wtorek, 20 sierpnia 2019

Wojna damsko - męska. 6.

Nie przyznałam się wam do czegoś ostatnio. Jakieś półtora miesiąca temu znalazłam w szufladzie Pawła ten odbiornik jakby, co miał zapisane ten dostęp mojego chipa do strefy zielonej. No to ja go sobie pożyczyłam, tak jakby, wykorzystałam moment jak Paweł był pijany i zmieniłam sobie dostęp na całość stref. Bo tam po prostu był lepszy towar i takie tam... To tak na marginesie.

Po pierwszym seksie z Pawłem przeniosłam się do niego a stałe. To znaczy do jego pokoju. Było cudownie...

- Aga! - Bo zapomniałem ci powiedzieć ale będzie kilka osób wieczorem.
- Dziś wieczorem? Na kolacji?
- Tak, dziś. Bo wiesz...ja mam dziś urodziny i po prawdzie co roku jest jakieś przyjęcie z tego powodu.
- A! Tak zawoalowane ale uświadamiasz mi, że trzeba by naszykować coś do poczęstunku... Na ile osób?
- Chyba z osiem. Muszę już iść. Mogę na ciebie liczyć? - I wyszedł.
- Jak zawsze. - Odpowiedziałam w pustą przestrzeń.

Kolacja przebiegła spokojnie. Kilku kolegów, brat Pawła z żoną, no i my. Trochę gadaliśmy, trochę jedliśmy, trochę piliśmy. Jak goście poszli włączyliśmy muzykę i zaczęliśmy tańczyć. Moje ręce zawędrowały na pupę Pawła. Jesu jakiż on miał seksowny tyłek. Było mi mało. Rozpięłam pasek i guzik i wsunęłam ręce w jego majty. Miał na pupie taki fajny w dotyku meszek...Ściągnęłam jego spodnie w dół. Tak jak myślałam, jego kutas wyskoczył ze spodni jak na sprężynie. I tak tańczyliśmy dalej.Paweł zadarł moją sukienkę, odsunął majtki  tak, na stojąco, wsadził mi gorącego kutasa do mokrej cipki. O kurde! Ten facet naprawdę miał kondycję. Wprawdzie wiem, że trenuje dość często ale... Nawet sama nie wie jak ale obrócił mnie tyłem do siebie i zaczął posuwać mocniej. Na stojąco. Trzymał mnie mocno za biodra i posuwał w rytm muzyki. Dwa szybkie, dwa powolne. I tak do końca. Miałam wrażenie, że jego wielgachny kutas przebije mnie na wylot. Fajnie! Nie potrafię tego zweryfikować ale on tak działa mocno na mnie... Czy to dopasowanie kutasa do cipki, czy mój dłuższy czas bez seksu?  A kogo to obchodzi! Najważniejsze, że było mi nieziemsko!!! A właściwie ziemsko, bo na Ziemi hihihi. Eksplozja mojej cipki nastąpiła znienacka ale była tak mocna. Pewno to kwestia pozycji. Pomimo ilości alkoholu jakoś nam to poszło sprawnie. Choć moja cipka eksplodowała szybciej i mocniej niż do tej pory. Paweł skończył niedługo po mnie ale zalał mnie taką ilością spermy, ze pociekła mi po nogach aż do kostek... Było cudownie!

Kilka dni po imprezie urodzinowej usłyszałam dzwonek do drzwi. I potem się zaczęło....................

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Wojna damsko - męska. 5.

       Tego dnia myślałam, że zwariuję, tak mi brakowało seksu...
        
        Po drodze Paweł zaprowadził mnie gdzieś, gdzie mnie, jak psa, zaczipowano.
- Aua! Co to jest? - Poczułam ukłucie, które dość mocno mnie zabolało.
- To jest chip.
- Jaki dać dostęp? - Zapytał pielęgniarz, który mnie chipował.
- Zielona strefa. Nie chcę ryzykować. - Mówiąc to Paweł przyłożył do jakiegoś urządzenia rękę. Potem schował je do kieszeni.
- Dobra, zapisano. Do widzenia!
- Do widzenia. - Odpowiedzieliśmy kucharzowi chórem. Wyszliśmy z gabinetu.
- Co to znaczy? - Wolałam Pawła dopytać.
- To znaczy, że jak opuścisz przypadkiem, bądź specjalnie, zieloną strefę, to po chwili chip się aktywuje i urwie ci głowę. Nie będę ryzykował, że mi uciekniesz.
No to się porobiło. Nadal mój status jeńca wojennego jest utrzymany w mocy. Doszliśmy do mieszkania Pawła.
- Zapamiętaj gdzie mieszkamy. Ja teraz muszę wyjść. Wrócę o 17:00 na obiad. Tu ci zostawiam kartę na zakupy. Kup też sobie jakieś ubrania. Komputer na stole w salonie jest niezahasłowany. Możesz z niego korzystać. Obiad ma być domowy. Nie po to płaciłem tyle forsy za ciebie, żeby nadal stołować się na mieście.
Wyszedł. Rozglądnęłam się po mieszkaniu. Tradycyjne, bez szału. Dwie sypialnie, salon, łazienka i kuchnia. Przedpokój. Jesu nie pamiętam, kiedy ostatnio gotowałam. Musze się postarać. To nie była moja codzienność w domu rodzinnym. Jestem inteligentna, mam internet, jakoś to ogarnę.
- Jednak było warto w ciebie zainwestować tę kasę. - Powiedział Paweł po powrocie, pałaszując obiad. Fakt, zrobiłam coś, co potrafię i wyszło mi to bardzo smacznie.

Trzy miesiące później...
Tego dnia myślałam, że zwariuję, tak mi brakowało seksu...
- Co się tak tłuczesz? Hałasujesz tymi garnkami aż sufit się trzęsie. - Paweł stanął w drzwiach kuchni. Ręce oparł na framudze.
- A nic. Zła jestem. - Cóż miałam mu powiedzieć. No chyba nie prawdę.
- Na co jesteś zła. - Drążył.
- Eeee. - Odburknęłam.
- No co. Gadaj. - Podszedł do mnie.
No dobra. Powiem mu. Niech wyrzucę to z siebie, to oczyści atmosferę.
- A bo chodzisz po mieszkaniu taki goły. Myślisz, że to na mnie nie działa? Że ja jestem bez serca?
- Ja goły? Przecież jestem grzecznie ubrany w ręcznik. Zawsze tak chodzę tylko po kąpieli. To ty chodzisz cały czas w tych kusych bluzeczkach. I w tych przykrótkich szortach. Myślisz, że na faceta takiego jak ja to nie działa?  Zobacz!
Spojrzałam tam, gdzie się zaczynał jego ręcznik. Fakt. Jego fiut stał na baczność.
- Nie myślałam o tym w ten sposób.
- No to teraz wiesz. Już trzy miesiące mam ten problem. I muszę z tym żyć. Wiedziałem, że będą kłopoty.
Nawet nie podejrzewałam, że tak na niego działam. Zaryzykować? Raz kozie śmierć.
- Jak można temu zaradzić? - Zapytałam spoglądając na niego spod półprzymkniętych powiek. Zagryzłam wargę.
- Nie rób tak, bo strasznie mnie to kręci. - Paweł podszedł do mnie i przeciągnął kciukiem po moich ustach.
Spojrzałam w górę, prosto w jego oczy. Przełknęłam dość głośno ślinę. Dotknęłam miejsca na brzuchu, gdzie zaczynał się, zamotany na jego biodrach, ręcznik.
- Nie nakręcaj się tak, bo jeszcze ci to spadnie. - Wsadziłam palec za ręcznik.
- Tak jak twoje ramiączko? - Nachylił się nade mną, zsunął ramię bluzki i pocałował mnie tam.
- Co ty robisz?
- Sprawdzam czy rzeczywiście nie masz serca. - Zaczął całować moje ramię w stronę szyi. Mój oddech się pogłębił. Chwyciłam jego ręcznik w garść. Paweł nie przestawał całować. Doszedł do płatka ucha.
- Oj!
- Zabolało? - Zapytał Paweł
- Oj nie. Ale chyba musimy sprawdzić czy nie ma nas w twojej sypialni. - W jego, bo on ma większe łóżko. Paweł chwycił mnie za całowaną rękę.
- Chodź. - Pociągnął mnie za sobą. Jego ręcznik został i w ręku.
- Ufffff. Co za widok... - Jakiż on miał piękny tyłek. W ogóle wyglądał jak młody bóg. W ubraniu tak to się nie rzucało w oczy. Weszliśmy. Paweł usiadł na łóżku i oparł się na łokciu. Pociągnął mnie na siebie. Siadłam na nim okrakiem. Wziął moją głowę w obie ręce i wreszcie mogłam poczuć jego usta. Ciepłe, wilgotne. Wysunął z nich swój język i wsadził mi go głęboko. Jego dotyk i smak to było niebo w gębie. Oddałam mu swój. Ręce Pawła mogły powędrować pod moją bluzkę. Nie wiem kiedy ale moje szorty zostały rozpięte, Poczułam na pośladkach Pawła ręce. Zsunął spodnie z mojej pupy. Bluzkę podciągnął do góry. Jako, że w domu nie nosiłam stanika, moje piersi znalazły się na wysokości Pawła ust. Sutki sterczące. Poczułam język Pawła na prawym z nich. Potrafił nim ruszać. Przeszył mnie dreszcz. Jak ja go chciałam! Paweł się podniósł i ułożył mnie pod sobą. Ściągnął do końca moje szorty. Klęknął między moimi udami. Rozchylił je. Całował to jedno udo, to drugie. Złożył mocny pocałunek na moim wzgórku. Nie kontrolowałam mojego oddechu, który był co raz bardziej urywany. Moje podbrzusze falowało w rytm jego dotyku. Nasze usta ponownie się spotkały. Poczułam jego męskość. Napalony był na maxa. Ale dobrze, że poszliśmy w tę grę wstępną. Poczułam ręce Pawła pod swoją pupą. Przytrzymał mnie za biodra i wtargnął swoją męskością wprost w moje ciepłe, chętne, wilgotne na maxa wnętrze.
- Ach!..........- Mój jęk wypełnił całą sypialnię. Mówił wszystko. Brakowało mi tego. Muszę się do tego szczerze przyznać. Ale tak dobrze, jak mi pasował kutas Pawła w cipce, to jeszcze nigdy nikt. To Paweł narzucił rytm posuwania. Kondycje miał niezmordowaną. Czułam, że wypełniał moją cipkę dokładnie i całą. Moja rozkosz szła w górę i w górę. Do szczytu, który by niebawem. Było mi tak dobrze, że nie potrafiłam myśleć, nie potrafiłam oddychać, nie potrafiłam się kontrolować. Ta jego męskość we mnie, nade mną. Dotykanie jego twardego ciała była drugą rozkoszą. I jego, i mój oddech był urywany. Co chwila się całowaliśmy, dotykaliśmy językami. Rytm był miarowy. W pewnym momencie Paweł przytrzymał moje biodra, pchnął kutasem kilka razy mocniej. Jęknęłam. Tak mocnego orgazmu i tak niespodziewanego nie miałam jeszcze nigdy! Sama poczułam falę przelewającą się przez moje wnętrze. Zaciskało się miarowo. Jeszcze kilka posunięć i poczułam jak zalewa mnie fala jego spermy. Uwielbiam ten stan. Dlatego nie lubię się kochać w prezerwatywach. Uwielbiam być zalewana spermą. Czuję się spełniona. Orgazm był tak mocny, że nie docierały do mnie żadne dźwięki. Opadłam bez sił na poduszki. Próbowałam złapać równy oddech. Paweł złożył ostatni pocałunek na moich ustach. Delikatnie wysunął się z mojego wnętrza. Opadł na poduszki obok mnie.
- Jesu jak bosko.  - Dotarły do mnie jego słowa. - Jakaś ty namiętna. Twoja cipka wyssała z mojego kutasa cała spermę. Kurde przepraszam ale zapomniałem się zabezpieczyć. Nie pomyślałem o gumce, taką miałem na ciebie ochotę.
- Dobra, spoko. Mam wkładkę. - Powinnam ją wymienić ale mam na to jeszcze chyba pół roku czasu, pomyślałam. Zasnęłam. Byłam wyczerpana na maxa ale szczęśliwa i zadowolona. Tego mi brakowało. Tej nocy kochaliśmy się jeszcze dwa razy. I poszło to lawinowo...

sobota, 17 sierpnia 2019

Wojna damsko - męska. 4.

        Wróciłyśmy jako bohaterki. Melisa dotrzymała słowa. Przeniosła mnie z pilota działań wojennych na pilotowanie statków transportujących pacjentów szpitalnych.

- Aga jutro lecisz do Szałszy. - Moja dowódczyni przekazywała mi polecenia dotyczące jutrzejszego lotu.
- A z kim? - Chciałam dopytać ale właściwie było to bez różnicy, Prawie.
- Lecicie razem z ........ - Bożenna nie pamiętała. Sprawdziła. - Lecisz z Marzeną.
- Kur.... - Zaklęłam cicho. Nie lubiłam latać z Marzeną. Zawsze podczas wspólnych naszych wypraw coś się działo nieprzewidywanego.
- No co? Nie mam dzisiaj innego nawigatora. - Bożenna nie widziała w tym coś niczego złego.
- No wiem. Mało ich tak jak pilotów. Tylko ona jest mało doświadczona. - Nie chciałam gadać jak jest naprawdę, żeby nie robić młodej koło dupy, ale Marzena miała swoją robotę głęboko gdzieś i nie dokładała się do tego. - Mam nadzieję, że jakoś damy radę.

        Spakowałam wszystkich do pojazdu. Dziewczyn było 6, w wieku od 7 lat do 14. Do tego Marzena i ja. Nasz pojazd był z lekka przeładowany. Jak zwykle.
- Marzena masz aktualne mapy? - Zapytałam mojego nawigatora raczej retorycznie. I tak nie miałam na to wpływu. Generał Armii Kobiet Ziemi swojego czasu wymyśliła, że trzeba rozdzielić obowiązki i od teraz to nie pilot jest odpowiedzialny za trasę i mapy, tylko nawigator. Durne to było ale rozkaz to rozkaz.
- Aktualne nie martw się. - Zbyła mnie Marzena.
- To dobrze. Wgraj. Lecimy. Dziewczynki! - Zakrzyknęłam do moich pasażerek. - Na miejsca, zapiąć pasy. Startujemy!
         Ruszyłyśmy. Przez prawie całą podróż było w miarę nudno. Dziewczynki były grzeczne. Leciały ze szpitala do sanatorium. Nagle!
- Co to było? - Zapytałam Marzeny.
- Nie wiem, a co? - Marzena ziewnęła.
- Komputer co to było? - Olałam ją. Wolałam w tym momencie zaufać aparaturze niż jej. Dźwięk mnie zaniepokoił. Usłyszałam ten śmieszny dźwięk komputera ojego pojazdu.
- To był wystrzał. - Beznamiętnie oznajmił robot.
- Jaki wystrzał? Doprecyzuj. - Jesu krew mi się zagotowała. Czyżby mnie mój słuch nie mylił i to dźwięk o którym myślę!?
- Wystrzał działa przeciwlotniczego. - Oznajmił jakby nigdy nic.
- Komputer. Podaj mi na ekran naszą trasę i przebieg frontu, nakładając na siebie. Obraz który zobaczyłam dla odmiany zmroził mnie!
- Marzena! Kiedy wgrywałaś trasy? O której?
- No jak to kiedy? Jakiś miesiąc temu.... - Ziewnęła. Ja ja chyba zatłukę!
- Miesiąc?! Miesiąc?!!! Czyś ty zwariowała?! Patrz!!! - Obróciłam ekran z trasami w jej kierunku. Nasza trasa lotu prawie dokładnie pokrywała się z linią frontu.
- Ale co to znaczy?
- To znaczy, że przez twoją niekompetencję lecimy prosto w paszczę wroga rozumiesz?! - Miałam ochotę naprawdę ją udusić.
- Dziewczynki. - Zawołałam głośniej. - Proszę do swoich kabin. Będzie trochę trzęsło. - Zawołałam do pasażerów. Wolałam ich zabezpieczyć na wszelki wypadek. Odgłosy wystrzałów było słychać co raz bardziej wyraźnie. - Marzena ty idź do kabiny razem z Lidzią. Ona jest najmniejsza, zmieścicie się razem.
- Ale... No co ty. Pomogę ci. - Chyba do niej dotarło co zrobiła i w jakiej ciemnej dupie jesteśmy.
- Nie. Dam sobie radę. Idź. - Poszła. - Komputer włącz hibernację kabin jak już wszyscy się położą. - Wiedziałam, że w razie wypadku nic im się nie stanie. Przynajmniej im....

- Wieża. Jesteśmy statkiem szpitalnym. Proszę wstrzymajcie ostrzał. - Miałam cichą nadzieję, że ktoś usłyszy, uwierzy i uda nam się przelecieć bezpiecznie.
- Tu wieża. Powtórz. - Kurde no.
- Wieża mam na pokładzie dziewczynki w wieku od 7 lat do 14. Transportuję je do sanatorium. Prosimy zaprzestać działań.
- Tu wieża. Sprawdzimy. - Służbiści. A czas leci...
- Pospieszcie się! - Jesu przecież nie zmienię trasy, bo pomyślą, że uciekam i wtedy zestrzelą mnie na bank.
- Tu wieża. Prośba zgłoszona. Musisz się zastosować do naszych poleceń.
- Oczywiście. Jakie to polecenia.
- Nie zmieniaj trasy, którą zgłosiłaś. Za pieć minut masz lądowisko. Musisz na nim wylądować i się poddać.
- Oczywiście. Za pięć minut ląduję i oddaję się w wasze ręce. Tylko proszę nie robić krzywdy moim pasażerom. Błagam.
- Pasażerów sprawdzi nasz lekarz. Pójdą do szpitala na kontrolę. Ty tylko grzecznie wyląduj a ręce zostaw na pulpicie jak wejdą na pokład nasi ludzie.
- Dobrze. Widzę pas startowy lądowiska. Schodzę do lądowania.
         Nagle!
- Wieża co to? - Zmartwiałam.
- Dostałaś odłamkiem w lewy silnik. Zapalił się.
        Tyle to ja też wiedziałam. Niespodziewanym przypadkiem dostałam odłamkiem w lewy silnik. Zapalił się a systemy alarmowe go ugasiły. Wtem poczułam wstrząs. Alarm zaczął wyć i wiedziałam, że jestem rzeczywiście w czarnej dupie! Silnik odleciał razem z lewym skrzydłem. Ja pierdolę!
- Komputer wyłącz alarm i autopilota!
- Tu komputer. Wyłączyć alarm i autopilota. Potwierdź.
- Potwierdzam! Wyłącz. - Wyłączył. - Ulga na sekundę, bo przestało mi wyć nad głową. Mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Zaczęłam lecieć intuicyjnie. Pełna moc pozostałym silnikiem i hamowanie. Klapy opuszczone. Zmiana pułapu. Jak mój pojazd rozwali się jak najniżej nad ziemią, to moi pasażerowie będą mieli większe szanse wyjść z tego bez szwanku. Max i hamowanie. Dosłownie sekundy dzieliły mnie od rozwalenia się.... Jak byłam dosłownie parę metrów nad ziemią...
- Komputer włącz autopilota. - Miałam nadzieję, że autopilot włączy w odpowiednim czasie systemy awaryjne, poduszki do lądowania, zacznie schładzać pojazd, żeby jakoś wylądować. Alarm nad głową zaczął wyć ze zdwojoną siłą...Prędkość była ok. Jakimś cudem leciałam prawie w środek startowego... Poczułam uderzenie.Odruchowo zamknęłam oczy..........

       Ocknęłam się, jak dotarły do mnie głosy ludzkie. Weszli na pokład. Przypomniało mi się, że ręce mam mieć na pulpicie. Czekałam.
-Żyjesz? Wszystko ok? - Ich dowódca podszedł do mnie.
- Tak.Ok. Co z moimi pasażerami?
- Wydaje się, że wszystko w porządku.
- Komputer jak kabiny pasażerów? Wszystko całe? - Musiałam się upewnić.
- Tu komputer. Wszystko jest w porządku. Pasażerowie zahibernowani. - Ulżyło mi. Jakimś cudem udało nam się wylądować.
- Komputer obudź wszystkich.
-Ty jesteś pilotem tak? Wstań. - Przywódca chciał nas wreszcie stąd zabrać. - Muszę cię zakuć czy pójdziesz spokojnie?
- Pójdę spokojnie. - Chciałam wreszcie dotknąć nogami ziemi.Przywódca spojrzał mi w oczy. - Gratuluję lądowania. Podziwiam umiejętności. Nie będę cię zakuwał.
- Dziękuję. Zadbajcie tylko o moje pasażerki. To dzieci ze szpitala.
- Nie martw się. Teraz zaprowadzę cię do mojego przełożonego.

        Z dziewczynkami było wszystko ok. Za to ja miałam mieć przerąbane, jak się później okazało.
- Siadaj. Sprawdzimy ktoś ty. - Ten ktoś, do kogo mnie zaprowadzono, nie był zbytnio miły. - Daj tu rękę. Musimy cie przeskanować.
Włożyłam rękę w maszynę. Ciekawe co im tam wyjdzie.
- No! A cóż my tu mamy! Nasza uciekinierka! - Oj zapomniałam, że oni mogą to mieć przecież w bazie. Tę naszą ucieczkę z niewoli z Melisą. Kurde. Przesłuchujący mnie wybrał kilka ze swoich kontaktów.
- Chłopaki. Mam tu ciekawy okaz. Zabawimy się. - Zmroził mnie jego głos. - Czekam na was pięć minut.
        Po około pięciu minutach zjawiło się pięciu facetów. Jeden przystojniejszy od drugiego.
- Chłopaki mamy tu ciekawy okaz. Widzieliście to lądowanie. A okazało się, że to nasza sławna uciekinierka. Ty Paweł coś możesz o tym powiedzieć. - Rozrechotał się. Spojrzałam za jego wzrokiem i zamarłam. Poznałam tego faceta. To był ten, który wtedy, jak uciekałam z Melisą, chciał nas zatrzymać. Ten, który wymierzył swoją broń we mnie, i którego zrzuciłam z dziobu pojazdu, który im ukradłam. Fuck!
- Należy się jej kolonia karna. Ja jednak mam pomysł. Zabawimy się! Który z was da więcej kasy, to może zadecydować o jej losie. Może wziąć ją jako gosposię, może wysłąć do koloni karnej. Proszę, kto da więcej! Licytujemy.
      Farsa jak boga kocham! Zaczęli się przegadywać. Ten da 50, tamten 100 tej ich waluty. Próbowałam przeliczyć ile to jest na nasze. Kurde. Dużo. Cena doszła do 1000. Wtem ten Paweł spojrzał się na mnie a potem gada do tego gnoja. - Dobra kończmy to. Daję 2000 i mam głos decydujący. Finał.
     Wkurzyłam się. Licytują jak kiedyś niewolnika na targu. I co?! Ktoś ma decydować o moim losie?! Niedoczekanie! Nie chciałam naruszać swoich pieniędzy, żeby rodzina nie wiedziała gdzie jestem ale teraz sytuacja była poważna. Nie pozwolę sobie na to!
- Ja sama dam 2000. Nie chcę być na czyjejś łasce! - Ten Paweł zmroził mnie wzrokiem. Dowódca się uśmiechnął.
- Tak? Ciekawe. Co ty Paweł na to? - Zapytał z przekąsem.
- No chyba jej nie wierzysz, że ona tyle ma. Potwierdzam swoją propozycję. 2000.
- Widzę, że ci zależy. Dasz 4000 i kończymy. - Przeraziłam się. To była naprawdę ogromna kwota. Co on chce, żebym jak robiła za taką sumę!? Pierdolę!
- Dam ale kończmy te farsę. Spieszę się! - Reszta facetów machnęła rękoma i zaczęli odchodzić. Zmartwiłam się na maxa. Muszę coś wymyślić, żeby się z tego wymiśkować. Obaj faceci porobili coś na tablecie, podejrzewam, że forsa została przelana z konta na konto. Co teraz?...
- Pakuj się, idziemy. - Ten Paweł do mnie. - Muszę cię zakuć czy pójdziesz spokojnie.
- Pójdę spokojnie. - Nie miałam już siły, żeby się rzucać. Wymyślę coś potem, jak Scarlet O`Hara. Intensywny był ten dzień dzisiejszy w emocje.
- To dobrze, bo za ten wyczyn należy ci się medal a nie kajdanki. Nie chciałbym ci tego robić...
Poszliśmy.

A o tym czy z ciachem Pawłem było cokolwiek, czy ktoś kogoś wykorzystał i dlaczego zapłacił on za mnie taką! kasę i co ode mnie za to w zamian chciał, to w następnych odcinkach....

Wojna damsko - męska. 3.

        No i tak znalazłyśmy się z Melisą w niewoli u facetów. Nie była to jeszcze kolonia karna na szczęście. Nie było nam źle. Karmili nas, wypuszczali na powietrze, spało się spokojnie. Tylko ten bezruch mnie dobijał. No i jeszcze nigdy tak długo nie miałam abstynencji od seksu pomimo, że facetów było od groma! Nudziło się nam. A było nas tam sześć dziewcząt. Każda z nas była aresztowana przez facetów z innego powodu. No i żadnej z nas nie chcieli wypuścić. Melisa wróciła z rozmów.
- No i? - Byłam ciekawa jak poszło i czy faktycznie zależało facetom na wymianie Melisy na jednego z nich.
- No i stanęło na tym, że dziewczyny nie chcą wypuścić tego ich niby generała. Chcą, żeby wypuścili nas obie. Przecież u nas jest ciągły brak pilotów.
- No fakt. Ale czy wypuszczenie tego ich generała jest warte nas obu? Jesu jak mnie dobija to bezczynne siedzenie. Dziewczyny! Zróbmy coś!
- Ale co? - Moje współtowarzyszki były tu już chyba za długo i wpadły w marazm.
- No nie wiem co. Ale coś trzeba zrobić! - Starałam się je jakoś zachęcić, zaangażować. No przecież trzeba było chociaż spróbować coś zrobić...
Zapadła cisza... Chyba trafiłam do nich bo wydawało się, że zaczęły kombinować.
- Bo ja zauważyłam, że tam stoi jakiś pojazd, ja się nie znam, wydaje się, że nikt go nie pilnuje. - Odezwała się po chwili Karolina. To była jakaś myśl.
- To trzeba to sprawdzić. - Poderwała się do góry. Nawet gdyby nie wyszło, to to lepsze, niż siedzieć i gnuśnieć.
       Poszłam z Karoliną sprawdzić co ona zauważyła. Nie brałyśmy nikogo więcej z sobą, żeby nikt nie zauważył, że coś się dzieje. Fakt, raczej byłyśmy lekceważone i dosyć mało pilnowane. To był dla nas plus. Doszłyśmy na sam kraj pola startowego. Karolina miała rację - stał tam całkiem spory pojazd, który z cała pewnością mógł pomieścić nas wszystkie. Teraz tylko należało sprawdzić czy jest sprawny i czy można nim niepostrzeżenie odlecieć. Choć słowo niepostrzeżenie było tu raczej nie na miejscu. Chodziłam tam kilka razy. Sama. Nie chciałam, żeby ktoś się zorientował. Pojazd wydawał się w pełni sprawny. Postanowiłyśmy uciec. Teraz tylko należało wymyślić jak i kiedy. Ryzyk fizyk - raz kozie śmierć. To i tak było lepsze niż ten marazm i siedzenie. Nasze dowództwo jakoś nie mogło się nadal dogadać co do wymiany jeńców.
          No i nadszedł ten dzień. Pojedynczo i niepostrzeżenie starałyśmy się przedostać do pojazdu. Ja wchodziłam jako ostatnia.
- Wszyscy na miejscach? - Zapytałam. - To zapiąć pasy. Nie przeciągajmy tego. Ruszamy do domu.
        Podniosłam pojazd chyba z pół metra nad poziom. Usłyszałam i poczułam, że coś spadło nam na dziób. Ten model niestety był taki, że dziób był jakby płaski, mało opływowy. Dziewczyny jęknęły ze strachu. Spojrzałam przez przednią szybę.
- Kurwa mać. - Zaklęłam cicho. - Ja pierdolę. Teraz? - Wszyscy zamarli. Na dziobie stał facet. Z wymierzonym we mnie karabinem.
- Pojazd w dół. - Usłyszałam zza szyby. Wzrok tego faceta po prostu miał mnie zamrozić.
- Wszyscy zapięci? - Zapytałam szeptem. - Tak. - Usłyszałam potwierdzenie. - To uwaga. - Musiałam działać w miarę szybko. To była nasza jedyna szansa wyrwać się stąd i ja nie chciałam nas jej pozbawiać Trzeba było zaryzykować. Facet przeładował broń.
- Siadaj! Natychmiast! - Był stanowczy. Kalkulowałam czy faktycznie strzeli. Celownik czułam na swoim czole. Chciał, żebym wylądowała ponownie a ja wiedziałam, że jak będę dłużej czekać, to zlecą się jego kolesie i wtedy mamy przechlapane. Nie mogłam na to pozwolić. Zaryzykuję.... Wykonałam nagły przechył w prawo. Facet upadł na dziób. Broń wypadła mu z ręki. Przechyliłam pojazd jeszcze bardziej w prawo. Spadł!
- Komputer czy człowiek na ziemi jest w bezpiecznej odległości?
- Komputer. Potwierdzam. - Uf! Facet spadł ale tak, że nie było ryzyka, że podczas wylotu stanie mu się krzywda. Nie chciałam ryzykować czyimś zdrowiem i życiem, nawet wroga.
- Komputer pełna moc! - Ruszyłyśmy. Wreszcie. Nie powinni nas dogonić! Wracamy do domu... To znaczy na Ziemię.
     Po fakcie dowiedziałam się, że facet przeżył, nic mu się nie stało, zdążył włączyć alarm i blokadę wrót. Natomiast nigdy się nie dowiedziałam dlaczego nikt nie zabezpieczył tego pojazdu, dlaczego wrota były otwarte. Zamknęły się dopiero potem, urywając nam śmigiełko z ogona ale na szczęście nie miało to żadnego wpływu na nasze bezpieczeństwo lotu. Wróciłyśmy do domu...