poniedziałek, 29 grudnia 2014

Sex & Drugs & Rock & Roll. Odcinek 7.

Starałam się nie myśleć o tej niekomfortowej sytuacji. Nie było mi dane. Szef oprowadzał nowego po całym wydziale.  Zauważyłam, że on także stara się mnie nie zauważać. Ciekawe co o mnie myśli. Mnie było fajnie ale jednak wolałabym nie widzieć go w pracy. O wiele fajniej prezentował się nagi w łóżku a chociażby pod prysznicem. Niestety - los nie jest aż tak łaskawy. Facet wydawał się spięty, wycofany. Trudno - nie z takich opresji wychodziłam, nie z takimi problemami dawałam sobie radę. Po prostu będzie on dla mnie niewidzialny.

- Kaśka zrobię ci kawy chcesz?
- No jasne - odrzekła moja najlepsza koleżanka.
Poszłam do pokoju socjalnego i włączyłam ekspres do kawy. Zrobiłam zaraz więcej bo wiedziałam, że zleci się pół wydziału - nikomu nie chciało się robić kawy samemu, każdy sępił aż ktoś zrobi.
Raczej wyczułam jego obecność za swoimi plecami, niż usłyszałam wejście. Kurde - nadal pachnął tak przyjemnie samcem, zadbanym samcem...
- Myślę, że mogę liczyć na twoją dyskrecję? - Padło stwierdzenie z jego strony.
- Oczywiście, że tak. I liczę na wzajemność! - Odrzekłam. Kurde jaka niewygodna sytuacja.
- Zapewniam! -  I zniknął tak, jak się pojawił. Co ja mam o tym myśleć? Czy on się wstydzi, boi? Głupio mu? A jak ja mam się z tym czuć. Dałam się ponieść fali uniesienia - co ja mówię - fali pożądania, jednorazowego wybryku a ten wybryk chce ode mnie dyskrecji. No kurde przecież jakby on opowiedział o tej nocy, to więcej zażenowania było by z mojej strony...

I tak mijały dni za dniami, chciało by się powiedzieć... Niestety nie było tak różowo. Praca miała swoje zaborcze oblicze. A pracować trzeba.

- Jezusek i Maryjka - Aga jak ty wyglądasz?! - Kasia aż zaniemówiła na mój widok.
- Szkoda gadać. Właśnie wracam z dwudniowej akcji, gdzie przymknęliśmy z powodzeniem chyba połowę dilerów w tym mieście. W większości płotki ale dobre i to. Żyłam tylko kawą i słodzikami. Mieliśmy czas tylko na siku i kupienie kawy. Zrobię tylko raport i wracam do domu - padam z nóg.
- I jak Aga? - Zapytał szef.
- Jako tako. W większości płotki. Ale mamy na nich twarde dowody, szefie!
- Jak ty tak mówisz, to znaczy, że akcja super udana! Tak trzymać. - Szef wydawał się zadowolony.
Czułam na siebie czyjeś świdrujące oczy. Hm chyba się domyślam czyje...
- Pójdę jeszcze do WC i się zmywam Kaśka.

- Przepraszam ale chciałam skorzystać. - Kurde prokurator jakby nie słyszał. Zatarasował mi drzwi do WC.
- Wiesz, że mam prawo kontrolować was na obecność narkotyków?
- Co?- Oczy wyszły mi z orbit?! Do tej pory nikt nas nie kontrolował. Jesteśmy jak wielka rodzina, każdy o innych dużo wie (wiemy też, kto ma problemy z tym czy owym). Nie wpadlibyśmy na to, żeby robić sobie testy. - Oczywiście, że wiem. Możesz, wolno ci.
- To poproszę o próbkę moczu. - Odsunął się od drzwi, podając mi jednocześnie pojemnik.
- Wchodzisz ze mną, żeby sprawdzić czy nie fałszuję? - Zapytałam kąśliwie.
- Oczywiście! - Kurde, o co kaman?! Jak pierniczę on faktycznie mówi poważnie. Skontroluje mnie jak rany boga. Za co to? Zemsta za sobotę?
Umyłam ręce. - I co? - Zapytałam zaczepnie. - Jak wyszedł test?
- Ujemny. Zbieraj się! Jedziemy do szpitala.
Jak to do szpitala? Będą mi pobierać krew? Ja nie mogę mieć styczności z igłami. Poza tym zdaje sobie sprawę, że moje psychotropy są wprawdzie legalne, ale testy je wykryją. Kurde wkuropatwił mnie od granic możliwości!!! Jak można tak nie ufać mnie?! Stary mi wierzy!
- Odpierdol się palancie. Już idę. - Nie wytrzymałam. Na mojej twarzy pojawiła się purpura. Kątem oka zauważyłam tylko, że Kaśka bezgłosnie pyta mnie o co chodzi a szef chyba chce nas zatrzymać.
- Wsiadaj! - Warknął pieprzony prokurator. Ruszyliśmy z piskiem opon.

- Proszę pobrać krew i zrobić testy toksykologiczne na super cito. - Facet rozkazywał nawet pielęgniarce na izbie przyjęć. Nawet nie wiedziałam w jakim szpitalu jesteśmy.
- Proszę usiąść i podwinąć rękawy do łokci. - Starałam się nie odzywać, tylko robić to czego ode mnie chcieli. Tylko kto pobierze z moich żył kroplę krwi, to będzie "miszczu".
- Ojej a skąd pani pobrać krew. Zrost na zroscie. - Pielęgniarka była zakłopotana. Prokurator spojrzał i w jego oczach zobaczyłam niedowierzanie, zdziwienie i satysfakcję? O co chodzi?
- Może ja zawołam lepiej lekarza, to on pobierze z jakichś innych żył... - Wyszła.
Prokurator zaczął nerwowo chodzić po gabinecie. Miałam wrażenie, że zionie ogniem złości. Że zaraz mnie rozszarpie z nerwów. Trzymał się jednak. Byłam strasznie zmęczona i chciałam to wreszcie skończyć i iść do domu spać.

- Mogę to zrobić sama? - Zapytałam jego. Zdziwił się. - Jak potrafisz, to proszę. - Pozwolił chyba z niedowierzaniem.
Poszłam poszukać narzędzi.

 Igła! O tak! Strzykawka! Dużą wezmę, będzie lepsza. Staza... Mmmmm. Przeszedł mnie dawno nieodczuwany dreszcz rozkoszy i nadchodzącej przyjemności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz