niedziela, 10 grudnia 2017

Współlokator. 1.

Odwiedziłam dom rodziny.

Nie z własnej woli.

Poprosiła mnie o to moja siostra, która miała nadzieję, że to w ten weekend będzie WIELKI DZIEŃ. Zanosiło się na niespodziankę. Przy okazji była to 25 rocznica ślubu naszych rodziców. Nie lubiłam tam wracać. Nie było mnie w rodzinnym domu już chyba trzy lata. Wymawiałam się pracą, zdrowiem... Jakoś mi się udawało. Aż do teraz, bo moja siostra pofatygowała się mnie odwiedzić, choć mieszka w sąsiednim mieście, i poprosić o to, żebym w tym dniu była razem ze wszystkimi. Naprawdę obawiałam się tych odwiedzin...

Ja jestem tym dzieckiem, przez które  rodzice musieli się pożenić, bo byłam już w drodze. Oczywiście, że to nie moja wina ale tak najłatwiej usprawiedliwić siebie. Rodzice zawsze mieli mi to za złe. Co gorsze, to urodziłam się jak oni jeszcze nie mieli ślubu kościelnego, więc jestem dzieckiem nieślubnym w ich rozumieniu. Jak na złość, jak miałam pół roku, ojca zabrali do wojska (wtedy jeszcze było przymusowe), więc ślub kościelny się oddalił. Potem były nauki przedślubne, jakieś załatwianie brakujących bierzmowań i wreszcie nadszedł ten dzień. Po równo dziewięciu miesiącach pojawiła się na świecie ONA - Maria, moja młodsza siostra. Kocham swoja siostrę. To nie jest tak, że nie ale zawsze czułam się mniej kochana. Maria po prostu była ideałem: grzeczna, śliczna, ułożona, dobrze się uczyła, nie interesowała facetami. Ja sobie żyłam w tej rodzinie kochana ale bez przesady.

Żebyście dobrze zrozumieli - nie jestem jakimś brzydactwem. Jestem ładna, zgrabna, mam dobrą pracę, na zainteresowanie płci przeciwnej nie narzekam. Ale to ja byłam tą pierwszą, która uprawiała seks przedmałżeński, która nie wiedziała jak się dobrze zabezpieczać, przez co był strach czy nie jestem w ciąży, to ja jedyna używałam środków antykoncepcyjnych zakazanych przez kościół. O wagarach i używaniu alkoholu nie wspomnę. No cóż - nie jestem takim ideałem jakby chcieli moi rodzice.

Ale ja się lubię! I lubię swoje życie. Poza tym jednak ich kocham, kocham tez swoja młodszą siostrę i postanowiłam, że jestem gotowa na te odwiedziny zwłaszcza, że ona tak prosiła. To musi być rzeczywiście wielki dla niej dzień... Ciekawe...

Wysiadłam z taksówki. Ten dom nie zmienił się od piętnastu lat. No, może trawnik jest bardziej perfekcyjnie przycięty no i kwiaty bardziej dorodne... Dobra, niech każdy żyje tak jak chce... Byle by był szczęśliwy... Westchnęłam ciężko. To będą trudne trzy dni. Cały weekend...

W drzwiach stanęła mama. Perfekcyjna fryzura, perfekcyjny strój. Spódnica w ogóle nie była wymięta. Ona chyba nigdy nie siada. W każdym razie ja  nie potrafię siedzieć i nie wygnieść całego stroju. Właśnie! Teraz też wyglądam jak z krowiego pyska, cała wymięta. Mama otworzyła ramiona szeroko. Na twarzy pojawił się uśmiech numer trzy...
 - Witaj Agnieszko!
 - Dzień dobry mamo.
 - Och! Mogłabyś zainwestować w lepsze ubrania. Cała jesteś wymięta!
 - Ja też się cieszę, że cię widzę, mamo!
 - Wejdźmy. Ojciec czeka.
W domu panował półmrok. Drzewa okalające dom tak wyrosły, że zasłaniały cały widok i nie wpuszczały światła. A rodzice, pro - ekologiczni, nie zapalali świateł, gdy latarnie na ulicach jeszce się nie świeciły. W tym półmroku wydawało mi się, że ojciec zmarniał.
 - Witaj tato.
 - Dzień dobry. Ręce myłaś?
Urocza rodzinka. Na wejściu przypomnieli mi, dlaczego tak rzadko ich odwiedzam!
 - Aga! Witaj wnusiu!
Babcia zawsze mnie kochała. To ona dawała mi najwięcej uczucia i czasu mi najwięcej poświęcała.
 - Cześć babciu! Dobrze wyglądasz!
 - To z miłości... Ale sza! Nikomu ani słowa!
Położyła palec na moje usta. To oczywiste, że nie zdradzę jej tajemnicy. Zwłaszcza rodzicom.
Rozejrzałam się. Nic się nie zmieniło. Meble jak ustawił projektant, tak stoją do dziś. Nawet nie ruszyły się na milimetr. Wszystko perfekcyjne, pod linijkę. Nawet zakładki na zasłonach były równiusieńkie. Dobrze, że mama mnie nie odwiedza... Od razu zaczęła by u mnie sprzątać, układać itd. itp. A jeszcze gdyby się dowiedziała, ze ja nie mieszkam sama... Oj!
 - Agnieszko1 A gdzie twój....narzeczony?
 - Brak mamo takowego na horyzoncie. Jakoś mi się nie....
 - No tak. - Przerwała. - Jakbyś się szanowała, to znalazł by się jakiś porządny mężczyzna. Ale jak ktoś szaleje tak jak ty, to trudno się dziwić. - Kochana ta moja mamusia... Aż mi chrupnęło w szczęce, tak mocno ją zacisnęłam, żeby jej nie odpowiedzieć niegrzecznie. Bo postanowiłam być grzeczna i miła w ten weekend. Gdyby wiedziała...
 - Tak mamo. Pewno masz rację, jak zwykle.
 - Oczywiście, że mam.
 - Mama ma rację. - Dodał tato. Babcia westchnęła.  - Jesteś wnusiu szczęśliwa? - Objęła mnie w pół i przytuliła. - Tak, babciu. Jak na razie dobrze mi. Kiedyś się ustatkuję, jeszcze nie teraz.
 - Pójdź na górę do siebie. Przebierz się. Niedługo przyjeżdża twoja siostra. Nie możesz tak wyglądać.
 - Oczywiście mamo. Już idę.

No wkurwiają mnie. To oczywiste. Te ich skostnienie. Zasady. Jakby byli kukłami. To nie życie. Ale może są szczęśliwi. Wytrwam w swoim postanowieniu. Wytrwam. Będę miła. Małomówna. Grzeczna. I wkrótce wyjadę, i będę znów miała spokój na lata...

Mój panieński ( kurde ja nadal jestem panną hehehe) - licealny - pokój nic się nie zmienił. Narzuta na łóżko, zasłony, biurko. Lustro a za jego ramką te same obrazki. Dobrze, że nie ma na nim kredek... Jesu! Pewno będę musiała iść z nimi w niedzielę do kościoła, żeby mogli się pochwalić córkami przed sąsiadami. Dobrze, ze jest tu jeszcze babcia. Mam nadzieję, że nadal robi te swoje nalewki.

Z zamyślenia wyrwał mnie klakson samochodu. To pewnie taksówka, która przywiozła moją siostrę.  - Agnieszko zejdź na dół. Twoja siostra przyjechała.
 - Już schodzę!
Zeszłam na dół. Podeszłam do rodziców, którzy stali w drzwiach na powitanie gościa. Babcia została w salonie. Na dworze panował półmrok. Latarnie na ulicy były rozmieszczone dość rzadko a reflektory taksówki oświetlały niewielki skrawek jezdni. Kilka osób kręciło się przy bagażniku, wyciągając toboły. I toboły. I jeszcze więcej tobołów! Nieodrodna córka swej matki przyjechała...
 - Witaj rodzinko!
Nawet w tym półmroku zauważyłam, że przytyła od czasu, jak się widziałyśmy ostatnio półtora miesiąca temu. Moja siostra zawsze lubiła jeść, choć czasem potrafiła trzymać figurę na wodzy. To był jedyny jej mankament...

Mama otworzyła ramiona i zeszła dwa schody.
 - Witaj kochanie! Czekaliśmy tak długo na ciebie!
 - Witajcie! Niespodzianka! Przyprowadziłam wam niespodziewanego gościa!
Faktycznie. Z tobołami zbliżał się do nas jakiś facet, sądząc po sylwetce.
 - Mamo, tato, Agnieszko! Przedstawiam wam mojego bliskiego znajomego Jakuba.
 - Miło poznać! - Rozległ się dwugłos rodziców. Lampka nad drzwiami wejściowymi (oszczędnościowa oczywiście) zaczęła oświetlać naszego gościa. Rodzice podali mu swoje dłonie na przywitanie. Ja też swoją wyciągnęłam, jako grzeczna córka, i zamarłam.
 - Kuba! Miło mi... - Głos uwiązł mi w gardle. Kurwa mać! Ja pierdolę! To był Kuba, mój współlokator! Współlokator to mało powiedziane! To był facet, z którym mieszkaliśmy we wspólnie wynajmowanym mieszkaniu. Razem gotowaliśmy, razem sprzątaliśmy, razem do kurwy nędzy uprawialiśmy seks (i to jaki i gdzie), jak nie było nikogo innego na horyzoncie! A nawet jak ktoś był, to uprawialiśmy go razem, w różnych konfiguracjach płciowych! Ja pierdolę! A teraz moja młodsza, święta siostra przedstawia mi tego niewyżytego ogiera jako swojego potencjalnego, tak wynikało z naszej rozmowy, narzeczonego! Ja nie mogę! Z trudem przełknęłam ślinę.
 - Dobry wieczór... - Starałam się, żeby nie było po mnie widać, że się znamy. Już ja go dorwę, żeby pogadać! Jaja mu urwę. Czy ten perwers chce się zabawić z moją siostrą? Po moim trupie!
 - Zapraszam na kolację! - Mama zaczęła wszystkich wpychać do domu. - Bo komary nalecą. Zamykamy. Do stołu, zapraszam! - Wydaje mi się, że nikt nie zauważył...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz