czwartek, 10 grudnia 2020

Do trzech razy sztuka. 5.

 Wyszło to początkowo dość sztywno. Ten nasz taniec. Na szczęście nie zapomnieliśmy jak się tańczy. Im dłużej grała muzyka, tym lepiej nam szło. Rozruszaliśmy się. Ale muzyka ma to do siebie, ze zmienia rytm. Ta też zmieniła. Na wolniejszą. Na pościelówę. Na wolny taniec - przytulaniec. Paweł się do mnie zbliżył. Spojrzał w oczy. Był poważny. Jedną ręką przytrzymał mnie w pasie. Drugiej nie wypuszczał ze swojej. Ułożył ją tak, że znalazła się na wysokości jego serca. Przytuliłam się do niego. Jak mi było dobrze w jego ramionach. Nikt nigdy ani przed nim, ani po nim nie dawał mi tyle spokoju. Równowagi. Pewności. Zapomniałam jak dobrze mi w jego ramionach. Położyłam głowę na jego barku. Wąchałam delikatny zapach zza ucha. Zawsze dbał o dobre zapachy. Teraz też pachniał przyjemnie. 

- Mruczysz. - Powiedział do mnie cicho Paweł, szepcząc mi do ucha.

- Nie mruczę. - Zaprzeczyłam. A jeżeli tak, to nieświadomie.

- Nie rób tak. Wiesz, jak to zawsze na mnie działało. Myślisz, że ja jestem bez serca?

- Ja nie mruczę... - Znów zaprzeczyłam. Ale chyba coś było na rzeczy... Paweł odwrócił twarz w moim kierunku.

- Mruczysz. - Potwierdził i złożył na moich ustach całusa. Podniosłam głowę. Spojrzałam w jego oczy. Mogę się mylić ale ujrzałam w nich miłość. Kurde w tej jednej chwili uświadomiłam sobie dlaczego z nikim się nie związałam do tej pory - ja kocham Pawła... Oddałam pocałunek. Paweł puścił moją rękę i położył swoją dłoń na moim karku. Jego dotyk. Tak miły. Silny. Pewny. Westchnął... Przestaliśmy tańczyć. Nasze usta złączyły się na długą chwile. Nasze języki odnalazły do siebie drogę. Usta Pawła gniotły moje usta w tym przyjemnym połączeniu. Gorące, wilgotne. Cały świat przestał istnieć. Nie było dookoła nas mnóstwa ludzi. Byliśmy tylko my i nasza miłość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz