Odstawiliśmy Mateusza z jego ciężarną podwójnie żoną do hotelu. Hotel znajdował się obok szpitala, żeby po prostu pacjentom było wygodnie. W ogóle cała planeta nastawiona była na to, żeby ludziom żyło się wygodnie i żeby wszyscy byli wobec siebie życzliwi. I dobrzy. I raczej nam się to udawało. W hotelu obsługa nie chciała opłaty za noclegi - powiedziano, że są to moi goście, więc jest to dla nich zaszczyt, że mogą pomóc.
Postanowiłam, że jak brat Pawła ochłonie, to porozmawiam z nim co planuje po porodzie. Jak długo chce zostać, co z ewentualnymi wydatkami. Ale na to przyjdzie jeszcze czas.
- Zostawimy was teraz, żebyście odpoczęli po przeżyciach dzisiejszego dnia - był dość intensywny.Gdybyście czegoś potrzebowali, to telefonujcie albo pójdźcie do obsługi, to wam pomogą. Załatwioną macie kolację albo do pokoju, albo pójdziecie do restauracji. To jak wolicie. Plaża jest naprzeciw. Są tam ławki i leżaki, parasole, więc gdybyście poszli, będzie wygodnie. My musimy już jechać też się ulokować w naszych kwaterach.
Wyszliśmy. Na schodach wejściowych do hotelu Paweł chwycił mnie za ramię i zatrzymał.
- Aga jutro są urodziny twojej babci, jak zrozumiałem?
- Tak a co?
- Czy.... Bo ja nie wiem....
- No słucham?
- Bo.....
- Wykrztuś z siebie.
- My jutro.....
- A chodzi ci o to czy mu będziemy na tych urodzinach? No raczej byłoby miło. jak już tu jesteśmy. Ojca nie ma, nie wiem co z..... A Ute zwykle nie ma czasu, jest w szpitalu. Wypada dotrzymać babci towarzystwa skoro i tak wszyscy już wiedzą, że jestem. To mała planeta, wiadomości szybko się rozchodzą a nie było mnie tu cztery lata.
- Sęk w tym, że ja nie przewidziałem takiej okoliczności i nie mam nic do ubrania.
- Dobrze, że o tym pomyślałeś. Ja pewno w domu bym coś znalazła ale wolę kupic coś nowego. Pojedziemy poszukać też czegoś dla ciebie.
Jak ustaliliśmy, tak zrobiliśmy. Ja sukienkę znalazłam bez trudu. Garnituru dla Pawła poszliśmy poszukać u pana Stanisława. To krawiec, u którego moja rodzina szyła garnitury od lat. Chcieliśmy kupić coś gotowego ale pan Stanisław powiedział, że to dla niego zaszczyt uszyć coś dla mego gościa. Zdjął miarę i polecił swoim pracownikom rozpocząć krojenie garnituru a gdy chciałam wpłacić zaliczkę powiedział, żebym mu pozwoliła doświadczyć zaszczytu zrobienia gestu wdzięczności dla mojej rodziny i nie brać opłaty za szycie. Zatem nie wypadało mi płacić. Wróciliśmy do pałacu. Na kolecję zakończoną obłędnym seksem.
Wyszłam spod prysznica. Uśmiechnęłam się do leżącego nadal na łóżku Pawła.
- Chodź tu piękna. - Wyciągnął do mnie rękę. Usiadłam na łóżku.
- Powinnam chyba wrócić do swojego pokoju.
- Zostań, proszę...
- Dobra, zostanę. Posuń się.
Zasnęliśmy jak dzieci prawie od razu. Lubiłam się kłaść do łóżka z Pawłem. Był taki ciepły. I piękny, umięśniony. Męski.
Za oknem było jeszcze ciemno, gdy poczułam słodki pocałunek za swoim uchem. Jak miło było się tak budzić. Na swoim biodrze poczułam ciepłą dłoń Pawła. Zaczął masować moje podbrzusze. Jęknęłam cichutko. Całował mnie i dotykał. Przeniósł dotyk na pośladki. Ugniatał je i masował. Wsunął rękę pomiędzy moje uda. Jego niecierpliwe palce szukały mojej ciepłej dziurki. Aż znalazły. Potrafiłam tylko cichutko jęczeć. Z rozkoszy. Wiedziałam do czego to mogło nas zaprowadzić. I z niecierpliwością tego oczekiwałam. Paweł był naprawdę dobry w te klocki... Masował moje wnętrze. Pocierał i robił kółka. Czułam, że robię się tak mokra... Chciałam się odwrócić w jego kierunku, żeby go pocałować ale zablokował mnie swoim ciałem. Czyżby chciał mi zrobić palcówkę, pomyślałam? Paweł przeniósł swoją rękę znów do przodu. Wilgotnymi od soków z cipki palcami znalazł łechtaczkę. Wiedział jak ją pobudzić. Moim ciałem zaczęły szarpać niekontrolowane spazmy nadchodzącej rozkoszy. Poczułam, że kolano Pawła wchodzi między moje uda. Na pupie poczułam ciepłego twardego kutasa. Podciągnął mnie, żeby zmienić kąt ułożenia mojej pupy i do mokrego wnętrza wtargnął jego gorący instrument. Ręka Pawła nadal pieściła moją łechtaczkę, jednocześnie mnie przytrzymując, żeby mnie wygodnie posuwać. Penetracja była płytka, więc pocieranie mojej łechtaczki robiło dobrą robotę. Nie byłam w stanie się ruszyć. Seks z Pawłem był tak dobry, tak zniewalający... Pojękiwałam z cicha, zagryzając jednocześnie zęby na swoim przedramieniu, żeby nie być zbyt głośno. Świt się budził i ktoś mógł nas usłyszeć. Wczoraj mi to nie przeszkadzało ale dziś... Doszliśmy wspólnie. Razem. Jednocześnie. Ja o dwie sekundy wcześniej niż Paweł. Jęknął z rozkoszy w mój kark, przygryzając potem płatek mojego ucha. Znów moje wilgotne wnętrze wypełniła jego sperma. To mi przypomniało, że nadchodzi czas wymiany implantu, który mnie chronił przed niechcianą ciążą. Życie...
Wzięliśmy prysznic. Potem było śniadanie i wybraliśmy się do miasta do fryzjera, kosmetyczki i po odbiór garnituru. W międzyczasie odwiedziliśmy Mateusza z żoną i spędziliśmy z nimi parę godzin.
Wieczorem, odpicowani jak mrówki na wiadomo co, witaliśmy babcinych gości w drzwiach pałacu. Trzeba przyznać, że przyszła śmietanka Mei...
CDN...
Blog o miłości namiętność seksie kochaniu przyciąganiu pożądaniu pragnieniu bliskości.
niedziela, 3 listopada 2019
sobota, 2 listopada 2019
Wojna damsko - męska. 10.
- Co to jest, do kurwy nędzy!!! Co ty odwalasz?! Najpierw nie mówisz mi,
że zmieniłaś bez mojej wiedzy dostęp do stref na chipa a teraz to?! Za
kogo ty mnie masz! Ale dałem się wkręcić!!! Wydymałaś mnie na cacy!
Kurwa!!!! Ja pierdolę!!!
Wkurwił się na maksa i nie można mu się dziwić...
- Nie krzycz Paweł. Nie krzycz. Proszę cię. - Jak ja mam mu o wytłumaczyć?
- Dobra! Dobra. Ale nic z tego nie rozumiem. Jestem skołowany i wkurwiony. Wytłumaczysz mi tę sytuację? - Wysiadłam z auta. Musiałam zmierzyć się z tą sytuacją, choć nie będzie to łatwe. Musze mu to wytłumaczyć, żeby nie stracić jego zaufania. - Co to było? - Wskazał ręką na dom. - Ten... pałac! Co to jest? Twój dom rodzinny?
- Tak. To mój dom rodzinny. Pochodzę z tej planety. Nie mówiłam ci w obawie, że byś się nie zgodził na ten lot. A mnie zależało, żeby im pomóc.
- Zaryzykowałaś lot o tej porze roku tylko dlatego, żeby przylecieć do domu?
- Nie. Lot nie był ryzykiem. Latałam tu tysiące godzin różnymi pojazdami i o różnych porach roku. Nigdy nie miałam wypadków, najwyżej małe otarcia. Poleciałabym gdziekolwiek, na jakąkolwiek planetę. Uwielbiam latać a nie robiłam tego bardzo długo.
- Powiedzmy, że ci wierzę. - Nadal nie spojrzał w moją stronę. Wkurzył się...
- Dostęp do stref powiększyłam, żeby kupić dla nas lepsze produkty. Nie chciałam, żebyś pomyślał, że chcę uciec. Zależy mi na twoim zaufaniu. - Próbowałam nawiązać z nim kontakt wzrokowy. - Jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłeś. Zaryzykowałeś kupę kasy i swój honor, żeby mnie wyciągnąć z koloni karnej. Doceniam to. Nie zniszczę twojej kariery tylko dlatego, żebym mogła zobaczyć swoich bliskich. Musisz mi uwierzyć!
- Agila to twoje prawdziwe imię? - Odwrócił się do mnie. Pięści trzymał zaciśnięte. W oczach było widać ogień - smutek i złość.
- Tak. Nazywam się Agila. Na Ziemi łatwiej używać ziemskiego odpowiednika - Aga, Agnieszka. Ale po urodzeniu babcia nazwała mnie Agila. Z akcentem na pierwsze a.
- A ten... Ute? To kto dla ciebie?
Uśmiechnęłam się w duchu. Fakt, że z Ute przywitałam się bardzo wylewnie, rzucając się mu na szyję i całując. Czyżby Paweł był zazdrosny? Wszystko na to wskazuje. To wzburzenie...
- Ute... Ute to mój brat. Rodzony. Starszy brat. - Zdziwienie u niedowierzanie zobaczyłam w oczach Pawła. - Na prawdę. Jest ordynatorem oddziału położnictwa, tego najlepszego w całym kosmosie i jednocześnie jest królem na tej planecie. To wszystko.
- Jak to królem? Serio? Nie wiedziałam, że jeszcze gdzieś są królowie.
- Tak. Nasz ojciec abdykował na jego rzecz. I wyjechał, nie wiadomo dokąd. Ale to tylko tytuł.
- Miałaś rację. Gdybym wiedział to wszystko wcześniej to nie wiem czy byśmy wyjechali.
- Ale już tu jesteśmy. I nie zmienimy faktu, że stąd pochodzę. Wrócę z tobą na Ziemię, jak obiecałam. Daję ci na to moje słowo!!! - Paweł zaczął się zbliżać. Jego bliskość była tak kojąca. Nie chciałam, żeby stracił do mnie zaufanie. Poczułam na swoich wargach dotyk jego ust. Ciepły oddech. Nasze usta się złączyły. Miło było się z nim całować. Uwielbiałam to. Ten jego chwyt mojej głowy, żebym mu nie uciekła. Taki mocny i delikatny jednocześnie. Ciepły. Jednak musieliśmy zaczekać z naszą namiętnością do wieczora. Teraz najważniejsze byo odstawić jego rodzinę do hotelu, żeby wypoczęli.
Cdn...
Wkurwił się na maksa i nie można mu się dziwić...
- Nie krzycz Paweł. Nie krzycz. Proszę cię. - Jak ja mam mu o wytłumaczyć?
- Dobra! Dobra. Ale nic z tego nie rozumiem. Jestem skołowany i wkurwiony. Wytłumaczysz mi tę sytuację? - Wysiadłam z auta. Musiałam zmierzyć się z tą sytuacją, choć nie będzie to łatwe. Musze mu to wytłumaczyć, żeby nie stracić jego zaufania. - Co to było? - Wskazał ręką na dom. - Ten... pałac! Co to jest? Twój dom rodzinny?
- Tak. To mój dom rodzinny. Pochodzę z tej planety. Nie mówiłam ci w obawie, że byś się nie zgodził na ten lot. A mnie zależało, żeby im pomóc.
- Zaryzykowałaś lot o tej porze roku tylko dlatego, żeby przylecieć do domu?
- Nie. Lot nie był ryzykiem. Latałam tu tysiące godzin różnymi pojazdami i o różnych porach roku. Nigdy nie miałam wypadków, najwyżej małe otarcia. Poleciałabym gdziekolwiek, na jakąkolwiek planetę. Uwielbiam latać a nie robiłam tego bardzo długo.
- Powiedzmy, że ci wierzę. - Nadal nie spojrzał w moją stronę. Wkurzył się...
- Dostęp do stref powiększyłam, żeby kupić dla nas lepsze produkty. Nie chciałam, żebyś pomyślał, że chcę uciec. Zależy mi na twoim zaufaniu. - Próbowałam nawiązać z nim kontakt wzrokowy. - Jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłeś. Zaryzykowałeś kupę kasy i swój honor, żeby mnie wyciągnąć z koloni karnej. Doceniam to. Nie zniszczę twojej kariery tylko dlatego, żebym mogła zobaczyć swoich bliskich. Musisz mi uwierzyć!
- Agila to twoje prawdziwe imię? - Odwrócił się do mnie. Pięści trzymał zaciśnięte. W oczach było widać ogień - smutek i złość.
- Tak. Nazywam się Agila. Na Ziemi łatwiej używać ziemskiego odpowiednika - Aga, Agnieszka. Ale po urodzeniu babcia nazwała mnie Agila. Z akcentem na pierwsze a.
- A ten... Ute? To kto dla ciebie?
Uśmiechnęłam się w duchu. Fakt, że z Ute przywitałam się bardzo wylewnie, rzucając się mu na szyję i całując. Czyżby Paweł był zazdrosny? Wszystko na to wskazuje. To wzburzenie...
- Ute... Ute to mój brat. Rodzony. Starszy brat. - Zdziwienie u niedowierzanie zobaczyłam w oczach Pawła. - Na prawdę. Jest ordynatorem oddziału położnictwa, tego najlepszego w całym kosmosie i jednocześnie jest królem na tej planecie. To wszystko.
- Jak to królem? Serio? Nie wiedziałam, że jeszcze gdzieś są królowie.
- Tak. Nasz ojciec abdykował na jego rzecz. I wyjechał, nie wiadomo dokąd. Ale to tylko tytuł.
- Miałaś rację. Gdybym wiedział to wszystko wcześniej to nie wiem czy byśmy wyjechali.
- Ale już tu jesteśmy. I nie zmienimy faktu, że stąd pochodzę. Wrócę z tobą na Ziemię, jak obiecałam. Daję ci na to moje słowo!!! - Paweł zaczął się zbliżać. Jego bliskość była tak kojąca. Nie chciałam, żeby stracił do mnie zaufanie. Poczułam na swoich wargach dotyk jego ust. Ciepły oddech. Nasze usta się złączyły. Miło było się z nim całować. Uwielbiałam to. Ten jego chwyt mojej głowy, żebym mu nie uciekła. Taki mocny i delikatny jednocześnie. Ciepły. Jednak musieliśmy zaczekać z naszą namiętnością do wieczora. Teraz najważniejsze byo odstawić jego rodzinę do hotelu, żeby wypoczęli.
Cdn...
Wojna damsko - męska. 9.
Jak powiedział, tak zrobił. Załatwił Omegę A4. Wylecieliśmy...
Lot był czysty, bez kłopotów. Jak się zbliżyliśmy do Mei, to planeta pokazała, jak potrafi być niedostępna. Ale, żeby moi pasażerowie się nie wystraszyli, kazałam im iść do kabin i poddałam ich procedurze zasypiania na czas lądowania.
- Kurde co to jest? - Paweł chyba nie dowierzał własnym oczom. Fakt - o tej porze roku ilość odłamków krążących wokół Mei była bardzo, bardzo duża. Trzeba było wiedzieć jak i gdzie zacząć się przebijać, żeby dolecieć w całości. Ja latałam tam tyle razy, że znałam każdy kamyczek. Każdą dziurę. Musiałam tylko znaleźć odpowiednie miejsce.
- Damy radę. Spokojnie.
Rozpoczęliśmy procedurę lądowania. Raz prawe skrzydło, raz lewe. Dziób w górę, ogon w dól, w prawo, lewo. I tak po kawałku, dopasowując się do tych niewielkich dziur, udało nam się wlecieć wreszcie na wolną przestrzeń i spokojnie wylądować. Obudziłam pasażerów.
- Paweł ty wyciągnij z Mateuszem bagaże a ja pójdę załatwić jakiś pojazd.
- Dzień dobry. Mogę wypożyczyć jakiś kabriolet? - Zapytałam na lotnisku. Na szczęście nie wymagano ode mnie odprawy.
- Oczywiście wasza... - Przerwałam mojej rozmówczyni.
- Dobra, dziękuję! - Podjechałam po moich pasażerów. Najpierw do szpitala na badania, bo lot mógł coś przyspieszyć albo co a potem do hotelu. Taki miałam plan!
- Dzień dobry mam dla was pacjentów. - Uśmiechnęłam się do rejestratorki, żeby też powstrzymać niewygodne dla mnie przywitanie. Przywołałam Pawła z jego żoną. Jako, że byli oni zapisani, nie powinno to trwać długo.
- Agila? Agila! To ty! Ja pierdolę! - Usłyszałam zza placów znajomy głos. Odwróciłam się. Przystojny jak zwykle ordynator położnictwa stał w połowie korytarza z wyciągniętymi w geście przywitania rękoma.
- Ute! - Uśmiechnęłam się i poszłam się przywitać.
- Przyjechałaś na urodziny babci?
- Właściwie to nie. Przywiozłam tylko pacjentkę. Kiedy te urodziny?
- Jutro. - Jesu kompletnie zapomniałam o jutrzejszej dacie. Moja babcia miała 80 urodziny właśnie jutro. Chyba jednak zmienię nasze plany...
- Ona będzie? - Chodziło mi o kobietę, przez którą pokręciło mi się całe moje dotychczasowe życie.
- Nie wiem. Naprawdę. Nie mam z nią kontaktu. - Ute się chyba zmartwił.
- Pomyślę.
- Dobra. Spadam do mojej pacjentki. - Ute podszedł do Pawła i jego żony.
- Paweł! - Zawołałam. - Spotykamy się tutaj, w tym miejscu za godzinę. Jakby jeszcze nas nie było, to poczekajcie! - W mgnieniu oka zmieniłam swoje i równocześnie nasze, plany. Wsiedliśmy z Pawłem do auta i pojechaliśmy. Powinno mnie zaniepokoić milczenie Pawła. Ale ja chciałam być jak najszybciej na miejscu. Dojazd na miejsce zajął nam około 20 minut. w tym czasie Paweł odezwał się tylko raz.
- Dokąd jedziemy?
- Jedziemy zostawić nasze torby tam, gdzie będziemy nocować. - Musiałam, po prostu musiałam skorzystać z takiej okazji! Podjechaliśmy pod bramę a potem pod dom. Zatrzymałam samochód, wyskoczyłam z niego. Jak tu pięknie!
- Panienka! Och! Jaka niespodzianka! - Genowefa zawsze nas kochała. Podbiegłam się przywitać.
- Witaj! Babcia w domu?
- Tak. W ogrodzie. Zbiera kwiaty. - Puściłam Genowefę i poszłam przywitać się z babcią, która właśnie ukazała się na szczycie schodów.
- Babciu... - Nie potrafiłam powiedzieć nic więcej. Cztery długie lata jej nie widziałam. Tak ją kocham! I tak mi jej brakowało. Brakowało tego miejsca...
- Agila wróciłaś.... Nareszcie...
- Przywiozłam pacjentkę dla Ute. Muszę teraz wrócić, żeby ją z mężem ulokować w hotelu ale wrócę. Wniesiemy tylko nasze bagaże. Mój pokój nadal wolny?
- Nie musi panienka wnosić. Jeremi już wniósł. Pokój oczywiście, że wolny. Dla panicza naszykujemy gościnny. - Informację o pokoju gościnnym przyjęłam z przekąsem ale cóż...
- Babciu przepraszam ale zapomniałam przedstawić - to Paweł. Mój.... znajomy.
- Paweł miło mi. - Wiedział jak się zachować, choć pewno był zdziwiony sytuacją. Nie dziwię się mu.
- Dobra. Teraz naprawdę musimy się spieszyć. Wsiadaj Paweł, ruszamy do twojego brata. - Wsiadł bez słowa. Ruszyliśmy. Nie odjechaliśmy jednak daleko i.........
- Zatrzymaj auto! Zatrzymaj mówię do ciebie! - Krzyczał Paweł.
Lot był czysty, bez kłopotów. Jak się zbliżyliśmy do Mei, to planeta pokazała, jak potrafi być niedostępna. Ale, żeby moi pasażerowie się nie wystraszyli, kazałam im iść do kabin i poddałam ich procedurze zasypiania na czas lądowania.
- Kurde co to jest? - Paweł chyba nie dowierzał własnym oczom. Fakt - o tej porze roku ilość odłamków krążących wokół Mei była bardzo, bardzo duża. Trzeba było wiedzieć jak i gdzie zacząć się przebijać, żeby dolecieć w całości. Ja latałam tam tyle razy, że znałam każdy kamyczek. Każdą dziurę. Musiałam tylko znaleźć odpowiednie miejsce.
- Damy radę. Spokojnie.
Rozpoczęliśmy procedurę lądowania. Raz prawe skrzydło, raz lewe. Dziób w górę, ogon w dól, w prawo, lewo. I tak po kawałku, dopasowując się do tych niewielkich dziur, udało nam się wlecieć wreszcie na wolną przestrzeń i spokojnie wylądować. Obudziłam pasażerów.
- Paweł ty wyciągnij z Mateuszem bagaże a ja pójdę załatwić jakiś pojazd.
- Dzień dobry. Mogę wypożyczyć jakiś kabriolet? - Zapytałam na lotnisku. Na szczęście nie wymagano ode mnie odprawy.
- Oczywiście wasza... - Przerwałam mojej rozmówczyni.
- Dobra, dziękuję! - Podjechałam po moich pasażerów. Najpierw do szpitala na badania, bo lot mógł coś przyspieszyć albo co a potem do hotelu. Taki miałam plan!
- Dzień dobry mam dla was pacjentów. - Uśmiechnęłam się do rejestratorki, żeby też powstrzymać niewygodne dla mnie przywitanie. Przywołałam Pawła z jego żoną. Jako, że byli oni zapisani, nie powinno to trwać długo.
- Agila? Agila! To ty! Ja pierdolę! - Usłyszałam zza placów znajomy głos. Odwróciłam się. Przystojny jak zwykle ordynator położnictwa stał w połowie korytarza z wyciągniętymi w geście przywitania rękoma.
- Ute! - Uśmiechnęłam się i poszłam się przywitać.
- Przyjechałaś na urodziny babci?
- Właściwie to nie. Przywiozłam tylko pacjentkę. Kiedy te urodziny?
- Jutro. - Jesu kompletnie zapomniałam o jutrzejszej dacie. Moja babcia miała 80 urodziny właśnie jutro. Chyba jednak zmienię nasze plany...
- Ona będzie? - Chodziło mi o kobietę, przez którą pokręciło mi się całe moje dotychczasowe życie.
- Nie wiem. Naprawdę. Nie mam z nią kontaktu. - Ute się chyba zmartwił.
- Pomyślę.
- Dobra. Spadam do mojej pacjentki. - Ute podszedł do Pawła i jego żony.
- Paweł! - Zawołałam. - Spotykamy się tutaj, w tym miejscu za godzinę. Jakby jeszcze nas nie było, to poczekajcie! - W mgnieniu oka zmieniłam swoje i równocześnie nasze, plany. Wsiedliśmy z Pawłem do auta i pojechaliśmy. Powinno mnie zaniepokoić milczenie Pawła. Ale ja chciałam być jak najszybciej na miejscu. Dojazd na miejsce zajął nam około 20 minut. w tym czasie Paweł odezwał się tylko raz.
- Dokąd jedziemy?
- Jedziemy zostawić nasze torby tam, gdzie będziemy nocować. - Musiałam, po prostu musiałam skorzystać z takiej okazji! Podjechaliśmy pod bramę a potem pod dom. Zatrzymałam samochód, wyskoczyłam z niego. Jak tu pięknie!
- Panienka! Och! Jaka niespodzianka! - Genowefa zawsze nas kochała. Podbiegłam się przywitać.
- Witaj! Babcia w domu?
- Tak. W ogrodzie. Zbiera kwiaty. - Puściłam Genowefę i poszłam przywitać się z babcią, która właśnie ukazała się na szczycie schodów.
- Babciu... - Nie potrafiłam powiedzieć nic więcej. Cztery długie lata jej nie widziałam. Tak ją kocham! I tak mi jej brakowało. Brakowało tego miejsca...
- Agila wróciłaś.... Nareszcie...
- Przywiozłam pacjentkę dla Ute. Muszę teraz wrócić, żeby ją z mężem ulokować w hotelu ale wrócę. Wniesiemy tylko nasze bagaże. Mój pokój nadal wolny?
- Nie musi panienka wnosić. Jeremi już wniósł. Pokój oczywiście, że wolny. Dla panicza naszykujemy gościnny. - Informację o pokoju gościnnym przyjęłam z przekąsem ale cóż...
- Babciu przepraszam ale zapomniałam przedstawić - to Paweł. Mój.... znajomy.
- Paweł miło mi. - Wiedział jak się zachować, choć pewno był zdziwiony sytuacją. Nie dziwię się mu.
- Dobra. Teraz naprawdę musimy się spieszyć. Wsiadaj Paweł, ruszamy do twojego brata. - Wsiadł bez słowa. Ruszyliśmy. Nie odjechaliśmy jednak daleko i.........
- Zatrzymaj auto! Zatrzymaj mówię do ciebie! - Krzyczał Paweł.
Subskrybuj:
Posty (Atom)