wtorek, 2 kwietnia 2019

Współlokator. 2.

                 Szukałam pokoju do wynajęcia. Na razie nie stać mnie było na mieszkanie i samochód, więc wymyśliłam, że będę mieszkać tak blisko pracy, jak tylko się da i będę chodzić pieszo. Co jest i zdrowe i tanie a przede wszystkim - bardzo to lubię. Pozwoli to na zaoszczędzenie kasy na przyszłe życie, jak już nie będę musiała tak pędzić  i spędzać całych dni  w pracy. Fakt, na dzień dzisiejszy to lubię, ale zdaję sobie sprawę, że długo tak nie pociągnę. Tak naprawdę nie mam nic oprócz pracy i co raz większej sumy na koncie.
                  Pewnego razu, jak przeglądałam gazetę jadąc do pracy, znalazłam ogłoszenie o pokoju do wynajęcia właśnie w tej odległości od pracy, która mnie interesowała. Od razu po wyjściu z metra zatelefonowałam i zarezerwowałam termin oglądanie na wieczór tego samego dnia.
                   Pracę skończyłam około 18:25 i poszłam pieszo oglądać potencjalne moje nowe lokum. Sprawdziłam przy okazji jak długo idę i czy trasa jest fajna. Po niecałej pół godzinie byłam na miejscu. Nie jest źle - pomyślałam. Ciąg domów, w każdym z nich były po trzy, cztery mieszkania. Weszłam na schody, znalazłam odpowiedni przycisk domofonu i usłyszałam:
- Wejść! - No to nacisnęłam klamkę i weszłam. Moim oczom ukazał się wiatrołap. W nim troje drzwi, każde z numerem mieszkania. Ja miałam wejść przez środkowe. Numer 2. Wchodzę. Po wejściu moim oczom ukazał się przedpokój z lustrem, wieszakiem na ubrania, szafką na buty i schodami na górę pośrodku. Z góry tych schodów dochodził odgłos dudniącego telewizora. Rozebrałam się i weszłam na górę.
- Cześć! Aga. - Przedstawiłam się facetowi, z którym rozmawiałam przez telefon dziś rano. Przystojny, nie mogę powiedzieć. Ale szału nie było.
- Cześć! Paweł (tak poznałam bohatera naszej opowieści) jestem. Ale to już wiesz. - Roześmiał się. - No, tak się prezentuje nasze mieszkanko.
                   Po wejściu na górę po schodach ukazał mi się salon - tak nazwałam pokój. Na środku wielka kanapa, naprzeciw niej ogromny telewizor. Po obu jego stronach okna. Po lewej i prawej stronie wejście do pokojów.
- No jak widzisz, szału nie ma. Ale jak na centrum, to jest ok. Powierzchnia wystarczająca. - Powiedział Paweł. - Ten pokój - powiódł ręką dookoła - jest wspólny. Wspólne tv, imprezy. Po prawej jest moje lokum. Po lewej było by twoje, gdybyś się zdecydowała. Powierzchni chyba 18 metrów, coś koło tego.
                   Spodobało mi się mieszkanko. Niewielkie ale wystarczające. Cena kusiła. No i odległość od roboty. Mój pokój całkiem OK. Jak się stało u szczytów schodów, to po lewej mój pokój, a całkiem na lewo kuchnia. Po prawej pokój Pawła i całkiem na prawo łazienka. Taki kwadrat pośrodku i cztery prostokąty. Spróbować zawsze można.
 - Biorę go! - Powiedziałam. - Od kiedy mogę się wprowadzać?
 - A choćby od już. Zwolniło się wczoraj. Tylko w sobotę planuję imprezę - paru znajomych ma wpaść. Jak ci to nie przeszkadza, to zapraszam. - Uśmiechnął się Paweł.
 - Impreza mi nie przeszkadza. Mogę jutro po pracy przywieźć swoje rzeczy. Nie ma ich dużo. - Ucieszyłam się, że wreszcie nie będę tracić kasy na dojazdy.
 - To wpadaj. Dam ci klucze. Aha! Gotowanie i sprzątanie we własnym zakresie. Sprzątanie łazienki i pokoju też. No chyba, że razem coś zaplanujemy. Co do gości, to się dogadamy. - Pokrótce wyjaśnił zasady współlokatorstwa Paweł.
 - Zgadzam się. Dzięki i do jutra - lecę się pakować! - Wyszłam.
                    Następnego dnia wtarabaniłam się do mojego nowego pokoju, który grzecznie był wyposażony w zamknięcie i zaczęłam się lokować. Pawła nie było. Na stole karteczka: "Po pracy idę na zakupy, bo w sobotę mamy imprezę. Wrócę późno. Paweł". Przeczytałam, poszłam do łazienki się wykąpać. Wychodziłam z niej owinięta w szlafrok, jak wrócił Paweł.
 - Witam moją nową współlokatorkę. Kupiłem wino, żeby uczcić okazję, jak lubisz, oczywiście. - Uśmiechnął się. Trzeba przyznać, że uśmiech miał fajny. Ja zrobiłam szybkie kanapki, powyciągaliśmy jakieś sery na przegryzę i z winem usiedliśmy na kanapie a w tv włączyliśmy muzykę.
 - A ty singielka, zajęta czy... - Zainteresowanie Pawła było zrozumiałe. Ja też chciałam się dowiedzieć z kim przyjdzie mi dzielić dach nad głową.
- Singielka. Nie mam czasu na związki, niestety. Może kiedyś... - Westchnęłam.
 - No ja też jestem singlem. Od niedawna. Czasem zaczepię kogoś na imprezie, na internetach, pospotykam się kilka razy, czasem tylko na seks i to wszystko. Sparzyłem się kilkukrotnie i nie chce mi się na razie z nikim wiązać. - Wyrzucił z siebie Paweł. Proste postawienie sprawy. Ale też ja sobie niczego nie obiecywałam z zamieszkania pod jednym dachem.
 - Nie myśl sobie, że zamieszkałam tutaj, żeby cię podrywać albo co. Faktem jest, że naprawdę nie mam czasu i siły na związki. Jak potrzebuję seksu, to podrywam kogoś na numerek i to wszystko. Po prostu mam stąd do pracy 20 minut pieszo i bardzo mi to pasuje. Żeby była jasność. - Wyjaśniliśmy sobie wszystko na samym początku i tak się zaczęło nasze sielankowe wspólne mieszkanie.

                  Niedziela rano. Siedzę sobie na kanapie, telewizor cicho mruczy, ja mam na czole zimny okład. Łeb mnie tak napierdalał po sobotniej imprezie, ze nie macie pojęcia. Trochę zaszalałam...
 - Jesu nie trzaskaj tak tymi drzwiami! - Ofuknęłam Pawła. Rzeczywiście jak wychodził ze swojego pokoju to wydawało mi się, że jego drzwi są z żelaza - tak załomotały.
 - Przepraszam. Przeciąg jest chyba i zatrzasnęły mi się. A co? Głowa boli? - Zachichotał Paweł.
 - No. - Tylko tyle byłam zdolna z siebie wydusić.
 - Wczoraj zdrowo przygrzałaś. Kojarzysz w ogóle co się działo. - Ależ było mu wesolutko, no!
 - Coś tam pamiętam... Były drinki, prochy, marycha... Sama już nie wiem co. Ja chyba tylko piłam. - Jak przez mgłę pamiętałam wczorajszą imprezę.
 - No fakt. Ty używałaś tylko alkoholu. No i mojego najlepszego przyjaciela. - Uśmiechnął się Paweł.
 - Którego? Tego blondyna z brodą? Kurde, tego już nie kojarzę. Zalałam się w trupa. - No to był akurat fakt. Urżnęłam się pierwszy raz od nie wiadomo jak długiego czasu. Naprawdę długo nie piłam i takie tego skutki.
- Nie. Nie blondyna. Tego przyjaciela. - Paweł wskazał na swoje portki. Kurde! Czyżby chodziło mu o swojego penisa? Seks z Pawłem? Kurde.... na prawdę nie pamiętałam...
 - Tak? O rany! Nie kojarzę... Serio? - Było mi trochę głupio...
 - Szkoda, że nie pamiętasz. Było ekstra. Dobra jesteś w te klocki... - Zabrzmiało to jak prawda...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz