środa, 5 lutego 2020

Wojna damsko - męska. 13.

                         Poszliśmy do mojego pokoju. Gdy tylko drzwi się za nami zamknęły, Paweł przycisnął mnie do nich i pocałował w szyję. Jesu jak ja to lubię. Jego ręce powędrowały pod suknię. Poczułam ciepłe dłonie na swojej pupie. Wsadził palce pod moje majtki. Ściągnął je. Jego usta odnalazły moje. Poczułam jak jego jęzor wędruje w moje usta. Zaczęłam go rozbierać. Lubię dotykać jego mocnego, ciepłego, nagiego ciała. Chciałam pozbawić go ubrania już, teraz. Moje dłonie powędrowały, żeby rozebrać jego spodnie. Paweł kontynuował całowanie mojej szyi. Jego sprawne palce rozpinały tył mojej sukni. Jeszcze chwila a spadnie spektakularnie na podłogę. Tak jak jego spodnie. Pozbywszy się odzieży wylądowaliśmy wreszcie w łóżku. To znaczy ja wylądowałam a Paweł klęknął przed nim i zaczął całować wewnętrzną stronę moich ud. Całował, pieścił. Aż doszedł do mojego wzgórka. Poczułam, że robię się aż nadto mokra. Jednak Paweł nie wsadził mi do mojej gorącej szparki ani języka, ani palców. Zajął się ssaniem moich sutków. Wyprężyłam się w łuk. Paweł spojrzał w moje oczy sprawdzając czy jestem dostatecznie rozgrzana, żeby wtargnąć w moje wnętrze. - Tak, Paweł, chodź! - Jęknęłam. Rozchylił moje uda. Włożył ręce pod moją pupę i poprawiając moje ułożenie wszedł we mnie jednym ruchem. - Wreszcie! - Kochaliśmy się bardzo powoli i bardzo długo... Aż do wspólnego finału. Spełnienie przyszło ogromną falą. Przelało się przez całe moje ciało. Szarpnęło. Krzyknęłam z rozkoszy. Wspaniale jest się kochać z Pawłem. On też jęknął i opadł bez sił na łóżko...

                         Następnego dnia rano śniadanie jakoś późno się zaczęło. Wszyscy chcieli odespać imprezę. Ute nie było. Przy stole siedziała już babcia. Jedliśmy w milczeniu.
     - I co dzieci, wytańczyliście się wczoraj? - Babcia zagaiła rozmowę.
     - Tak, babciu. Bardzo udane były te twoje urodziny. Mnóstwo gości...
     - Hej, rodzinko! - Głos Ute doszedł nas od strony drzwi. - Mam dla was dobrą wiadomość! Przylecieliście w porę! Właśnie dziś w nocy przyszło na świat dwoje prześlicznych chłopców. Zdrowych.
     - Ale super wiadomość! - Ucieszyliśmy się wszyscy. Nawet babcia.
     - Ale mam jeszcze jedną niespodziankę. Zobaczcie kogo przyprowadziłem!
Odwróciliśmy się. Zamarłam.
     - Dzień dobry wszystkim. Mamo przepraszam, ale nie zdążyłem na wczoraj. - Ojciec wszedł do jadalni, podszedł do babci i pocałował ją w rękę.
     - Generał Kalczyński... To twój ojciec? - Paweł z niedowierzaniem szepnął mi do ucha.
     - Tak. - Warknęłam. Ojciec usiadł za stołem i wziął kromkę chleba.
     - No co ja widzę! Rodzinka w komplecie. Dobrze się składa, bo chciałem coś z wami omówić. - Aha chyba wiem co, pomyślałam... Ojciec wyciągnął z kieszeni telefon i czegoś w nim szukał.
     - A właściwie z tobą, córeczko. Co to ma być za popisówa? - Wyciągnął telefon z filmikiem w moją stronę. Tak jak myślałam, na nagraniu było moje "sławne" lądowanie...
    - To jest... - Zaczęłam ale ojciec mi przerwał.Wydawał się wkurzony.
     - To jest zwykła popisówa. Co ty wyprawiasz? Wiem, że miałaś wtedy pasażerów na pokładzie! Jak można tak ryzykować?
     - Nie będę się tłumaczyć, bo ty i tak wiesz lepiej. Ciekawe skąd o tym wiesz? Ute?
     - No co ja, no co... Ja tylko chciałem... - Ute nie potrafi kłamać. Nie potrafi się tez tłumaczyć...
     - Panie generale ja byłem tam na miejscu wtedy. Może lepiej zobaczy pan mój film. - Sęk w tym, że ojciec miał inne ujęcie filmu i nie było na nim widać całej grozy sytuacji. Paweł miał "najlepsze" ujęcie. Puścił swój film i dał telefon mojemu ojcu.
     - Co to ma być? Dlaczego? Co się stało. - Ojcem filmik wstrząsnął. - Jakim cudem straciłaś całe skrzydło statku?
     - Bo dostałam odłamkiem w silnik i potem tak się zadziało.
     - Jakim cudem dostałaś odłamkiem? Gdzie ty latasz?
     - Latam w siłach powietrznych Armii Kobiet na Ziemi. Wiozłam pasażerów do szpitala ale wleciałam w linię działań wojennych no i dostałam przypadkowym odłamkiem.
     - Kto normalny wlatuje w działania wojenne! - Ojciec wyraźnie się wkurzył. Ja starałam się zachować spokój.
     - Taką miałam wyznaczoną i zgłoszoną trasę i tego musiałam się trzymać.
     - To nie sprawdziłaś przed lotem jaką trasę wgrywasz?
     - Nie, bo to nawigator wgrywał trasę.
     - Jak to nawigator? Przecież za trasę odpowiada pilot!!!
     - Ale nie w siłach powietrznych Armii Kobiet na ziemi. Tam trasę wgrywa nawigator. A mój nawigator wgra trasy aktualne przed miesiącem.
     - Od kiedy takie zlecenia. To niedorzeczne! Kto to wprowadził? - Ojciec się wkurzył.
     - To ja ci powiem kto to wprowadził. Twoja pupilka Asia Wylężałek.
     - Ja pierdolę... Przepraszam mamo! To niedorzeczne. Dlaczego ty latasz na tej durnej wojnie na Ziemi? Dlaczego nie latasz w naszych siłach powietrznych? - Ha! Wiedziałam, że to pytanie padnie z ust ojca. Jak by to wszystko wtedy było łatwiejsze...
     - Nasze siły powietrzne nie chciały mnie przyjąć, bo mam z ledwością kategorię B na dyplomie...  - Spojrzałam ojcu głęboko w oczy.
     - Ty jej dałeś kategorię B? - Ute zrobił wielkie oczy. - Przecież ona od zawsze latała lepiej nawet niż ty!
     - Nie wypadało mi wtedy dać jej lepszej kategorii....
     - Tato... Jak mogłeś...
     - Agila przepraszam... Nie myślałem, że to poniesie za sobą takie konsekwencje...
     - Dobra tato. Nie cofniemy tego. Udało się, nic nam się nie stało.
     - Jak ci się udało wylądować? Wyłączyłaś wszystkie systemy?
     - Tak. Wyłączyłam i próbowałam utrzymać statek na kursie. Jakoś mi się to udało. Dopiero pod sam koniec włączyłam autopilota, żeby wyrzucił w odpowiednim momencie poduszki i jakoś się udało.
     - A co z pasażerami? Gdybyście się jednak rozwalili... Nawet nie chcę o tym myśleć.
     - Pasażerowie byli w kabinach, nic by im się nie stało w razie wypadku.
     - A ty dlaczego nie byłaś w kabinie? Trzeba było pozwolić spaść temu pojazdowi. Ten typ ma bardzo dobre zabezpieczenia kabin pasażerskich.
     - Bo...
     - Bo zabrakło dla niej miejsca. I tak musiała upychać pasażerów po dwoje w kabinach. - Do rozmowy wtrącił się Paweł.
     - Serio? Leciałaś przeładowanym szpitalem? - No tak - Ojca normy a realia ziemskiej floty to dwie bardzo różne rzeczy...
     - No niestety tak. Nie było wyjścia. I gdyby nie ta trasa, to wszystko by się udało.
     - A do wieży lotów zgłosiłaś, żeby do ciebie nie strzelano bo wieziesz szpital z dziećmi?
     - Oczywiście, że tak. Zgłosiłam. To był jakiś zbłąkany pocisk.
     - Aga w ogóle jest bardzo u nas znana, bo już kilkukrotnie była u nas w niewoli i kilka razy od nas uciekała...
     - To naprawdę duży szacunek dla ciebie córko, że nie straciłaś zimnej krwi i potrafiłaś wylądować. Spróbuję naprawić swój błąd w nadaniu ci kategorii B...
     - Ale tato, nie trzeba...
     - Trzeba córcia, trzeba...

No to przynajmniej z ojcem się pogodziłam...