poniedziałek, 3 czerwca 2019

Wojna damsko - męska. 2.

              My, pilotki wojskowe (jak to brzmi!), byłyśmy elitą na tej wojnie. Tam  rozgrywały się działania wojenne a my w czasie wolnym odwiedzałyśmy kantynę. Tradycyjne miejsce z jedzeniem i alkoholem. Gdy weszłam tam pierwszy raz, bardzo się zdziwiłam. To było miejsce, gdzie kobiety były obsługiwane przez facetów. Byli to jeńcy wojenni, którym bardzo pasowała ta niewola. Korzyść była obopólna. Wszyscy byliśmy młodzi. I my i oni. Z potrzebami. W pierwszej chwili nie chciałam z tego korzystać. Jakoś nie mieściło mi się to w głowie. Ale po czasie i moje potrzeby seksualne wzięły górę. Zauważyłam, że szczególnie jeden z kelnerów jakoś tak zwraca moją uwagę. Ich usługi były bezpłatne. Oni mieli dach nad głową, jedzenie i nie siedzieli w obozie jenieckim. Nikt ich do tego nie zmuszał. Raczej byli chętni. Mój pierwszy raz wyglądał tam następująco: Dotknęłam ręki kelnera, gdy przynosił nam drinki. Był to "sekretny" gest świadczący o tym, że chcemy iść z nim do pokoju na górze. Poszliśmy. Facet wiedział o co chodzi. Zdarzało mi się też, że nie miałam czasu na dłuższą zabawę i od progu informowałam go, że chcę tylko szybkiego numerku. Dostosowywali się bez większych problemów. Tamtego razu tuż za progiem facet zaczął mnie rozbierać. Miał delikatne, ciepłe ręce.Nie zauważyłam, jak sam się też rozebrał. Wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Na szczęście nie usiłował całować mnie w usta. Za to pocałunkami pokrył chyba całe moje ciało. Trzeba przyznać, wiedział co ma robić. Delikatnie ssał moje sutki. Sterczące na maksa. Jego ręce przesuwały się po moim całym ciele. Po karku, po włosach. Zaczął gładzić mnie po udach. Całować. Moje napięcie zaczęło sięgać zenitu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo brakowało mi seksu. Poczułam na kroczu jego oddech. Delikatnie rozchylił płatki moich warg sromowych. Złożył tam pocałunek. Prawie odleciałam. Poczułam ssanie na łechtaczce. Jeżeli on nie przestanie, to zaraz dojdę! Mój oddech był urywany. Chwyciłam go za włosy, żeby oderwać go od mojej łechtaczki. W końcu przecież wolałabym spełnienia poprzez wsadzenie gorącego, twardego kutasa do cipki. Pomogło. Wyszedł spomiędzy moich ud. Chwila wytchnienia. Usyszałam rozdzieranie opakowania prezerwatywy. Wreszcie.
- Chcesz go już? - Jesu po co on pyta, pomyślałam.
- Tak! - Westchnęłam. - Już!
Facet nade mną. Jakie to zapomniane ale miłe uczucie. Facet przytrzymał moją pupę. Poczułam twarde coś na wejściu pochwy. Posunęłam biodra w tym kierunku. Facet zareagował prawidłowo. Ruszył w moim kierunku. Wszedł. Cały. Ach! Wreszcie. Jak mi tego brakowało... Jego ruchy były mocne. Szybkie. Wypełniał mnie całą. Poprzedzające stosunek rozbudzenie doprowadziło do tego, że doszłam w mgnieniu oka. Moim ciałem wstrząsały, że się tam wyrażę, bo to celne, spazmy rozkoszy. Oddech stał się urywany. Brakowało mi tchu. Orgazm nadszedł niespodziewanie i był ogromny! Nie wiedziałam, że jestem tego taka głodna! Super! Potem jeszcze nie raz korzystałam z usług tych facetów....

 - Wieża możesz mi sprawdzić co za pojazd leci za mną. Lot 4056. - Od dłuższej chwili leciał za nami jakiś pojazd. Może był to przypadek ale ja, mając na myśli bezpieczeństwo mojego pasażera, wolałam być ostrożna.
- 4056! Nie mogę zweryfikować danych pojazdu za wami. Nie wysyła on żadnych sygnałów rozpoznawczych.
- Wieża wiesz kogo i dokąd wiozę. Obawiam się, że to może być pułapka. Jestem na otwartej przestrzeni i nie mam gdzie mu uciec.
- 4056 postaram się wysłać wywiadowcę. Dam znać.
Wiozłam jedną z naszych przywódczyń. Leciała na spotkanie z władzami wroga, żeby rozmawiać o ewentualnym zakończeniu wojny. Gdyby ktoś o tym wiedział, mógłby chcieć przeszkodzić w spotkaniu. Nie wiedziałam co mogę zrobić.
- 4056 pojazd nie posiada znaków identyfikacyjnych.
Kurde to chyba mam rację. Ewidentnie ktoś ma nas na celu. Co robić...
- Melisa obudź się. - Zawołałam do mojego pasażera.
- Aga jesteś najlepszym z pilotów. Jak ty kierujesz, to można spokojnie się wyspać, tak delikatnie latasz. Jak wrócimy, to postaram się, żebyś zaczęła latać na trasach szpitalnych. Marnujesz się w transporcie.
- Melisa nie jest dobrze. Mamy niechciane towarzystwo. Szpiega na ogonie. Spróbujemy mu uciec. Muszę włączyć turbo.
- Aga co ty mówisz? Dlaczego ktoś miał by nas szpiegować?
- No może po to, żeby nie dopuścić do spotkania.
Chciałam włączyć turbo, gdy wtem pojawiły się jeszcze dwa pojazdy. Razem z tym z tyłu otoczyli nas i otworzyli działa.
- Poddajcie się. - Usłyszałam w głośnikach. Spojrzałam na Melisę.
- Kurwa nie jest dobrze. Melisa oni przylecieli po ciebie.
- Jesu aresztują nas? - Melisa była przerażona. Dobra z niej dziewczyna.
Nasze turbo się załadowało. Muszę spróbować uciec, pomyślałam. Przesunęłam dźwignię. W tamtych pojazdach działa zostały uzbrojone. Kalkulowałam czy rzeczywiście strzelą, czy zależy im na aresztowaniu Melisy i niedopuszczeniu do rozmów. Zrobiłam zwrot i z całą mocą poleciałam w dół. Ryzyk fizyk. Dłuższą chwilę udawało mi się im uciekać. Niestety się przeliczyłam. Jeden z nich jednak strzelił. Pocisk elektryczny. Unieruchomili nas. Niestety nasz pojazd był tylko pojazdem pasażerskim, bez żadnych osłon. Nie mogłyśmy nic zrobić. Tylko czekać... Wtedy sobie przypomniałam - przecież u nas w niewoli siedzi jeden z ich przywódców. Pewno chcą Melisę wymienić na niego...

niedziela, 2 czerwca 2019

Wojna damsko - męska. 1.

                     Zaliczyłam ostatni egzamin. Szczęśliwa wróciłam do domu. Podjechałam samochodem pod schody wejściowe. Wbiegłam do środka. Po schodach na górę. Kierowałam swoje kroki do pokoju mojego narzeczonego, żeby wreszcie go zobaczyć i pochwalić się. Chciałam mu zrobić niespodziankę. Otworzyłam cicho drzwi. Nie uwierzyłam w to co zobaczyłam! Zobaczyłam kobietę i kaskadę jej włosów spływającą po plecach. Biodra unosiły się miarowo i opadały w dół. Na niego. Wiedziałam co to jest.  Byli prawie nadzy. Widziałam jego twardego fiuta jak w nią wchodzi. I jej soki spływające w dół. Było jej dobrze. On trzymał ją za biodra. Jego palce odciskały się na jej skórze, mocno ją trzymał. On - mój narzeczony. Sądząc po odgłosach, spełnienie było blisko... Zauważył mnie. Nie przestawał. Kobieta też odwróciła głowę. Poznałam ją. To była moja mama! Mama!!! Myślałam, że umrę. Zbiegłam w dół. Nie wiem jakim cudem nie połamałam nóg. Zdradził mnie. Mój narzeczony, z którym za dwa miesiące miałam brać ślub, zdradził mnie z moją własną matką! Nie wiem jakim cudem dojechałam szczęśliwie do centrum. Nie pamiętam drogi. Nie wiedziałam co mam zrobić, jak postąpić. Muszę pomyśleć. Ale najpierw się zresetować. Weszłam do pierwszego lepszego baru.
- Barman lej! Czystą! Od razu sześć kieliszków.
Pierwsze trzy wypiłam jednym tchem. Powoli zaczynałam się resetować. Ale wciąż, jak zamykałam oczy, widziałam JĄ! Widziałam ją jak siedzi na nim i słyszałam te odgłosy. Wyraźnie było im dobrze z sobą. To świadczyło, że to nie był ich pierwszy raz! Dopiero teraz to do mnie dotarło. I dotarło do mnie, że to nie był jej pierwszy raz z jakimś moim chłopakiem. Dopiero teraz zobaczyłam pewne fakty z moich poprzednich związków. Czy moja matka przeleciała każdego z moich chłopaków?! Boli. Bardzo boli. Matka jest młoda, ojca cały czas nie ma, ale to nie pozwala jej na........... Dość!
- Barman! Podaj mi proszę pół litra do stolika.
- Ale...
- Podaj, proszę. - Postanowiłam się upić, żeby choć na chwilę zapomnieć. No i jak postanowiłam, tak zrobiłam.
- Agila! - Ktoś mnie woła. - Agila obudź się! - Podniosłam głowę i zauważyłam swojego brata.
- Czego chcesz? - Warknęłam na niego.
- Barman zatelefonował do mnie, żeby cię zabrać, bo się upiłaś.
- Odwal się. Sama sobie poradzę.
- Nie wygłupiaj się. Zabiorę cię stąd do domu.
- Nie! Tylko nie tam! Idź sobie. Poradzę sobie. No już!
- Ale o co chodzi? Nigdy tak się nie zachowywałaś.
- Świętuję zdanie egzaminu. Od dziś jestem legalnym pilotem.Zaprowadź mnie tylko do hotelu i idź sobie.
- Dobra. - Jak poprosiłam, tak zrobił.
Jak wytrzeźwiałam, a była to jakaś 2:30, najpierw poszłam pod prysznic. Potem próbowałam wymyślić, co zrobić ze swoim życiem.  Szukałam miejsc, gdzie potrzebują pilotów. To było najprostsze. Szukałam jak najdalszego miejsca. Znalazłam - na Ziemi potrzebowali pilotów na już. Super. Lecę. Opuszczając swoją rodzinną planetę posłałam wiadomość do brata: "Nie szukaj mnie. Sama się zgłoszę. Kiedyś. Zawiadom wszystkich, że ślub odwołany. Pa".
       I tak opuściłam swoją planetę na cztery lata. Cztery długie lata.
      
       Po jakimś czasie zgłosiłam się do mojego nowego pracodawcy. Dopiero teraz do mnie dotarło, że będę pilotem wojskowym, których tu non stop brakowało, i to w dodatku na wojnie, którą prowadziła płeć męska przeciw żeńskiej lub odwrotnie - żeńska przeciw męskiej. Ze względu na płeć oczywiście latałam po stronie kobiet. Było mi to obojętne, to nie była moja wojna. Zależało mi tylko, żeby być daleko od domu i żeby latać. Jak się potem okazało, wojna niestety nie dawała dużo okazji do seksu z facetami...ale nie było to niemożliwe...

Współlokator. 8.

             Paweł wstał.
- Ależ jak tak może być? Proszę natychmiast zawołać Agę z powrotem!
- Usiądź, proszę... - Mama chciała załagodzić sytuację. - Nie róbmy scen.
- Ale jak tak może być?! Przecież to Maria namieszała a Aga zapłaciła za tę sytuację wygnaniem?! To nie do pomyślenia, żeby wymyślić zaręczyny po dwóch spotkaniach.
- Ale przecież taki jest zwyczaj. - Maria cichutko popłakiwała i pociągała zasmarkanym nosem.
- Wychodzę. Mam dość tego weekendu. - Paweł naprawdę się wkurzył.
- Mamo! Przecież jak Jakub wyjdzie, to będzie jutro w kościele skandal. Co ludzie pomyślą?! - Maria była przerażona sytuacją.
Ojciec postanowił uratować dobre imię rodziny przed ludźmi.
- Panie Jakubie. Proszę, żeby pan został do jutra. Wynagrodzę to panu. Czego pan sobie życzy?
Paweł się zasępił.
- Co ma pan na myśli?
- Jakąś rekompensatę finansową. - Odparł ojciec.
- Nie, dziękuję. Mam dość pieniędzy. Nie potrzeba mi pańskich.
- Nalegam. - Ojciec chwycił Pawła za rękaw. Paweł intensywnie myślał. I wymyślił.
- Dobrze. Jest jedna rzecz, która przekona mnie, żeby zostać na jutrzejszej mszy.
- Co takiego? - Ojciec się wystraszył.
- Jeżeli jutro na tej samej mszy znajdzie się Aga. Ma ją jakoś pan przekonać, przeprosić, żeby zgodziła się przyjść. Jeżeli Agi nie będzie, to ja we mszy nie będę uczestniczył.
- Tato! Zrób coś! Przecież będzie skandal! - Moja siostra nawet nie przejęła się tym, że ojciec mnie wygnał z domu przez jej bzdurne pomysły.
- Gdzie ona teraz może być? - Ojciec chyba postanowił jednak jakoś to załatwić.
- Myślę, że pojechała do domu. - Odparł znający mnie najlepiej Paweł.

        Po wyjściu z restauracji wzięłam taksówkę i faktycznie pojechałam do domu. Do tego miejsca, gdzie czułam się bezpiecznie, gdzie czułam się potrzebna. Zapłaciłam dość dużo ale w końcu było mnie stać a spokój był najważniejszy. Pół drogi przepłakałam. Z żalu, ze złości, za głupotę mojej siostry i rodziców, z bezsilności. Spodziewałam się, że kiedyś taka sytuacja może mieć miejsce ale chyba do końca w to nie wierzyłam. Po przyjechaniu na miejsce poszłam pod prysznic i wykończona cała sytuacją poszłam spać. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Kto to może być o tej porze? Otworzyłam drzwi.
- Tata?! - Nie mogłam wyjść ze zdziwienia. - Co ty tutaj robisz?
- Pan Jakub powiedział, że nie będzie obecny na mszy, jeżeli nie przekonam cię do powrotu.
- Nie, tato, nie wracam. Mam dość. - Wpuściłam go do środka i weszliśmy na górę Nastawiłam wodę na herbatę i usiedliśmy na kanapie.
- Agnieszko proszę cię! Wróć do domu. - Ojciec chyba się przejął.
- Tato ale to ty sam mnie wygnałeś z domu i kazałeś się już więcej nie pojawiać. - Ojciec wydawał się nie rozumieć sytuacji.
- Ale twoja siostra się załamie. - W ojca oczach pojawiły się łzy. Nie wierzę!
- Tato! Dlaczego ty myślisz tylko o niej. To właśnie przez nią ty mnie obraziłeś. Nie rozumiesz tego? Dlaczego taki jesteś? Dlaczego to zawsze jest moja wina nawet wtedy, kiedy nie jest? - Jesu wyjaśnijmy to wreszcie, żebym miała spokój. Wkurzył mnie.
- No bo ty... - Ojciec zaczął kręcić.
- Bo co? Bo chodzi o to, że ja jestem dzieckiem nieślubnym tak? - Pytanie retoryczne, w końcu wiem, że zawsze chodzi o to samo.
- No... - Zabrakło mu słów.
- Ale tato przecież to nie moja wina. Ja się na świat nie pchałam. - Kurde to chyba oczywiste, chociaż on tego zdawał się nie rozumieć.
- Ależ...
- No ależ, ależ. Przecież wiesz skąd się biorą dzieci. Ale przecież to nic złego. Nie wy pierwsi i nie ostatni macie nieślubne dziecko.
- Y.. - Ojcu zabrakło słów.
- Tato. Przecież nie zrobiliście nic złego. Byliście młodzi, hormony buzowały i stało się. Nie wyskrobaliście mnie, urodziłam się. Daliście mi życie. Potem wzięliście ślub z mamą. Nie opuściłeś jej. Dorobiliście się drugiego dziecka, jakiegoś tam majątku. Jesteście porządnymi ludźmi.
- Wiesz co, właściwie to masz rację.... - Wydawało się, że dopiero teraz to do ojca dotarło. Ja pitolę. - Przepraszam cię córeczko za moje zachowanie. Byłem niesprawiedliwy i nie miałem racji.
- Dobra tato. Przeprosiny przyjęte. - Wydawało mi się, że naprawdę ojciec zrozumiał. - Teraz idźmy spać i wypocząć, bo jutro czeka nas długa droga.
- Tak, masz rację. Nawet fajnie się tu urządziliście...
Poszliśmy spać. Rano wyruszyliśmy. Też mi zależało, żeby w tak ważnym dla rodziców dniu być razem z nimi.

      Pod kościołem był dość duży tłum ludzi. Pewno w mieście się rozniosło, że w restauracji była jakaś rodzinna chryja i ludziska byli ciekawi jak to się skończy. Mama z Maryśką nerwowo obgryzały skórki wokół paznokci. To była ich wspólna cecha. Babcia rozmawiała ze znajomymi. Paweł chodził w kółko. Zauważył nasz samochód. Pewno był ciekawy czy ja też z niego wysiądę. Wyszliśmy z ojcem z auta. Ruszyliśmy w stronę kościoła. Paweł ruszył w naszą stronę. Ludzie zaczęli się odwracać i obserwować naszą rodzinę. Paweł się uśmiechnął najszerszym ze swoich uśmiechów. Podszedł do ojca. Ja byłam parę kroków za nim.
- Dziękuję panu. - Uścisnął ojcu dłonie. Odwrócił się w moim kierunku.
- I jak? Pogodziliście się?
- Tak. Przegadaliśmy pół nocy. Ojciec zrozumiał, że nie miał racji. Przeprosił.
- A mnie ta sytuacja pozwoliła coś zrozumieć. - Paweł podszedł do mnie i wziął mnie w ramiona. Co ludzie powiedzą, pomyślałam...
- Zrozumiałem, że tak właściwie to ja cię od dłuższego czasu kocham, tylko nie dopuszczałem tej myśli do głowy.
- Co? - Oderwałam się od Pawła i spojrzałam w jego piękne oczy.
- Kocham cię! - Powtórzył Paweł. I zaczął całować na oczach wszystkich ludzi.............

Koniec.....