czwartek, 24 sierpnia 2017

S & D & RR. cd. 17.

Zwinęliśmy z firmy kogo się dało i przyjechaliśmy na osiedle domków jednorodzinnych. W jednym z nich zabarykadował się ktoś z zakładnikiem. Mundurowych było całe mnóstwo. Nas też niemało. Byli wszyscy, którzy mogli. Czekaliśmy na czarnych. Kurde-ja nie lubię tak czekać, wolę działać.
- Co wiemy? - Zapytałam Starego. Wszyscy byliśmy w kucki, za samochodem Stefana.
- Wiemy tylko tyle, że porywacz to były wojskowy. Jako zakładnika ma swoją piętnastoletnią córkę. - Tyle się dowiedział Stary podczas jazdy na miejsce.
- O co mu chodzi? - Zapytał Gniewomir. Znam go dobrze- nie lubi takich typów.
- Tłumaczył chłopakom, którzy byli tu pierwsi, że odmówili mu dodatku do renty wojskowej. Wkurzył się i wziął jako zakładnika pierwszą lepszą osobę. - Widać było, że Stary jest wkurzony na maksa. - Kurde! Musimy coś wymyślić. Prokuratorze! Kiedy przyjadą czarni - wiadomo? - Stefan zwrócił się do Gniewomira.
- Niestety musimy na nich poczekać jeszcze z piętnaście minut. Cholera! - Wszystkim nam zależało, żeby dziewczynie nic złego się nie stało.
Z porywaczem cały czas gadał nasz negocjator. Moim zdaniem był niedoświadczony. Ale , jak na razie, dawał radę go zagadywać. My w tym czasie ubieraliśmy kamizelki kuloodporne.
- Może na razie, jak negocjator go zagaduje, podejdziemy od tyłu i spróbujemy go obezwładnić? - Powiedziałam w stronę Starego. Tylko tyle potrafiłam wymyślić na szybko.
- Myślisz? To może się udać. - Po krótkim namyśle wypowiedział się Stefan. - Facet ewidentnie ma pierdolca albo depresję. Raczej jest zdesperowany. Nie wierzę, żeby można mu było pomóc instytucjonalnie.
Aż zbyt dobrze rozumieliśmy co Stefan ma na myśli. Wszyscy tkwiliśmy w systemie po uszy i dobrze wiedzieliśmy, że jednostka nic nie znaczy. Że nawet taki akt desperacji w niczym nie pomoże, nic nie da. Faceta, jak uda się go obezwładnić, zamkną w psychiatryku najwyżej. A i tak nikt mu tego dodatku nie dołoży i tyle. Szkoda tylko tego dziecka, które pewno będzie miało po tej sytuacji traumę...
- Mamy jakiś kontakt z negocjatorem? - Zapytał Paweł. Widać było, że szefowanie ma w naturze. Od razu był gotowy do działania, w jego głowie rodził się plan.
- Mamy. Negocjator ma słuchawkę. Powiedzieć mu co zamierzamy? - Zapytał Pawła Gniewomir.
- Tak. Powiedz mu co planujemy. Myślę, że i tak nie będzie mieć odwagi zastrzelić swojego dziecka. Depresja depresją ale instynkt rodzicielski jest chyba mocniejszy? - Dywagował Paweł. Wszyscy mieliśmy taką nadzieję. Wszyscy oprócz mnie. Ja niestety już tyle się naoglądałam różnych sytuacji nieprawdopodobnych, że nie miałam złudzeń. Jak wtedy,  na misji, o czym oględnie opowiedziałam chłopakom, kiedy rodzice przyprowadzili swoją córkę ubraną w pas szahida, żeby nas rozwalić, i którą musiałam zdjąć jednym celnym strzałem, żeby nie mogła bomby odpalić ani ona, ani jej rodzice. To było najtrudniejsze moje zadanie...  Teraz zdawałam sobie sprawę, że porywacz będzie raczej celem do zdjęcia... Nie podzieliłam się  jednak z chłopakami swoimi przemyśleniami... Biłam się z myślami co zrobić... Może można coś innego wymyślić...
- Idziemy wszyscy. - Paweł rzucił okiem dookoła, przez chwilę zatrzymał go na mnie. - Wszyscy się skradamy na tył domu i próbujemy po cichu wejść. Odciągamy porywacza od zakładnika i po sprawie. Nie ma czasu czekać na czarnych, bo facet robi się co raz bardzie nerwowy. Zauważyliście, że podniósł głos? - Podziwiałam Pawła za takie podejście do sprawy. Fakt, robiło się gorąco. - Prokurator powiedziałeś negocjatorowi, ze wchodzimy? - Zapytał Gniewka Paweł.
- Tak, powiedziałem. Skinął głową, ze rozumie. Odliczę do pięciu, on wie, że po tym idziecie na tyły.  - Kurde jacy my byliśmy poważni. Sprawa nie wyglądała ciekawie. W każdej chwili mogło coś pęknąć.
Jakoś instynktownie czułam, że negocjator nie da rady... Pchało mnie wewnętrznie, żeby coś zrobić... Ale co?... Myśl Aga, myśl...
Zadziałał instynkt...
Paweł dał hasło, że za chwilę  ruszamy. Gniewomir odliczał.
- Pięć! - Padło z ust Gniewka.
Ruszyliśmy. To znaczy chłopaki ruszyli. W kucki na tył domu. Ja wyszłam na środek placu przed domkiem. Kątem oka zobaczyłam, że Paweł zauważył mój manewr. Zawahał się ale poszedł w przód.
Ręce miałam podniesione do góry.
- Hej! Pogadajmy! Jak wojskowy z wojskowym! - Zakrzyknęłam w stronę okna. Tam od czasu do czasu było widać porywacza  z zakładnikiem, kiedy rozmawiał z negocjatorem. Pojawił się jego cień.
- Jak to? Ktoś ty? - Zakrzyknął porywacz.
- Pół roku temu wróciłam z misji pokojowej. Witam bracie! - Zakrzyknęłam ja. Miałam nadzieję, że nasze porykiwania zagłuszą próbę wejścia chłopaków. - Pogadajmy!
- Gdzie byłaś, w jakiej jednostce. - Nie ufał mi. Nawet mu się nie dziwiłam. Powiedziałam dane, które mogły być zrozumiałe tylko dla wojskowego.
- Masz broń? - Zapytał.
- Nie, nie mam! - Zakrzyknęłam. I obróciłam się dookoła swojej osi, żeby zobaczył, że nie mam nic schowanego.
Udało się! Chyba mi uwierzył, bo zaczął ze mną rozmawiać, zbliżając się do okna. Gestem odprawiłam z placu negocjatora, który już zaczynał się trząść ze stresu. Po fakcie się dowiedziałam, że był to nowo przyjęty psycholog i to były jego pierwsze negocjacje. No! To ja dziękuję za taką inicjację!
- Jak masz na imię? - Zapytałam.
- Darek. - O dziwo odpowiedział.
- Darek! Kolego! Może puścisz zakładnika. Przecież twoja sprawa już jest nagłośniona. Nie może się skończyć negatywnie. - Jak ja potrafię kłamać jak z nut, jeżeli trzeba. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nic to nie załatwi. Najwyżej załatwi siebie. Na cacy. Na amen. Jednak w tej chwili najważniejsze było dla mnie życie zakładnika.
- Nie! Dopóki nie przyjdzie ty jakiś urzędas z pismem dla mnie! - Darek nie dawał się przekonać.
- Darek a po co ci urzędas? Poproś o helikopter. Poleci nisko, żaden radar go nie wykryje. Nie będzie pościgu i obławy. Wywiezie cię w okolice jakiegoś dużego miasta. Wyląduje na łące a ty się wtopisz w tłum ludzi. Przejedziesz za granicę i będziesz sobie wygodnie żyć. Taką masz alternatywę. W tym przypadku twoja córka nie będzie cię mogła widywać legalnie ale będzie miała ojca żywego. W innym przypadku pójdziesz siedzieć a twoja córka będzie cię widywać całkiem legalnie. Jednak wtedy cofną ci całość pieniędzy z wojska i córka będzie bez grosza. Wybór należy do ciebie. - Chciałam wzbudzić w nim jakieś uczucia dla dziecka, żeby nie zrobił jej krzywdy. W oczach dziewczyny było widać strach. I łzy. Ojciec trzymał ją pod brodę lewą ręką, w prawej miał pistolet i cały czas trzymał go przy jej skroni. Żal mi jej było. Kutas a nie ojciec... Utknęliśmy w martwym punkcie. Wydawało mi się, że nasza rozmowa trwa i trwa i nie ma końca. Gdzie te chłopaki? Nagle...
- Okłamałaś mnie! - Zakrzyknął w moim kierunku porywacz. Chyba dosłyszał jakiś hałas zza swoich pleców bo na chwilę się obrócił w tył. Jak spojrzał na powrót na mnie, to jego wzrok miał moc zabijania. Teraz ja też usłyszałam chłopaków.
Zobaczyłam jak w moim kierunku porywacz wyciąga rękę z pistoletem. Usłyszałam strzał i zobaczyłam wylatującą kulę. Mogłam ocenić jak celnie leci i gdzie trafi. Nie było czasu na zbyt długie myślenie. Trwało to sekundy... Za paskiem, z tyłu, pod kamizelką, miałam schowanego gnata. W ćwierć sekundy oceniłam, że jak go wyciągnę i wezmę w dwie ręce, to kula trafi mnie pod lewą pachą. Unieruchomi mnie to na kilka tygodni. Jak wyceluję prawą ręką, to wprawdzie strzał będzie mniej precyzyjny ale oberwę w kamizelkę. Najprawdopodobniej... Przez głowę przeleciała mi myśl, że może Darek dawno nie strzelał... Nie chciałam zrobić krzywdy nikomu a zdawałam sobie sprawę, że teraz Darek wyceluje w dziewczynę...
Sięgnęłam po gnata. Odruchowo stanęłam w pozycji do strzału z jednej ręki. Wymierzyłam, ustabilizowałam ciało i przede wszystkim rękę, i nacisnęłam spust... Poczułam uderzenie jego kuli. Pomyliłam się. Spojrzałam gdzie mnie trafił. Uffff... Gdyby nie kamizelka, to miałabym roztrzaskane płuco. Najprawdopodobniej kula ominęła by serce... Gdybym uniosła rękę... Oj...
Podniosłam wzrok. Zobaczyłam w oknie Pawła! Patrzył prosto we mnie. Szeroko otwartymi oczami. Stał dokładnie za porywaczem. Spojrzałam na niego. Przełknęłam ślinę. Spojrzałam na niebo. Cichy, spokojny błękit. Jakby nic się nie stało. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech... Ktoś się do mnie zbliżył. Otworzyłam oczy. Paweł. Podszedł bliżej. Objął mnie lewą ręką w pół. Pocałował w czoło.
- Kocham cię! - Powiedział. - Ale kurwa nie ryzykuj tak nigdy więcej... - Wyszeptał. Zamknął mnie w kleszczowym uścisku.
Wypuściłam gnata z ręki...
- Co z zakładnikiem. - Wyszeptałam.
- Żyje. Porywacz dostał kulkę w prawe oko. Dokładnie. Nie zdążył nikogo skrzywdzić. - Odetchnął głęboko Paweł. Z domku wrócili chłopcy.
- Sytuacja opanowana. Wszystko ok! - Usłyszeliśmy. Za  naszymi plecami rozległy się oklaski...

A po odwaleniu papierkowej roboty poszliśmy, Ja z Pawłem, do łóżka............................;-) Działo się ale o tym w następnym...