niedziela, 28 maja 2017

S & D & RR. cd. 7.

Zaczęliśmy się zbierać. Sebastian jeszcze nie skończył się zastanawiać.
- Kurde chłopaki ale jeszcze nigdy w życiu nikogo nie zastrzeliłem. Aga jak to jest? - No to mój kolega strzelił jak kulą w płot. Pytanie co najmniej nie na miejscu. Skrzywiłam się.
- Snajper nie zabija. Snajper likwiduje zagrożenie. Tak to jest nazywane, żeby nie zwariować. A i tak jesteśmy pod szczególnym obstrzałem psychologa. - Jak to wytłumaczyć komuś, kto nigdy nie był na wojnie, choć wykonuje podobny zawód.
Paweł się nie odzywał. Ponurym wzrokiem patrzył raz na jednego, raz na drugiego.
- Seba no co ty! - Adrian chyba jakoś chciał spróbować oczyścić przyciężką atmosferę. - Przecież to terroryści. Ich trzeba likwidować i z tego powodu to łatwe. Wróg, to wróg. - Powiedział co wiedział, pomyślałam.
Chwyciłam za klamkę, żeby opuścić pokój. Odwróciłam się jednak do chłopaków i powiedziałam. - Zabijanie innego człowieka nigdy nie jest łatwe. Terrorysta to terrorysta, to fakt. Tylko, że czasem ten terrorysta ma niewiele więcej, niż trzy lata i piękne, czarne oczy, między które musisz trafić. - Wyszłam...

Pojechaliśmy z Pawłem, w absolutnym milczeniu, na zatrzymanie jakiegoś dilera. O dziwnej porze, przecież było jeszcze dość wczesne rano, ale Stary przekazał, że teraz jest on osiągalny. Ok. Nie skupiałam się na drodze. Próbowałam w ogóle nie myśleć o niczym, zwłaszcza o temacie porannej rozmowy. Nie wspominać. Nagle Paweł zatrzymał samochód na środku drogi i mówi.
- Zaparkuj gdzieś, włącz koguty i czekaj na mnie, zaraz przyjdę. - Rzucił w moją stronę. Ocknęłam się. Drzwi kierowcy trzasnęły. Wysiadłam i wtedy do mnie dotarło gdzie jesteśmy. To tu handluje dragami Bolo. To jego jechaliśmy zatrzymać? No kurde no! Bolo jest niebezpieczny! Nieobliczalny! Jest zasada, ze na zatrzymanie idzie się we dwoje. Kurde Paweł no! Na dodatek miejsca parkingowe były zajęte, nawet igły nie wciśniesz. Dość długą chwilę zajęło mi manewrowanie samochodem. Zostawiłam go na bombach i ani przez myśl mi nie przeszło czekać na Pawła. Poszłam. Przecież jesteśmy teamem. Partnerami czy tego chce, czy nie! Nie odeszłam daleko od samochodu, gdy usłyszałam coś... Coś jakby strzał? No jasne, że strzał. Ktoś strzelał i to nie był pojedynczy dźwięk ale kilka różnych! Wa mać! Wróciłam do samochodu. Aga myśl! Co tu zrobić? Jeżeli strzelał Paweł, to za chwilę pewno wyjdzie. Może Bolo jest postrzelony. Ale jednak jak to Pawła Bolo postrzelił, to jak ja wejdę z bronią do środka, to wtedy Bolo wymierzy gnata w Pawła i będzie sytuacja patowa. Poddam się, żeby ratować partnera i z zatrzymania nici i jeszcze Bolo ucieknie i się schowa na amen. Wymyśliłam coś innego, pomyślałam, że pójdę va banqe i może się uda. Schowałam broń, odznakę do torebki, wczułam się w rolę (jak ja nie lubię do tego wracać), odczekałam chwilę, wzięłam głęboki oddech i poszłam.

- Cześć! - Rzuciłam we wnętrze wypożyczalni kaset video, bo taką przykrywkę wymyślił sobie swego czasu Bolo. Jego nie zauważyłam.
- Cześć! - Wyłonił się wychodząc z zaplecza. Nie chciałam się zbytnio rozglądać ale Pawła nie zauważyłam.
- Bolo! Kopę lat! Miałam nadzieję, ze jeszcze tu jesteś. - Uśmiechnęłam się najbardziej naiwnie jak umiałam.
- No sie ma! - Miałam wrażenie, ze on ma nerwy ze stali. Nawet mu tzw. powieka nie drgnęła. Podszedł do mnie, objął i poczułam, ze odruchowo obmacuje, szukając czegoś podejrzanego, np. gnata.
- Masz coś? - Rzuciłam od razu, żeby przejść do tematu, żeby aby się nie domyślił co ja tu robię. Trzymałam nerwy na wodzy, starałam się mieć głos spokojny, wręcz flegmatyczny.
- Czego ci potrzeba? - Bolo zajarzył temat. Idę w to, może się uda!
- Czegoś lajtowego, czego nie wykryje się na testach. - Zobaczymy przy okazji co nowego oferuje rynek.
- Bratek mam. - Jesu to jeszcze krąży po rynku, pomyślałam?
- No co ty! Bratek to dla szczyli, gimbazy. Coś mocniejszego ale nie do wykrycia. Ja muszę jeszcze dziś wrócić do roboty! - Ile je jeszcze będę udawać narkomana co?
- Kwokę ci mogę dać. Tylko to mam. - Powiedział Bolo. Byłam ciekawa czy mówi prawdę, czy mnie sprawdza.
- Kwokę można wykryć. - No przynajmniej tak było, z tego co pamiętam.
- Ale nie nową Kwokę. Udoskonalona. Żadnym testem nie wykryjesz po trzech godzinach od zażycia. Gwarantowane. No chyba, że wcześniej używałaś czystej koki, no to się nałoży. Ale jak nie, to spoko. - Cały czas utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Ja też cały czas nasłuchiwałam czy gdzieś nie słychać aby odgłosu życia Pawła.
- Daj cokolwiek, bo już nie daję rady w tej robocie a ile można jechać na kawie. - Zamówiłam i co dalej?
- A na weekend czasem nie chcesz czegoś mocniejszego? - W Bolu obudziła się żyłka handlowca. Chwycił klienta na głodzie i idzie na całość.
- No nie wiem... - Zaczęłam się wahać. Żeby się nie domyślił po co tu jestem i żeby poudawać naiwną blondynkę. Blondynkę w ciągu.
- Masz wolne? Masz ciężką robotę? No to weekend dobry czas, żeby się zrelaksować. - Ciągnął sprzedaż. - Dam ci nowość. Odlot bez skutków ubocznych. - O mało co nie parsknęłam mu śmiechem w te parszywe oczka. Nie ma prochów bez skutków ubocznych. Stary tekst dilerów, żeby uzależnić swojego klienta.
- Kurde wyczułeś mnie. - Powiedziałam, żeby uśpić jego czujność. - Dawaj. Ale, żeby było dobre! Żadne kręcone śmieci. - No już wierzę, że będzie uczciwy! Pęknę ze śmiechu!
- No jasne, żadnych śmieci. Bierz i dobrze schowaj. - Podał mi dwa zawiniątka. - Tylko nie pomyl. - Bolo raczej mi uwierzył, że naprawdę potrzebuję dragów. To chyba tylko dlatego, że mnie znał, jako ostrą zawodniczkę i że starał się zachowywać, jakby naprawdę były mi one potrzebne. Rozbiegany wzrok, uciekający, drżenie rąk, które starałam się "nieporadnie" powstrzymywać, szybki oddech itp.
- Ile kasy ci wiszę? - Zapytałam. Sięgnęłam do torebki, że niby chcę wyciągnąć kasę.
- No jak dla ciebie... - Bolo taksował mnie wzrokiem. Ten facet naprawdę nie ma nerw. Co z Pawłem?! - Jak dla ciebie to 60 zyla i jeden szybki numerek. - To było coś w rodzaju komplementu. Bóg mi świadkiem - nawet w najcięższych czasach nie dawałam dupy za dragi! Tu cię mam! Zemsta jest słodka! Sięgnęłam do torebki.
- Kurwa no co ty! Popierdoliło cię suko?! - Pistolet wymierzony między oczy zawsze działał na przeciwnika.
- Tak! Wiesz przecież, ze ja zawsze byłam nieobliczalna. - Powiedziałam powoli, patrząc mu prosto w oczy i odbezpieczając broń. - Na ziemię! Kurwa już! - Podniosłam głos.
Bolo grzecznie się położył na środku wypożyczalni.
- Nogi szeroko, ręce na głowę. - Stałam cały czas w niego celując. Teraz mogłam się dokładniej rozglądnąć. Pawła na pewno nie było. Zaplecze!
- Grzecznie. Ręce. - Wiedział co robić. Skułam go. Pochyliłam się nad nim. Wyciągnęłam blachę. - Witam! Gdzie mój partner? Gadaj, bo cię zastrzelę podczas próby ucieczki. - Postraszyłam, bo napięcie i niepokój zaczęły u mnie wzrastać.
- Policyjna sucz, ja pierdolę. - Bolo pluł se w brodę, ze dał się podejść.
- Grzeczniej proszę. Gdzie? - Krzyknęłam i nadepnęłam go na nerki. Obcasem.
- Tam. - Warknął.
- Leżysz. Grzecznie! - Rzuciłam w jego kierunku.
Pobiegłam gdzie wskazał, czyli na zaplecze.
- Jesu Paweł! - Znalazłam go. Zakrwawiony leżał na zapleczu. Ręce skute. Pod okiem siniak. Dotknęłam jego szyi. Puls...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz