła...
- Kurwa mać! - Paweł zbladł...

Po "jakimś" czasie (nie powiem - przekroczyłam wtedy strasznie dużo przepisów ustawy prawo o ruchu drogowym ;-) ) zatrzymałam się na Wzgórzu Złamanych Serc. Miałam z niego super widok na cały Lasek Zakochanych. Motocykl zaparkowałam niedaleko. Ściągnęłam kask. Usiadłam na trawie. Wyjęłam zza biustonosza torebkę z białym proszkiem. Pomachałam torebką, którą umieściłam pomiędzy palcem wskazującym a serdecznym. Potrząsnęłam. Uśmiechnęłam się. Jakie to łatwe. Dlaczego nie przyszło mi to do głowy wcześniej. To tego mi brakowało ewidentnie podczas rozmowy ze Starym. Stąd te drgawki. Wziąć trochę tego świństwa i wszystkie problemy znikną... Już nie raz to przerabiałam. Doskonale znam to działanie. Szybko i bezboleśnie znikają wszystkie złe rzeczy... Magia................................. No przecież nic mi nie będzie. Tak samo jak wtedy, podczas tego ryzykownego zatrzymania Ryżego Wieśka.......................... Biały proszek............... Moje wyzwolenie........ Spokój.......................... Relaks.......................

niedziela, 25 czerwca 2017

S & D & RR. cd. 8.

Chciałam się zabawić, przysięgam chciałam! Nie potrafię!!!

To tak, jakby Paweł miał wyłączność na uruchomienie mojej namiętności...

Pewnego dnia poszłam do klubu potańczyć, rozerwać się. Poderwać, jak zwykle, jakiegoś fajnego faceta, żeby odbyć z nim małe pieprzonko ;-) i co?! I dupa!!! Poderwać i owszem ale nie ma we mnie zaangażowania w seks. Owszem, mogę faceta przelecieć ale nie można to nazwać dobrym seksem. To jak zwykły, pospolity szybki numerek. Do dziś wspominam tamten seks z Pawłem! Jak sobie przypomnę, gdzie i jak doskonale poruszał swoimi palcami. Jak doskonały miałam z nim orgazm... Jego pocałunki na mojej skórze, brzuchu i to co było potem! I teraz, jak sobie to przypomnę, widząc Pawła jak tu leży u tego pieprzonego dilera nieżywy...

- Jesu Paweł! - Znalazłam go. Zakrwawiony leżał na zapleczu. Ręce skute. Pod okiem siniak. Dotknęłam jego szyi. Puls... Czy puls jest wyczuwalny! Dotknęłam jego szyi. Ręce mi się trzęsły jak jeszcze chyba nigdy w życiu...
Puls...

Jest!!! Jest!!! Kurde, pogotowie! Dzwonię.

Przyjechali po chwili i zabrali Pawła do szpitala. Tak jak i mundurowi, którzy zabrali Bola do fabryki. Pojechałam za nimi po chwili.

Wpadłam do pokoju przesłuchań, bo miałam do pogadania z Bolem jeszcze przed przesłuchaniem go przez Gniewomira, co było nieuniknione.
- Posłuchaj. - Pochyliłam się nad Bolem. - Jak chlapniesz, że nie weszliśmy z moim partnerem jednocześnie, to masz przesrane. Prokurator to mój BAAARDZO, bardzo dobry znajomy i tak go nastawię, że wyrok będziesz miał podwójny. - Trochę przegięłam ze straszeniem dilera ale cóż... Tak wyszło. - Z tego co wiem, to właśnie teraz operują mojego partnera. Jeżeli będzie również potrzebna transfuzja, to zostanie on w szpitalu powyżej dni siedmiu a wiesz co to oznacza! Nikt ci tego nie daruje! - Niestety nie wiedziałam jaki jest stan Pawła. Ale tego Bolo nie musiał wiedzieć.
- Dobra. Teraz wal się. - Bolo powiedział tylko te dwa słowa i wszedł prokurator.
- Gniewomir ... - Przedstawi się, jak to miał w zwyczaju prokurator i rozpoczął przesłuchanie. Ja wyszłam, żeby posłuchać co gada diler, do pokoju obok, za weneckie lustro.
- Paweł! - Za drzwiami w pokoju za weneckim lustrem, stał Paweł we własnej osobie. Jego się tam nie spodziewałam. Blady, ręka w opatrunku, przymocowana do tułowia, siniak pod okiem jeszcze się powiększył, zauważyłam jeszcze spuchnięte usta. Te usta, które teraz się otworzyły i coś do mnie gadają... Co?
- Aga zagrajmy w otwarte karty. - Powiedział Paweł.- Myślałaś, że jestem nieprzytomny tam na zapleczu, jak gadałaś z tym dilerem i kupowałaś dragi ale ja wszystko słyszałem. - Nie wierzyłam co słyszę, więc nawet nie zareagowałam na jego słowa. - Ja nie toleruję u siebie w wydziale ćpunów ale dam ci szansę nie będę ci robił koło dupy i smrodu w papierach. Pozwolę ci zwolnić się na własne żądanie, za porozumieniem stron. I nie obchodzi mnie jakie stosunki łączą cię ze starym. - Wyrecytował jednym tchem Paweł. Ja nadal nie wierzyłam własnym uszom. Co on sugeruje? Że ja kupowałam te dragi dla siebie?! Ja pitolę! Wa mać!!! No chyba mnie sczyści! Co on pieprzy!
- Co? Ja chyba źle słyszę! - Wydarłam się na Pawła. - Ja mam się zwolnić? Jeszcze czego! - Rzuciłam mu w twarz. Muszę z nim pogadać na osobności i wytłumaczyć całą sytuację bo mam wrażenie, ze on nie skojarzył, ze mu uratowałam dupsko i życie... Pierdolony służbista, wróg ćpunów, nawet tych czystych od lat...
Otworzyły się drzwi pokoju przesłuchać i Gniewomir wychylił głowę. - Słuchajcie ale ja tu przesłuchuję zatrzymanego czy możecie się kłócić ciszej albo gdzie indziej? - Rzucił z przekąsem.
Otworzyły się drugie drzwi. Stary.
- Zapraszam do mnie. Pogadamy sobie. - Powiedział a ja zauważyłam, że jest wkurwiony na maksa... Zresztą tak jak my...
 - No to mamy przesrane. - Rzuciłam pod nosem do Pawła. - Naprawdę to sytuacja niefartowa, żeśmy nie mogli tego sobie wyjaśnić na osobności... Mój poziom rozdrażnienia i wkurwu zaczynał sięgać zenitu. Miałam tego po kokardki...

niedziela, 28 maja 2017

S & D & RR. cd. 7.

Zaczęliśmy się zbierać. Sebastian jeszcze nie skończył się zastanawiać.
- Kurde chłopaki ale jeszcze nigdy w życiu nikogo nie zastrzeliłem. Aga jak to jest? - No to mój kolega strzelił jak kulą w płot. Pytanie co najmniej nie na miejscu. Skrzywiłam się.
- Snajper nie zabija. Snajper likwiduje zagrożenie. Tak to jest nazywane, żeby nie zwariować. A i tak jesteśmy pod szczególnym obstrzałem psychologa. - Jak to wytłumaczyć komuś, kto nigdy nie był na wojnie, choć wykonuje podobny zawód.
Paweł się nie odzywał. Ponurym wzrokiem patrzył raz na jednego, raz na drugiego.
- Seba no co ty! - Adrian chyba jakoś chciał spróbować oczyścić przyciężką atmosferę. - Przecież to terroryści. Ich trzeba likwidować i z tego powodu to łatwe. Wróg, to wróg. - Powiedział co wiedział, pomyślałam.
Chwyciłam za klamkę, żeby opuścić pokój. Odwróciłam się jednak do chłopaków i powiedziałam. - Zabijanie innego człowieka nigdy nie jest łatwe. Terrorysta to terrorysta, to fakt. Tylko, że czasem ten terrorysta ma niewiele więcej, niż trzy lata i piękne, czarne oczy, między które musisz trafić. - Wyszłam...

Pojechaliśmy z Pawłem, w absolutnym milczeniu, na zatrzymanie jakiegoś dilera. O dziwnej porze, przecież było jeszcze dość wczesne rano, ale Stary przekazał, że teraz jest on osiągalny. Ok. Nie skupiałam się na drodze. Próbowałam w ogóle nie myśleć o niczym, zwłaszcza o temacie porannej rozmowy. Nie wspominać. Nagle Paweł zatrzymał samochód na środku drogi i mówi.
- Zaparkuj gdzieś, włącz koguty i czekaj na mnie, zaraz przyjdę. - Rzucił w moją stronę. Ocknęłam się. Drzwi kierowcy trzasnęły. Wysiadłam i wtedy do mnie dotarło gdzie jesteśmy. To tu handluje dragami Bolo. To jego jechaliśmy zatrzymać? No kurde no! Bolo jest niebezpieczny! Nieobliczalny! Jest zasada, ze na zatrzymanie idzie się we dwoje. Kurde Paweł no! Na dodatek miejsca parkingowe były zajęte, nawet igły nie wciśniesz. Dość długą chwilę zajęło mi manewrowanie samochodem. Zostawiłam go na bombach i ani przez myśl mi nie przeszło czekać na Pawła. Poszłam. Przecież jesteśmy teamem. Partnerami czy tego chce, czy nie! Nie odeszłam daleko od samochodu, gdy usłyszałam coś... Coś jakby strzał? No jasne, że strzał. Ktoś strzelał i to nie był pojedynczy dźwięk ale kilka różnych! Wa mać! Wróciłam do samochodu. Aga myśl! Co tu zrobić? Jeżeli strzelał Paweł, to za chwilę pewno wyjdzie. Może Bolo jest postrzelony. Ale jednak jak to Pawła Bolo postrzelił, to jak ja wejdę z bronią do środka, to wtedy Bolo wymierzy gnata w Pawła i będzie sytuacja patowa. Poddam się, żeby ratować partnera i z zatrzymania nici i jeszcze Bolo ucieknie i się schowa na amen. Wymyśliłam coś innego, pomyślałam, że pójdę va banqe i może się uda. Schowałam broń, odznakę do torebki, wczułam się w rolę (jak ja nie lubię do tego wracać), odczekałam chwilę, wzięłam głęboki oddech i poszłam.

- Cześć! - Rzuciłam we wnętrze wypożyczalni kaset video, bo taką przykrywkę wymyślił sobie swego czasu Bolo. Jego nie zauważyłam.
- Cześć! - Wyłonił się wychodząc z zaplecza. Nie chciałam się zbytnio rozglądać ale Pawła nie zauważyłam.
- Bolo! Kopę lat! Miałam nadzieję, ze jeszcze tu jesteś. - Uśmiechnęłam się najbardziej naiwnie jak umiałam.
- No sie ma! - Miałam wrażenie, ze on ma nerwy ze stali. Nawet mu tzw. powieka nie drgnęła. Podszedł do mnie, objął i poczułam, ze odruchowo obmacuje, szukając czegoś podejrzanego, np. gnata.
- Masz coś? - Rzuciłam od razu, żeby przejść do tematu, żeby aby się nie domyślił co ja tu robię. Trzymałam nerwy na wodzy, starałam się mieć głos spokojny, wręcz flegmatyczny.
- Czego ci potrzeba? - Bolo zajarzył temat. Idę w to, może się uda!
- Czegoś lajtowego, czego nie wykryje się na testach. - Zobaczymy przy okazji co nowego oferuje rynek.
- Bratek mam. - Jesu to jeszcze krąży po rynku, pomyślałam?
- No co ty! Bratek to dla szczyli, gimbazy. Coś mocniejszego ale nie do wykrycia. Ja muszę jeszcze dziś wrócić do roboty! - Ile je jeszcze będę udawać narkomana co?
- Kwokę ci mogę dać. Tylko to mam. - Powiedział Bolo. Byłam ciekawa czy mówi prawdę, czy mnie sprawdza.
- Kwokę można wykryć. - No przynajmniej tak było, z tego co pamiętam.
- Ale nie nową Kwokę. Udoskonalona. Żadnym testem nie wykryjesz po trzech godzinach od zażycia. Gwarantowane. No chyba, że wcześniej używałaś czystej koki, no to się nałoży. Ale jak nie, to spoko. - Cały czas utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Ja też cały czas nasłuchiwałam czy gdzieś nie słychać aby odgłosu życia Pawła.
- Daj cokolwiek, bo już nie daję rady w tej robocie a ile można jechać na kawie. - Zamówiłam i co dalej?
- A na weekend czasem nie chcesz czegoś mocniejszego? - W Bolu obudziła się żyłka handlowca. Chwycił klienta na głodzie i idzie na całość.
- No nie wiem... - Zaczęłam się wahać. Żeby się nie domyślił po co tu jestem i żeby poudawać naiwną blondynkę. Blondynkę w ciągu.
- Masz wolne? Masz ciężką robotę? No to weekend dobry czas, żeby się zrelaksować. - Ciągnął sprzedaż. - Dam ci nowość. Odlot bez skutków ubocznych. - O mało co nie parsknęłam mu śmiechem w te parszywe oczka. Nie ma prochów bez skutków ubocznych. Stary tekst dilerów, żeby uzależnić swojego klienta.
- Kurde wyczułeś mnie. - Powiedziałam, żeby uśpić jego czujność. - Dawaj. Ale, żeby było dobre! Żadne kręcone śmieci. - No już wierzę, że będzie uczciwy! Pęknę ze śmiechu!
- No jasne, żadnych śmieci. Bierz i dobrze schowaj. - Podał mi dwa zawiniątka. - Tylko nie pomyl. - Bolo raczej mi uwierzył, że naprawdę potrzebuję dragów. To chyba tylko dlatego, że mnie znał, jako ostrą zawodniczkę i że starał się zachowywać, jakby naprawdę były mi one potrzebne. Rozbiegany wzrok, uciekający, drżenie rąk, które starałam się "nieporadnie" powstrzymywać, szybki oddech itp.
- Ile kasy ci wiszę? - Zapytałam. Sięgnęłam do torebki, że niby chcę wyciągnąć kasę.
- No jak dla ciebie... - Bolo taksował mnie wzrokiem. Ten facet naprawdę nie ma nerw. Co z Pawłem?! - Jak dla ciebie to 60 zyla i jeden szybki numerek. - To było coś w rodzaju komplementu. Bóg mi świadkiem - nawet w najcięższych czasach nie dawałam dupy za dragi! Tu cię mam! Zemsta jest słodka! Sięgnęłam do torebki.
- Kurwa no co ty! Popierdoliło cię suko?! - Pistolet wymierzony między oczy zawsze działał na przeciwnika.
- Tak! Wiesz przecież, ze ja zawsze byłam nieobliczalna. - Powiedziałam powoli, patrząc mu prosto w oczy i odbezpieczając broń. - Na ziemię! Kurwa już! - Podniosłam głos.
Bolo grzecznie się położył na środku wypożyczalni.
- Nogi szeroko, ręce na głowę. - Stałam cały czas w niego celując. Teraz mogłam się dokładniej rozglądnąć. Pawła na pewno nie było. Zaplecze!
- Grzecznie. Ręce. - Wiedział co robić. Skułam go. Pochyliłam się nad nim. Wyciągnęłam blachę. - Witam! Gdzie mój partner? Gadaj, bo cię zastrzelę podczas próby ucieczki. - Postraszyłam, bo napięcie i niepokój zaczęły u mnie wzrastać.
- Policyjna sucz, ja pierdolę. - Bolo pluł se w brodę, ze dał się podejść.
- Grzeczniej proszę. Gdzie? - Krzyknęłam i nadepnęłam go na nerki. Obcasem.
- Tam. - Warknął.
- Leżysz. Grzecznie! - Rzuciłam w jego kierunku.
Pobiegłam gdzie wskazał, czyli na zaplecze.
- Jesu Paweł! - Znalazłam go. Zakrwawiony leżał na zapleczu. Ręce skute. Pod okiem siniak. Dotknęłam jego szyi. Puls...

środa, 24 maja 2017

S & D & RR. cd. 6.

Tak koszmarnego dnia to już od dawna nie miałam...

Poszłam do roboty niewyspana. Przez całą noc śnili mi się raz Łukasz, raz Paweł... Naprawdę mam niefarta do tego faceta. Powoli zaczynam żałować, że wróciłam do firmy. Może powinnam się przenieść ale szkoda mi tego miejsca, bo i pozostałe towarzystwo jest super, i mam niedaleko do domu.  Z jednej strony mam uczucie, ze Paweł mnie nie cierpi ale za to z drugiej coś mnie do niego ciągnie. Nie wiem czy jego do mnie też, oprócz tego jednego razu. Tamtego wieczoru, który nie powinien się stać. Mam nadzieję, ze nie zapłacę za tamten błąd. Choć muszę przyznać, że to mi uświadomiło jak bardzo brakuje mi seksu. Że powoli zaczynam wracać do życia, zaczynają się budzić we mnie instynkty. Że samotność zaczyna mi dokuczać...

Weszłam do pokoju w którym mieliśmy ekspres do kawy. Oczywiście, jak zwykle, nikt nie zrobił kawy, każdy czekał na pierwszego jelenia, któremu zechce się nastawić ja dla wszystkich. Jak zwykle to ja miałam to szczęście, że nie mogłam bez kawy żyć i to ja ja szykowałam dla wszystkich. Chłopaki już siedzieli. Cały poranek był jakiś taki niemrawy...
- Cześć chłopaki. - Powiedziałam półgębkiem.
- Cześć... - Niemrawo odpowiedzieli Paweł i Sebastian. Adika, mojego partnera, na razie nie było.
Nastawiłam cały ekspres kawy i niecierpliwością czekałam aż kawa się przesączy. Nalałam sobie do kubka. Piłam na stojąco, nie chciało mi się na razie siadać.
- Cześć wiara! - Adik wpadł spóźniony.
- Cześć... - Odpowiedział mu niemrawy trójgłos.
- Aga! Masz pozdrowienia! - Poweekendowy Adi miał jednak więcej energii niż pozostali.
- Dziękuję! - Odpowiedziałam. - Od kogo?
- A mamy wspólnych znajomych, się okazało. - Rozgadał się zwykle milczący i małomówny Adi. - Pozdrawia cię Wojtek... Wojtek... Szczęch? - Adi najwyraźniej zapomniał nazwiska. Ja natomiast skojarzyłam z tym tylko jedno nazwisko.
- Wojtek Szczęsny? Wrócił? Cały i zdrowy? - Ucieszyłabym się, gdyby to był on. Że udało mu się wrócić w całości. Fajny był gość i kolega z Wojtka.
- Tak! Szczęsny, jak ten znany! - Ucieszył się Adi. - Cały i zdrowy.
- To jak go znów zobaczysz, to też go pozdrów. - Ucieszyłam się.
- Chłopaki ale wiecie co? Ten Wojtek mi powiedział, że. - Adi odwrócił się do mnie. - Dlaczego nie powiedziałaś, ze byłaś w wojsku i wyjechałaś na misję pokojową? - Zapytał mnie Adi.
- No jakoś się nie zgadało. - Odpowiedziałam, bo nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.
- W wojsku? - Nie dowierzał  Sebastian. - Kim tam mogłaś być? Sanitariuszką? - Zażartował nasz prześmiewca Sebastian.
- Nie, chłopaki! - Zaprotestował Adi. - Aga była snajperem! - Te słowa Adika wywołały poruszenie. - Wojtek mówił, że Aga uratowała pół oddziału a jak dostała w brzuch i rozpłatało ją na pół, to najpierw się zszyła, potem oddała swoje opatrunki chłopakom a potem ich ratowała. - No to wypalił z grubej rury. Musiał ten Adi być na tym spotkaniu, ze tak powiem, z lekka nietrzeźwy, sooro tak zapamiętał tę opowieść. Na słowa o rozpłatanym brzuchu wreszcie głowę podniósł Paweł i spojrzał wymownie na mnie.
- No coś chyba ktoś przekoloryzował. - Zaśmiałam się. - To było trochę inaczej.
- Ale snajperem byłaś? - Dopytywał Sebastian.
- No tak. Takie było moje zadanie. Wtedy snajper miał ochraniać konwoje z pomocą pokojową i to właśnie robiłam. A wtedy co opowiadał Wojtek, to właśnie wracaliśmy w dwa wozy do bazy. No i pierwszy z nich najechał na minę.
- Naprawdę sama się zszyłaś? - Dopytywał Sebastian. - Naprawdę masz szramę na brzuchu co się sama zszyłaś czy to bujda? - Dociekał Seba.
- Ma. Widziałem. - Odezwał się Paweł. Chłopaki spojrzeli na niego. Raczej nie wiedzieli skąd on o niej wie.
- To nie było zszywanie. - Odpowiedziałam szybko, żeby odwrócić ich uwagę. Ich głowy latały jak na meczu tenisa. - Mieliśmy na wyposażeniu takie coś jak taker tapicerski. Takie zszywki, którymi się łapało brzegi ramy i zszywało. Była zasada, że najpierw się ratuje siebie, żeby potem móc ratować innych. Bo jak siebie nie uratujesz, to już nikt tych innych nie uratuje. I to właśnie zrobiłam. I tyle.
- Wojtek jeszcze mówił, że to wtedy zginął twój... - Jednak doszliśmy do momentu, który nadal bolał... Urwałam szybko tę opowieść Adika.
- Tak. Wtedy zginął Łukasz. I kropka. - Spojrzałam na niego mrożącym spojrzeniem, żeby zrozumiał, że nie ma kontynuować tego tematu. Na szczęście w tym właśnie momencie wszedł Stary.
- No! Tuście się ukryli! A ja was szukam po całym wydziale. Do roboty! Dzisiaj zamieniacie się parami. Adi i Seba idą razem a Aga idzie z Pawłem. No już! Do roboty! - Pogonił nas Stary.

Ale ten fatalny dzień się jeszcze nie skończył...