piątek, 19 marca 2021

Nieznajomy i niebezpieczny. 1.

                Pojawił się znikąd. Bez nazwiska. Bez bagażu.Małomówny. Skryty. Z tajemnicą w oczach, dzikością, niepokojem. Porywczy ale powściągliwy. Max. Tak się nazwał, tak prosił mówić do siebie.

                Wróciłam z miasta z zakupami. Schowałam wszystko na swoje miejsca i zabrałam się za odgrzewanie obiadu dla ojca. Gulasz z kaszą. Albo kasza z gulaszem ;-). Wiedziałam, że ojciec zjawi się na obiad punktualnie. Nie musiałam go odwoływać z jego zajęć. Wybiła 14:30 i za chwilę w drzwiach kuchni pojawił się tato. Tym razem nie był sam! Za nim wszedł wysoki facet. Szatyn. Z zielonymi oczami, lekkim zarostem. Raczej nieogolony. Ubrany po roboczemu w t-shirt, koszulę, spodnie robocze. Szczupły ale dało się zauważyć, że dobrze umięśniony.

                Spojrzałam na ojca znacząco, w oczach miałam pytanie i złość.

- Cześć córunia. Umyjemy ręce i siadamy do stołu. - Nie spojrzał na mnie. Wiedział, że nie lubię takich niespodzianek. - Mamy od dziś pomocnika. - Burknął.

- Cześć! Jestem Max. - Pomocnik ojca skinął do mnie głową i poszedł za ojcem. Jak wrócili to usiedliśmy do obiadu. Jedliśmy w milczeniu, choć ja miałam wrażenie, że pęknę z wściekłości. Obiad dobiegł końca. W milczeniu. 

- Na dziś, jak na pierwszy dzień, i tak dużo zrobiłeś. Masz wolne do jutra, Max. - Ojciec zwrócił się do swojego pomocnika. Max odłożył sztućce i wstał.

- Dziękuję za przepyszny obiad. Pójdę do siebie. Widzimy się rano o 7. - Odwrócił się, wyszedł i tyle go widziano.

- Tato! Skąd on się wziął? - Syknęłam z wściekłością na ojca. - Znasz go? Wiesz coś o nim?

- Córcia no co ty. Zgłosił się do pracy. Przecież potrzebujemy pomocy a on się zgodził pracować za tę naszą niską stawkę.

- Co z tego. Nie podoba mi się. Jest jakiś taki...podejrzany! - Instynktownie wyczuwałam to, co powiedziałam. Trudno mi to było wytłumaczyć racjonalnie...

- Córcia tak nie można. Trzeba dać człowiekowi szansę. Nie zgadzam się z tobą. - Ojciec wstał, szykując się do wyjścia. Pewno pójdzie drzemać.

- Jeszcze zobaczysz, że mam rację. - Musiałam to powiedzieć. Mój wyszkolony instynkt jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Oby tym razem było inaczej... Zabrałam się za sprzątanie.

                Minęło kilka dni. Wytworzył się rytuał, że śniadania i kolacje każdy je u siebie a obiady jemy wspólnie z pomocnikiem. Znaczy ja jadłam razem z ojcem rano i wieczorem, Max w swojej przyczepie, znajdującej się na drugim krańcu pola. Podczas któregoś obiadu...

- Max a tam na twojej koszulce to krew? Zraniłeś się? - Zauważyłam, że lewy bok na t-shircie Maxa ma dość dużą czerwoną plamę.

- A to nic... Musiałem o coś zahaczyć podczas pracy. - Max nawet nie spojrzał, za to chwycił się za to miejsce ręką. Doskonale wiedział w którym miejscu jest plama z krwi.

- Zahaczyć? Nie sądzę. - Drążyłam temat. - Musiałbyś mieć w tym miejscu dziurę a jej ta nie ma.

- Córcia daj spokój. - Oj ten mój naiwny tato. Znów się wtrąca. 

- Odkąd zaczęliśmy jeść plama się powiększyła. Trzeba to zobaczyć. - Powiedziałam głosem nie znoszącym sprzeciwu. Max westchnął i zacisnął szczęki. Po obiedzie kazałam mu się położyć. Podniosłam jego t-shirt. Takiego widoku się nie spodziewałam. Myślałam, że rzeczywiście się gdzieś potknął, o coś zahaczył, rozciął skórę ale to...

- O chłopie toś się załatwił. Aga przynieś swoją skrzyneczkę, trzeba mu to zszyć. - Ojciec zaczął dyrygować.

- Tato ale to raczej nadaje się do szpitala. - Zaprotestowałam. Nie będę zszywać takiej dużej rany. Rozcięcie Maxa miało ze 12 cm. Było dość głębokie. Dość "stare". Trochę już zaczęło się zasklepiać, ale chyba z powodu ciężkiej pracy znów się otworzyło.

- Ja nie chcę do szpitala. - Zaprotestował Max.

- Co ty pieprzysz. To trzeba natychmiast zszyć! - Zaprotestowałam ja.

- Nie szpital. 

-Córcia. Pewno Max nie ma ubezpieczenia. - Wyszeptał ojciec. - Przecież potrafisz to jeszcze zrobić. Zszyj ranę i po kłopocie. Tak, jeszcze potrafię zszywać rany, pomyślałam, ale ta rana była podejrzana.

- Nie mam środka znieczulającego. Musiałabym go zszywać na żywca. - Warknęłam.

- Nie szkodzi. Dam radę. - Jęknął Max. Miałam obawy. Tu trzeba było dużo szwów. Takiego bólu nie każdemu jest dane wytrzymać. - Dasz mi na to potem opatrunek i będę jak nowy. - Uśmiechnął się Max.

                Poszłam po swoją apteczkę. Z dawnych czasów miałam tam wszystkie niezbędne rzeczy do tego typu spraw. Tego się nie zapomina. Podciągnęłam koszulkę Maxa wyżej. Pierwszy raz dotknęłam jego ciała. Tak jak myślałam-było twarde, umięśnione. Fajnie ciepłe, miłe w dotyku. Przeszedł mnie dreszcz. Instynktownie i podskórnie nie lubiłam tego faceta, miałam przed nim obawy. Ale dotyk nagiej, męskiej skóry był przyjemny. Bardzo przyjemny... Jak długo nie byłam już z żadnym facetem?

- Aga pomóc ci w czymś? - Głos ojca przywołał mnie do porządku.

- Nie. Tylko przytrzymaj Maxa, bo to będzie bolało.

- O mnie się nie martw. - Poddał się Max.

                Wzięłam się do pracy. Ubrałam rękawiczki, zdezynfekowałam miejsce szycia. Naszykowałam narzędzia. Przy okazji pooglądałam sobie większy kawałek jego ciała. Zauważyłam dziwne ślady. Z czymś mi się kojarzyły... Zaczęłam zszywać ranę. Była zrobiona czymś bardzo ostrym. Cięcie było precyzyjne, dość głębokie. Kształt mi się z czymś kojarzył.

- Mmmmmmm.... - Zasyczał Max. Ten dźwięk zmusił mnie do jeszcze większego skupienia i powrotu do rzeczywistości. Kwestię skąd się wzięła ta rana wyjaśnię później. Teraz muszę się skupić na jej zszyciu. Trzeba przyznać, że Max był twardy. Oprócz tego jednego jęku do końca zabiegu nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Mało który człowiek tak potrafi. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że nie był zwykłym pomocnikiem. Postanowiłam sobie, że wyjaśnię jego tajemnicę...

- Teraz zakleję miejsce szycia opatrunkiem. Będziemy go zmieniać dwa razy na dzień. Na razie, na dwa dni, zostaniesz pod obserwacją w naszym domu. Jak wszystko będzie ok, będziesz mógł wrócić do swojej przyczepy. Teraz jeszcze lekarstwa i dam ci już spokój. Max potulnie zastosował się do wszystkich moich zaleceń.

                Nie mogłam w nocy zasnąć. Kręciłam się w łóżku z boku na bok. Śniły mi się różne sny. Od koszmarów i wspomnień wojny, po seks z Maxem. Usiadłam na łóżku i wyraźnie poczułam to, czego brakowało mi od miesięcy-orgazm. Tak! Przeżyłam we śnie orgazm... Nagle usłyszałam z dołu, z salonu gdzie spał Max, głośny krzyk. Zbiegłam na dół.


CDN jak skończę poprzednią opowieść...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz